Przekroczyłam skrzypiącą bramę ogradzającą posiadłość państwa Gardner. Machinalnie uniosłam głowę, by spojrzeć w okno, które skrywało za sobą pokój Orena. Nie dostrzegłam w nim żadnego kształtu. Żadnej twarzy przyglądającej się mojej postaci.
Przepchnęłam wózek przez drogę prowadzącą wprost pod drzwi. Pokonałam schody i wtargnęłam do holu, kiedy te otworzyły się przy pomocy Haydena. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, prowadząc dwójkę energicznie podskakujących i głośno piszczących bliźniąt. Ich śmiechy odbijały się echem od ścian informując każdego obecnego wewnątrz domu o naszym przybyciu.
Ich dłonie wyswobodziły się z mojego uścisku, kiedy przekroczyliśmy próg salonu. Rzucili się biegiem w kierunku pudła, skrywającego ich zabawki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu jakby szukając śladów obecności Orena w tym miejscu. Zatrzymałam spojrzenie na schodach prowadzących w górę i wytężałam słuch, by dociec czy ponownie nie chowa się w swoim pokoju. Głosy dzieci skutecznie mi to uniemożliwiły.
Nie byłam pewna jak postąpiłabym w przypadku, kiedy wiedziałabym, że tutaj jest. Że pochyla się nad swoim kreślarskim biurkiem i dłonią wodzi nad kartką, tworząc na niej linie skupiające się w perfekcyjną całość. Ale chciałam go zobaczyć. By przekonać się, że wrogie nastawienie jakim mnie obdarzył było przypadkiem. Chwilą złego nastroju. Negatywnych emocji, którym musiał dać ujście. Że z Orena Gardnera jakiego dane było mi poznać, pozostało coś jeszcze.
- Eloise?
Podskoczyłam nieznacznie, zaskoczona czyjąś obecnością. Odwróciłam wzrok, mrugając jakbym dopiero wtedy przypomniała sobie o tej czynności. Kiedy spojrzałam przez ramię, moje policzka zapiekły mnie pod wpływem rumieńca. Poczułam się jakby przyłapano mnie na czymś czego robić nie powinnam.
- Oh, wróciliście. - Denise chłonęła wzrokiem pomieszczenie, dłonie zaciskając na kolorowej ściereczce. Kosmyki jej włosów niechlujnie wymknęły się spod uścisku jej gumki. Wyglądała na zmęczoną.
- Dosłownie przed chwilą. - odparłam, siląc się na uśmiech. Odwzajemniła go jakby nieświadoma, że mój był całkowicie nieszczery. Byłam zbyt zmęczona by wydawał się on prawdziwy.
- Jak było?
- Dobrze.
Kiwnęła głową w rozumiejącym geście jakby dotarło do niej, że nie mam ochoty na wyjawianie szczegółów. Denise również nie wiedziała, że nasz spacer był tylko pretekstem, bym mogła zjawić się na przedstawieniu Ariel. Nikt nie wiedział. Zrobiłam to bez jakiejkolwiek konsultacji.
- Dzwoniła Sabine. - zmieniła nagle temat, kiedy na moment bezmyślnie odwróciłam wzrok w kierunku schodów. - Chciała bym w jej imieniu o coś cię zapytała.
Znów przyjrzałam się jej twarzy. Na policzkach różowiały rumieńce, będące oznaką wyczerpania. Zdawała się mieć sporo pracy. Jej fartuch był ubrudzony.
- Słucham?
- Państwo Gardner chcą zorganizować uroczyste obchody czwartego lipca. Mają zamiar zaprosić partnerów biznesowych i liczą na twoją pomoc przy opiece nad dziećmi podczas przyjęcia.
Machinalnie uniosłam brwi ku górze, spoglądając na nią i przetwarzając w głowie jej słowa. Zerknęłam przez ramię na dwójkę bawiących się dzieci. Do tej pory ani razu moje myśli nie wybiegły do dnia niepodległości. Nie zastanawiałam się w jaki sposób je spędzimy. My - jako rodzina. Zdawałam się zapomnieć, że takowe święto w ogóle istnieje.
Przez myśl przebiegły mi w zawrotnej prędkości obrazy, układające się w jeden, spójny film, będący wspomnieniem sprzed kilku lat. Z czasów gdy mój tata żył, a każde święto czwartego lipca spędzaliśmy wychodząc na ulicę i obserwując przechodzącą przez miasto paradę. Później udawaliśmy się do restauracji, by zjeść wspólnie uroczysty obiad. Zawsze wybieraliśmy nowe lokale. Tata twierdził, że poznawanie nowych smaków nada temu dniu jeszcze odrobiny wyjątkowości, bo nie ma nic specjalnego w tym co powtarzalne. Nie zgadzałam się z nim. Byłam zdania, że to co powtarzalne musi być wyjątkowe, skoro chcemy do tego wracać. Ale nigdy się nie spierałam. Lubiłam odwiedzać kolejne restauracje.
CZYTASZ
Oren
Teen FictionEloise Whitlaw miała zaledwie dwanaście lat, kiedy po tragicznej śmierci ojca, życie zażądało od niej bycia dorosłą. Odpowiedzialność za młodszą siostrę, obskurne mieszkanko i pogrążającą się w depresji mamą spoczęło na jej barkach. Przez pięć lat w...