Przez cały sobotni wieczór Ariel poruszała tylko jeden temat. Opowiadała o przebiegu lekcji baletu, o trenerce, o wyglądzie sali, w której trenowała, o koleżankach, które polubiła i tych, które nie przypadły jej do gustu. Zaprezentowała prostą figurę, którą powinna opanować na najbliższe zajęcia.
Słuchałam jej z zainteresowaniem, przytakując głową z delikatnym uśmiechem. Miała wypieki na twarzy, a jej brązowe oczy szkliły się z ekscytacji. Przypatrując się im, widziałam tatę. Opiekuńczego, radosnego i pełnego energii. Patrząc w oczy Ariel, czułam się jakbym stała z nim twarzą w twarz. Jej widok sprawiał, że czułam przyjemne ciepło na klatce piersiowej. Jej dziecięcy entuzjazm i jej niewinność przeganiały chmury na moim zachmurzonym niebie. Odsuwały zmartwienia w cień.
W dziwny sposób uspokajały.
Położyłam się do łóżka późno. Kiedy udało mi się zagonić Ariel do łóżka, zajęłam się sprzątaniem. Mieszkanie nie było w stanie idealnym. Nie miał kto się nim zająć. Mama pomiędzy dwiema pracami, odsypiała. Był to jej pierwszy dzień w dodatkowym zatrudnieniu, a ja już potrafiłam dostrzec jak mizernieje. Jak jej sylwetka garbi się bardziej. Jak kolejne włosy siwieją. Martwiłam się. A to nie pomagało mi w sytuacji, w której się znajdowałam.
*
W niedzielny poranek wstałam późno. Zmęczona wrażeniami ostatnich dwóch dni, nie miałam siły by zmusić się do wczesnej pobudki. Chciałam ukryć się pod kołdrą i rozkoszując się słońcem wpadającym przez okno zapomnieć choć przez chwilę o zmartwieniach. O poczuciu winy, o kłamstwach, o niewygodnych myślach, które nie dawały mi spokoju.
Zegarek wskazywał kilka minut po jedenastej, kiedy rozespana twarz Ariel pojawiła się w lekko uchylonych drzwiach mojego pokoju. Wahała się przez moment, upewniając się czy moje oczy są zamknięte czy tylko lekko przymrużone. Kiedy zachęcająco się uśmiechnęłam, pokonała dzielącą nas odległość i wskoczyła na łóżko. Materac ugiął się pod jej ciężarem.
Położyła się obok. Wtuliła w mój bok a ja instynktownie pogłaskałam ją po jasnych pasmach włosów, które w nieładzie opadały na jej twarz. Ucałowałam jej czoło.
- Czy... mama już się obudziła? - mój głos też był zaspany. Lekko zachrypnięty. Odchrząknęłam, by przywrócić mu jego dawny ton.
- Nie.
- A ty? Jak długo nie śpisz?
- Chwilę. Kilka minut. Nie chciałam cię budzić.
Kącik moich ust mimowolnie uniósł się ku górze. Wzrok skupiałam na suficie, a sama wsłuchiwałam się w odgłosy miasta dochodzące zza uchylonego okna.
- Nie obudziłaś.
Leżałyśmy w ciszy. Z minuty na minutę gwar ulicy narastał. Próbowałam skupić się na śpiewie ptaków, które chciały przebić się przez hałas. Przychodziło mi to z trudem. Może dlatego, że moje myśli ciągle uciekały do tego co miało czekać mnie dnia następnego. Rozmowy o pracę, od której wiele miało zależeć.
Ta świadomość mnie paraliżowała. Sprawiała, że moje mięśnie delikatnie się napinały, a bicie serca przyspieszało. Walczyłam sama ze sobą, by nie dać nic po sobie poznać. Ariel nie mogła niczego wiedzieć.
Wypuściłam niezauważalnie powietrze i otworzyłam usta, by coś powiedzieć. Cokolwiek co pozwoliłoby mi przerwać uciążliwą dla mnie ciszę. Ariel mnie uprzedziła.
- Mamie chyba nie podoba się w pracy. - wyznała.
Byłam zaskoczona jej słowami. Utkwiłam w niej zaniepokojone spojrzenie, a ona wierciła wzrokiem dziurę w ścianie naprzeciwko.
CZYTASZ
Oren
Dla nastolatkówEloise Whitlaw miała zaledwie dwanaście lat, kiedy po tragicznej śmierci ojca, życie zażądało od niej bycia dorosłą. Odpowiedzialność za młodszą siostrę, obskurne mieszkanko i pogrążającą się w depresji mamą spoczęło na jej barkach. Przez pięć lat w...