Początkowo jaskrawe światło niemal zupełnie oślepiło Lira. Pamiętał opuszczony kościół, wybuch, a także wieżę, która ciężko runęła na ziemię. Niczym ogromny młot, uderzyła w niego, zupełnie zwalając go z nóg. To wszystko wydarzyło się tak płynnie i tak szybko, że mimo iż wiedział doskonale, co takiego go spotkało, to wciąż nie mogło to do niego dotrzeć. Jedną ręką zdjął z nosa okulary, drugą rozmasował skronie. Próbował przyzwyczaić wzrok do wszechobecnej bieli, a przy okazji jakoś załagodzić ten niemiłosierny ból głowy, który nasilał się z każdą chwilą. Westchnął, siadając na ławce z białego marmuru i rozejrzał się dookoła, ale poza barczystym mężczyzną, który siedział na podłodze, oparty plecami o ścianę, ramionami obejmując kolana, nikogo więcej tu nie było. Lir uśmiechnął się boleśnie, czując, jak coraz bardziej rośnie w nim poczucie bezsilności.
— Przeznaczenie płata nam różne figle, Ragnarze — powiedział, na próżno starając się zapanować nad drżącym głosem. — Ale ta sytuacja zdecydowanie jest najdziwniejszym, co przytrafiło mi się w ciągu całego życia. I mówię o tym w pełnym przekonaniu. Bo wiesz, Ragnarze... teraz już nic nowego nam się nie przytrafi. To koniec. Wygląda na to, że my...
— Nie kończ — przerwał mu bohater, ale nie spojrzał w jego stronę. Wciąż uparcie wpatrywał się w czubki swoich butów. — Nie kończ tego. Oboje wiemy co się stało, ale nie możesz tego powiedzieć na głos. Nie możesz tego nazwać, bo inaczej stanie się to prawdą. Słowa mają wielką moc. Nie należy jej lekceważyć.
— Jeśli mówi to sam Morderca Umysłów, to chyba nie powinienem się spierać — odparł.
Lir nie mógł tego powiedzieć na głos, ale byli martwi. I z jakiegoś powodu, który był dla niego niepojęty, znaleźli się razem w Atrium — miejscu pomiędzy życiem a śmiercią. Przedsionku do życia wiecznego. Poczekalni dla dusz, które niecierpliwie wyczekują Unduni, by raz na zawsze stać się z nią jednością... a przynajmniej w to właśnie wierzyli farashanie. Teraz, gdy Lir osobiście znalazł się w Atrium, nie potrafił odnaleźć w sobie tej radości, o której myślał, że będzie czuć. Jedyne, co w nim pozostało, to żal i smutek. Szykowała się wojna, której nie zdołał powstrzymać. Brave spłonie od ognia farashan. Zostanie zgrabione i zrównane z ziemią. Stanie się początkiem wojny, której pragnęła Erre, a której on tak bardzo chciał zapobiec.
— Jak myślisz, Ragnarze... co się teraz stanie? — zapytał Lir, odwracając wzrok od bohatera. Nie chciał na niego patrzeć, bo wiedział, że on czuje to samo. Ragnar również nie zdołał zapobiec wojnie. Jego śmierć, choć silnie wpłynie na morale żołnierzy, stanie się głównym pretekstem do unicestwienia wrogiego ludziom gatunku.
— Czekamy — odparł. Chociaż sam nie do końca wierzył w to, że może im to jakoś pomóc, zdecydował się zaufać jednym z ostatnich słów, które przed śmiercią wypowiedziała jego siostra. Raisa zdołała go uratować. Chociaż miał wtedy umrzeć, ona mu pomogła. Teraz nadszedł czas, aby on pomógł komuś innemu.
Ragnar milczał. Zbierał myśli, które chciał przekuć w Rozkaz potężniejszy niż wszystkie inne. Nie słyszał, żeby ktoś poza jego siostrą dokonał czegoś podobnego. Nie wyobrażał sobie nawet, że kiedyś tego użyje. Bał się własnej mocy, która rozpaczliwie błagała go, by z niej korzystał. Która ani na chwilę nie dawała mu spokoju, próbując wślizgnąć się pomiędzy słowa, które codziennie wypowiadał. Moc Mordercy Umysłów została stworzona po to, by przynosić zmiany, kształtować świadomość i ludzi. Nie lubiła pozostawać bezczynna, gdy jej ukochanemu bohaterowi coś się nie podobało. Chciała dla niego zmieniać wszystko i wszystkich. Zrobić z niego byt absolutny, który ma prawo panować nad każdą żywą istotą, nad jej czynami i myślami, a nawet decydować o tym, czy ta osoba ma prawo dalej żyć lub czy może już umrzeć.
CZYTASZ
Morderca umysłów
FantasyWalcz słowem, to ono ma moc, która nie śniła się nawet bohaterom. Słowa potrafią być bardziej niebezpieczne, niż nam się wydaje. Może to dlatego Ragnar, ostatni człowiek złotej krwi i jedyna nadzieja świata na zakończenie wojny, wybrał właśnie je na...