Dwadzieścia osiem

246 7 0
                                    

- Eloise? Czy wszystko w porządku?

Podniosłam głowę, którą dotychczas opierałam na dłoni. Siedziałam przy stole, obojętny wzrok skupiając na czerwonej kontrolce urządzenia. Byłam zbyt bardzo pochłonięta myślami, by słyszeć graną w tle muzykę. Poruszające się w rytm melodii, gdzieś w oddali sylwetki były dla mnie tylko rozmazanym kształtem.

- Oh, jak się pani bawi? - wyprostowałam się na krześle, kiedy Sabine Gardner opadła na siedzenie na przeciwko mnie. Wymusiłam uśmiech, choć zaniepokojenie na jej twarzy zdradziło, że wcale mi nie uwierzyła.

- Ja bawię się świetnie, ale jak ty się bawisz? - na jej czole pogłębiła się zmarszczka. Mierzyła mnie niespokojnym spojrzeniem.

-Bardzo dobrze. - skłamałam. - Jestem już tylko trochę zmęczona.

Wzruszyłam lekceważąco ramieniem, niedbale wskazując na swoje oczy. Zaśmiałam się cicho z trudem, jakby to miało wytłumaczyć moje napuchnięte od płaczu powieki.

- Powinnaś już pójść do domu. - stwierdziła. - Ja przypilnuję dzieci. Właściwie pozostała już tylko godzina do końca. - zerknęła na niewielki zegarek na swoim nadgarstku.

Nie protestowałam. Rzeczywiście byłam wyczerpana, choć w zupełnie innym znaczeniu tego słowa niż Sabine mogła się spodziewać. Skinęłam jedynie głową.

- Poproszę Haydena, by odwiózł cię do domu.

- Dziękuje. - szepnęłam, nie odnalazłszy w sobie wystarczająco siły, by wypowiedzieć to słowo głośniej. Oddałam w jej dłonie elektroniczną nianię, którą od jakiegoś czasu tuliłam w dłoniach jak żywe dziecko.

Podniosłam się z miejsca. Zagarnęłam włosy na jedno ramię, wychodząc z namiotu. Kiwnęłam jedynie głową w kierunku Denise stojącej gdzieś na uboczu. Rozmawiała z jednym z gości, choć odprowadzała mnie wzrokiem do wyjścia. Uśmiechnęła się, choć dostrzegłam w tym geście zawahanie, kiedy znalazłam się na tyle blisko niej, by mogła zobaczyć wyraz mojej twarzy. Zagryzłam wargę speszona faktem, że tak łatwo było mnie rozczytać. Że wystarczył jeden rzut oka, by móc zorientować się, że nie pozostało we mnie nic co prezentowałam kilka godzin wcześniej. Żadnej radości, żadnego szczęścia, żadnej pewności siebie. Gracja i kobiecość, którą odczuwałam, nagle się ulotniły.

Nie czekałam długo aż Sabine ponownie zjawi się obok mnie. Hayden dotrzymywał jej kroku, zarzucając na ramiona marynarkę. Nocny wiatr był nieco chłodniejszy. Bardziej orzeźwiający. Otuliłam się ramionami, kiedy musnął moją skórę.

- Bardzo ci dziękuję, Eloise. Za pomoc. - Sabine uśmiechnęła się w matczyny sposób. Było w tym coś nad wyraz ciepłego. Coś co ugodziło prosto w okolice mojej klatki piersiowej. Odwzajemniłam to choć bez przekonania i bez tej intensywności jaką ona przekazywała mnie. 

- Przyjemność po mojej stronie. Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze.

Odwróciłam się, nie czekając na odpowiedź. Zmartwione spojrzenie Sabine Gardner ciążyło na moich plecach do momentu, w którym nie zniknęłam za rogiem posiadłości. Nie odwracałam głowy w kierunku ławki stojącej na uboczu. Udawałam, że wcale jej tam nie ma. Że drzewa i choinki zdążyły pochłonąć ją w całości. I że wcale nie była ona świadkiem pocałunku pomiędzy mną a Orenem Gardnerem. Tym którego przez pewien czas nienawidziłam i tym, który przez jakiś czas nienawidził mnie. Tym, który teraz tkwił zamknięty w ścianach swojego pokoju. Wiedziałam to, bo za oknem tliło się słabe światło lampki ustawionej przy biurku.

Część nocy, która pozostała mi po przyjęciu wcale nie przyniosła mi ukojenia. Leżałam na łóżku, ubrana w balową suknię, bo nie odnalazłam wystarczająco siły, żeby ją z siebie ściągnąć. Przymykałam napuchnięte powieki, oddając się goszczącej wokół ciszy.

OrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz