Starałam się otrzeć mokre policzka o materiał koszulki na moim ramieniu. Dłoń miałam zajętą trzymaniem jej kurczowo na drobnej rączce chłopca. Drugą podtrzymywałam niespokojne ciało jego siostry, która kurczowo owinęła ramiona wokół mojej szyi, jakby obawiała się upadku. A może po prostu chciała mnie wesprzeć.
Myśli bombardowały w ścianach mojej głowy. Odczuwałam zbyt wiele sprzecznych emocji na raz. Jedną z nich było poczucie winy związane z tym, że cała sytuacja, która miała miejsce zaledwie kilka minut temu odgrywała się na oczach dzieci. Nie widziałam ich twarzy, zbyt bardzo skupiona na dzienniku, który trafił w nieodpowiednie ręce. Mogłam jedynie wyobrazić sobie jak zdezorientowanie zawłada ich niewinnymi minami. Jak oczy szeroko otwarte błądzą po pomieszczeniu, chcąc odnaleźć przyczynę tego zajścia. Nie wiedziałam czy coś z tego zrozumieli. Sama niewiele rozumiałam.
Gniew przyspieszał tętno w moich żyłach. Czułam jak krew pulsuje pod moją skórą. Na każde wspomnienie, momentu kiedy Oren Gardner trzymał w dłoniach moją własność, kiedy wodził po niej swoimi szarymi jak popiół oczyma, kiedy miał wgląd do cząstki mojej duszy, zalewała mnie fala dziwnego gorąca i rozpaczy. Co jakiś czas, kolana miękły mi i uginały się pod ciężarem mojego ciała, jakby to wszystko pozbawiło mnie sił. Wyssało ze mnie całą energię. Czułam się całkiem ciężka, jakby moje ciało zamieniło się w kamień. Miałam wrażenie, że za moment się rozpadnę. Uderzę o posadzkę domu państwa Gardner i rozsypię się na kilkaset kawałków. Że zostanie ze mnie kupka nic nieznaczącego gruzu.
Nie spodziewałam się jak po wielu latach odtrącenia i niechęci zrozumienia przez wszystkich dookoła, ciężko będzie pozwolić komuś na zobaczenie we mnie czegoś więcej niż to co reprezentowało moje ciało i wymawiane nieskładnie dla innych słowa. Zatraciłam chęć na zrobienie tego. Zamknęłam się na takie możliwości. Odgrodziłam murem, czując się za nim bezpieczna, bo byłam za nim sama ze sobą. A teraz ten mur został pokonany. Jakby Oren Gardner zdołał przebić go, pozbawiając kilku cegiełek, bez których powstała wyrwa. Dziura, dzięki której mógł choć odrobinę mnie sięgnąć. I zrobił to poprzez wtargnięcie do mojego intymnego świata, pełnego nocnych koszmarów. Złych omenów, które stały się naturalnością w moim życiu.
Dlaczego pozwoliłam mu to zrobić? W mojej głowie miotała się myśl, która oskarżała mnie o kuszenie losu. Dawałam mu szansę, biorąc zeszyt ze sobą. Przez tyle lat chowałam go w regale pomiędzy książkami, by nikt go nie znalazł, a dziś pokazałam go światu. A ten skorzystał z okazji, zsyłając mi Orena Gardnera, który był ostatnią osobą przed jaką chciałabym się otworzyć.
Zagryzłam mocniej wargę, zdając sobie sprawę, że tworzę na niej krwawy ślad. Szłam prosto, kierując się intuicją, bo oczy miałam zamknięte. Zaciskałam powieki, nie chcąc umożliwić łzom wypłynięcie na policzka. Niezrozumiałe spojrzenia dwójki zaniepokojonych bliźniąt wypalały ślady na mojej twarzy.
- Eloise? - odwróciłam się, kiedy znajomy głos wypowiedział moje imię. Machinalnie uniosłam kąciki ust ku górze, wykrzywiając usta w uśmiechu. Starałam się wyglądać przekonywująco, choć byłam pewna, że moje oczy wiele zdradzają. - Czy wszystko w porządku?
- Tak. Właśnie chciałam zabrać dzieci na spacer. - odparłam.
Sabine Gardner odgarnęła gruby kosmyk jasnych loków za ucho i skrzyżowała ręce na piersi. Miała na sobie długą spódnicę, która optycznie wydłużyła jej ciało. Wyraz jej niespokojnej twarzy zupełnie nie pasował do kolorowego stroju. Po raz pierwszy wydawał mi się być nieodpowiedni do sytuacji. Na moment zapomniałam, że tylko nad moim światem zebrały się chmury. Że życia wszystkich innych wokół mnie ludzi, nie wiedzą że gdzieś indziej pada deszcz, bo przecież u nich świeci słońce.
CZYTASZ
Oren
Dla nastolatkówEloise Whitlaw miała zaledwie dwanaście lat, kiedy po tragicznej śmierci ojca, życie zażądało od niej bycia dorosłą. Odpowiedzialność za młodszą siostrę, obskurne mieszkanko i pogrążającą się w depresji mamą spoczęło na jej barkach. Przez pięć lat w...