18: Głupi pacyfista

132 22 39
                                    

Lodowate powietrze wdarło się do pomieszczenia, wyrywając z drzemki opiekuna domu. Manul drgnął niechętnie, po czym otworzywszy jedno oko, posłał mordercze spojrzenie w stronę powodu jego pobudki. Nagły błysk szalejącej na zewnątrz burzy, rozświetlił sylwetkę farashanki, zniekształconej przez kogoś uwieszonego na jej szyi. Absynt zmarszczył nos na ich widok i leniwie się przeciągnął. Ulewa nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, ale zimne powietrze czeszące jego świeżo ułożone futro zdecydowanie zakłócało przyjemną drzemkę. Kotowaty podszedł do podłokietnika kanapy i wdrapał się na niego, z ledwością mieszcząc tłusty tyłek na i tak sporym oparciu. Uważnie przyjrzał się przybyszom. Rasha, z fioletowymi wypiekami na twarzy siłowała się z sflaczałym rudzielcem. Przeszła trzy kroki i bez ceregieli puściła chłopaka.

Po salonie rozniósł się nieprzyjemny plask. Błoto, woda i do tego zwłoki. Tego było za wiele. Manul położył po sobie niedźwiedzie uszy i niezadowolony zasyczał. Potworzyca nie zwróciła jednak na niego najmniejszej uwagi. Odetchnęła z ulgą, pozbywając się niewygodnego balastu i potrząsnęła głową, rozbryzgując wszędzie kropelki wody z włosów. Przeczesała palcami mokre kosmyki i dopiero teraz spojrzała w kierunku, oburzonego Absynta.

- Ty cholerna kupo futra, co się patrzysz? - warknęła do kota, po czym zamknęła drzwi kopniakiem, tak, że ich trzask rozniósł się po całym domu. W odpowiedzi manul nastroszył futro niczym rasowa, bardzo gruba wiewiórka i ewidentnie wkurzony zasyczał. Rasha uniosła brew, po czym machnęła ręką.

- To truchło to nie moja sprawa. Jak ci przeszkadza, że leży w przejściu, to się nim zajmij - skwitowała, doskonale odczytując powód jego wyrzutu - I nie. Nie zamierzam po nim sprzątać.

Absynt zmaterializował się obok głowy Rudiego i nieufnie go powąchał. Skrzywił się, odsłaniając jeden z kłów. Rasha prychnęła, widząc malujący się na jego pysku wyrzut. Zawsze coś mu nie pasowało. Przecież to nie jej wina, że dzieciak dał się pobić i porzucić w ciemnym zaułku. Wystarczająco dużo dla niego zrobiła i nie czuła się w obowiązku robić czegoś więcej.

- No przestań, nic mu nie będzie. Złego licho nie bierze.

~*~

Lir zdążył już się przebrać i wytrzeć włosy, gdy doszedł go hałas z dołu. Wywrócił oczami. Czy ta dziewucha zawsze musiała rozrabiać? Westchnął, jednocześnie szykując się do spotkania z siostrzenicą. W głowie nadal odtwarzał sobie wiadomość Erre. Wiedział, że wiecznie nie będzie mógł ukrywać swoich czynów z przeszłości, jednak oskarżenie o zdradę, poważnie nadszarpnęło jego stosunki z Erregelą, a po tej ulewie miał pewność, że Rasha również wie o ciążących na nim zarzutach. Mimo, to musiał ostrzec ją przed pojawieniem się bohatera w Brave, już nie wspominając o tym, że na głowie miał powstrzymanie ataku na miasto. Czuł, że jak dalej będzie tyle myślał to oszaleje. Dlatego postanowił już się tym nie martwić. Przecież wszystko pójdzie po jego myśli. Zapobiegawczo wziął parę ręczników, na wypadek, gdyby Rasha stwierdziła, że siedzenie mokrym tyłkiem na jego nowej, skórzanej kanapie to dobry pomysł, po czym ruszył na dół.

- Rasho, dobrze, że jesteś. Musimy poro... - Ręczniki wypadły mu z rąk - zmawiać. Co się stało?!

Podbiegł do nieprzytomnego chłopaka. Odwrócił go na plecy i sprawdził puls. Rudi wyglądał okropnie. Wyraźnie spuchnięty policzek zaczynał już powoli sinieć, na rozpalonej od gorączki skórze, a prawa powieka coraz bardziej przypominała dorodną śliwkę. Ewidentnie potrzebował pomocy medyka. Nie uzyskawszy odpowiedzi, szybko doszedł do wniosku, który mu się nie spodobał. Niestety nie mógł wykluczyć, że to ona mu to zrobiła. Wiedział, że była do tego zdolna.

- Rasha, czy ci już totalnie odbiło?! - Posłał siostrzenicy pełne wyrzutów spojrzenie. Przeczesał nerwowym ruchem włosy i nie wierzył, że mógł aż tak zawieść jako opiekun. Gdzie popełnił błąd?

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz