2.02: Piece i niesnaski

32 8 11
                                    

— Kuzynko! Już myślałem, że o mnie zapomniałaś! Wchodźcie, wchodźcie, bo zimno wpada, a i butów nie ściągajcie — zarządził właściciel przybytku, zerkając przyjaźnie między innymi na Rudeusza. Ten szybko zrozumiał dlaczego. Choć sam dom nie wyglądał na zaniedbany, to podłogę pokrywała cienka warstwa popiołu i kurzu, a przy wejściu stała waza ze świeżymi kwiatami, wepchniętymi na siłę do ewidentnie już lekko zwiędniętych towarzyszy z poprzedniego bukietu. Zdun zaprowadził ich do dużego salonu, będącego swego rodzaju pracownią. Rudi z ulgą przywitał stojącą obok misę z owocami i dzbanek z parującą herbatą. Nie mógł się doczekać chwili, gdy ugrzeje zmarznięte dłonie o ciepły kubek. Na stole leżał też pokaźny stos szkiców, a rysunki nakreślone były tak gęsto, że ciężko było stwierdzić, czy przedstawiają jeden projekt, czy kilkanaście.

Pierwsze minuty nie nosiły w sobie, zwykłego dla takich spotkań, napięcia. Wręcz przeciwnie Zdun powitał ich z otwartymi ramionami jak dawno niewidzianych znajomych. Lara odegrała w tym sporą rolę. Przedstawiła Lira kuzynowi i raz na jakiś czas wtrącała kilka słów do rozmowy o niczym — jak to postrzegał Rudi. Chłopak ożywił się dopiero wtedy, gdy temat zszedł na niepełnosprawność Lira, a mianowicie jego środka transportu. Miryl wydawał się przygotowany na to, że Lir pojawi się na wózku. Nie krył zaciekawienia urządzeniem, ale nie trudno było zauważyć, że starał się omijać temat jego konstruktora. Na wzmiankę o wytwórcy wodołazów szczęka zduna lekko zadrżała, a oczy pociemniały niebezpiecznie. Na szczęście dla panującej atmosfery, zdun zaraz się rozpromienił i dalej dyskutował z Lirem na kompletnie inny temat.

Pomimo dobrego pierwszego wrażenia Rudi czuł się nie na miejscu. Znużony przyglądał się zebranym i najchętniej wróciłby do domu, by zająć się czytaniem kolejnej pozycji z kolekcji Lira. Ostatnio to właśnie to stało się jego ulubionym zajęciem w wolnym czasie. Czuł się wtedy trochę tak, jak gdy trafił w wieku pięciu lat do biblioteki na nauki na skrybę. Wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie pracował dla bohatera, a tym bardziej nie spodziewał się, że przyjdzie mu mieszkać w jednym domu z potworem. Żałował, że nie wziął jakiejś książki ze sobą, ale nawet jakby jakąś przemycił, nie wypadałoby jej czytać w towarzystwie.

Rudi utkwił ponaglające spojrzenie w swoim pracodawcy, który zdawał się czuć jak ryba w wodzie. Nawet jeśli skłamał, że nie wiedział, kim jest zdun, to nie było łatwiejszego sposobu na zaskarbienie sobie sympatii niż poprzez znajomości. Mimo to chłopak nadal nie rozumiał, po co Lirowi nowy piec. Przecież jego obecny był dziełem sztuki. Wątpił, aby udało mu się znaleźć coś lepszego, nawet jeśli wyłożyłby na niego całą swoją fortunę.

— Przyznam, że nie znam się na tym temacie, dlatego liczę na pana. Z pewnością, już nie jedno dzieło wyszło spod pana ręki. — Lir wreszcie przeszedł do sedna spotkania.

— Darujmy sobie tego pana. Żaden pan ze mnie. Miryl jestem.

— Lir. Ciekawi mnie bezpieczeństwo. Jeśli piec jest szczelny i zdolny do podtrzymywania wyższej temperatury to tym samym czy jest szansa oszklenia? Oczywiście przy zastosowaniu zanieczyszczonego opału. Czy w takim wypadku jest jakieś ryzyko, że dojdzie do wybuchu?

Zdun roześmiał się.

— Spokojnie! Nie, to niemożliwe. — Pokręcił głową rozbawiony. — Taki piec ma za małą temperaturę. Do tego potrzebowałbyś pieca hutniczego! — Ożywił się jeszcze bardziej i Rudi ze zdziwieniem stwierdził, że mężczyzna opowiadał z jeszcze większą pasją niż dotychczas. Nawet on przez chwilę poczuł się zainteresowany tym, jaka jest temperatura zdolna topić piasek. O co trzeba zadbać, aby piec był stabilny. O piecach donicowych i wannowo-zmianowych. Dopiero sugestywne chrząknięcie Lary, wyrwało rzemieślnika z lekcji na temat zduństwa.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz