Jedenaście

370 13 0
                                    

- Oren Gardner to synonim charakteru skomplikowanego. Ale zarazem jego antonim. - patrzyłam na Denise, której wargi układały się w spokojny półuśmiech. Przygryzałam policzka od środka, ściągając przy tym brwi. 

- To nielogiczne. - stwierdziłam.

- Tak. - wzruszyła ramieniem. - Ale prawdziwe. 

Parsknęłam cichym śmiechem pod nosem na myśl, że natrafiłam na godną siebie przeciwniczkę. Zazwyczaj to ja byłam osobą, mówiącą rzeczy niezrozumiałe dla wszystkich wkoło. Tym razem była nią Denise, a ja przez moment poczułam się jak Ariel, która zbłąkanym i zawstydzonym wzrokiem wodziła po mojej twarzy, niemal błagając o wyjaśnienia. Teraz i ja ich potrzebowałam. 

- Co masz na myśli? 

- Charakter Orena jest przejrzysty, kiedy zachowuje się tak jak ja go kojarzę. Kiedy jest opiekuńczy wobec swojego rodzeństwa, kiedy martwi się o nie, pyta, uśmiecha w ich kierunku i stara się rozbawić gdy płaczą. Kiedy dzielnie znosi sytuacje, jakie los mu przydzielił, kiedy życzy miłego dnia, kiedy robi to co lubi i to w czym jest dobry. Ale wszystko to miesza się, kiedy staje się taki jakiego widzisz go ty. - zaczerpnęłam cicho powietrza, jakby przypominając sobie o oddychaniu. Spijałam w skupieniu każde słowo z ust Denise, jakby od nich zależało moje życie. Dlaczego? Nie miałam zielonego pojęcia. - Są sytuacje, kiedy wszystkie te dobre cechy przeobrażają się w wady. Kiedy wybucha gniewem i frustracją, kiedy popada w dziwne obłędy, gubi swoją drogę. Czasami mam wrażenie, że nie ma jednego Orena Gardnera. Że jest ich dwóch. Ja poznałam jednego z nich. Ty zaś drugiego. A kiedy pozna się już, któregoś z nich, ciężko jest wyrzucić z głowy wyobrażenie, którym nas uraczył.

W pomieszczeniu osiedliła się cisza. Wypełniła je wzdłuż i wszerz. Przerywały ją tylko nasze ciche oddechy i moje bębniące szaleńczo serce. Choć byłam pewna, że tylko ja słyszę jego bicie. Słowa Denise brzmiały pięknie. Jakby czytała jedną z książek, po którą z chęcią chciałabym sięgnąć. Wywarły na mnie wrażenie jak wiele ze spisanych w tomikach myśli. Poczułam, że i je również mogę zapamiętać, choć tak ciężko było uwierzyć mi w ich prawdziwość. 

- Jestem pewna, że za jakiś czas i ty poznasz "moją" wersję Orena. - dodała nakreślając w powietrzu palcami znak cudzysłowie. Uśmiechnęła się, jakby chcąc mnie przekonać do słuszności tych słów. Nie przekonała. 

Nie potrafiłam wyobrazić sobie rzeczywistości, w której Oren Gardner jest w stanie wyjawić mi więcej niż niechęć, żelazne spojrzenie, zaciśniętą w nerwowym odruchu szczękę i pełny nieprzychylności ton głosu, który sprawiał, że wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegał nieprzyjemny dreszcz. 

Westchnęłam cicho, starając się by Denise tego nie usłyszała. Dalej bawiłam się palcami. Odtwarzałam w głowie jej słowa, a za każdym razem wydawały się być one coraz bardziej absurdalne. Parsknęłam krótkim śmiechem pod nosem, czując na sobie czujny wzrok dziewczyny.

- Brzmi nierealnie. - odparłam. 

- Być może. Ale jeśli ty otworzysz się na niego, on otworzy się na ciebie. - wzruszyła ramieniem.

- Jestem otwarta. Na wszystkich ludzi. - podniosłam lekko ton głosu z nutą oburzenia. - To oni nie są otwarci na mnie. 

- Na pewno? - zmarszczyłam brwi, patrząc na nią niezrozumiale. Przez moment w mojej głowie przewinęły się wszystkie obrazy związane z Orenem Gardnerem. Począwszy od pierwszego dnia, kiedy zjawił się tutaj nietrzeźwy, aż do sytuacji sprzed kilkudziesięciu minut. Niepewnie skinęłam głową. Wzrok Denise dalej wydawał się być pełen dezaprobaty, jakby chciała mnie nakłonić do dalszych przemyśleń. - Groził mi wyrzuceniem. - rzuciłam gorączkowo, wzruszając ramionami w ramach usprawiedliwienia. Denise wydawała się niezaskoczona. Niewzruszona. Jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego co działo się podczas jej nieobecności. 

OrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz