23: Złoty Problem

128 24 58
                                    

Atmosfera w gabinecie zrobiła się nieprzyjemnie ciężka, a zapach gruszkowych perfum nagle stał się nieznośnie mdły. Lir dosłownie czuł przewiercający go na wskroś wzrok i wiedział, że jedyną szansą na oszukanie oczu Arleny była prawda. Już nie raz współpracował z bankierką. Znał jej możliwości i na swój sposób podziwiał intuicję kobiety do ludzi. Potrafiła wyłapać najdrobniejsze kłamstewka oraz wyczuć złe intencje, dlatego jeśli tylko mógł to unikał dłuższego kontaktu z nią. Bał się, że przez jeden nieostrożny gest zaprzepaści lata budowania własnego wizerunku.

Kobieta nerwowo zastukała palcami o blat, co podrażniło słuch mężczyzny, ale i zwróciło uwagę na stojącą na brzegu biurka papierową paczkę. Arlena słuchając jego wyjaśnień co chwilę skupiała na niej wzrok, a następnie zerkała pospiesznie w stronę zegara.

– Ciekawe... Czyli wczorajsza burza nie była przypadkiem... – Arlena ewidentnie się ożywiła i choć usilnie chciała zachować kamienną twarz, to jej oczy w jednej chwili rozbłysły ekscytacją, którą szybko zastąpiło zniecierpliwienie. – Cieszę się, że przyszedłeś z tym od razu do mnie. Wiem, ile robisz dla miasta i bardzo cię przez to cenię. Twoja poczta jest ważnym elementem Brave, dlatego proszę cię o rozesłanie listów do wszystkich wojskowych. Oni będą już wiedzieć co robić. – Wyciągnęła papier do korespondencji i szybko zapełniła go treścią. Następnie włożyła go do koperty, by przypieczętować świeżo stopionym woskiem. – Ten przekaż konstruktorowi wodołazów. Niech zbierze swój cech.

Spojrzała wyczekująco na Lira, lecz ten jedynie skinął głową. Nie ruszył się z miejsca, mimo że rozmowa, według Arleny była już zakończona. Uniosła zaskoczona brew i zaraz spłonęła rumieńcem.

– Nie chciałam zabrzmieć niegrzecznie. To nie tak, że traktuję cię jak chłopca na posiłki – zreflektowała się speszona. – Masz jeszcze jakąś sprawę?

Lir zaśmiał się na te słowa.

– Spokojnie, taka rola listonosza. Z chęcią pomogę, w końcu to również moje miasto, jednak zastanawia mnie czy wojskowi i wynalazcy wystarczą.

– Przecież to dzikusy, bestie bez ogłady, ale jeśli to cię martwi, to mogę obiecać, że dołożę wszelkich starań, by Brave zostało nietknięte.

Mina Lira zrzedła, co nie mogło ujść uwadze jego rozmówczyni. W duszy przełknął obraźliwe określenie. Gdyby tylko wiedziała z kim ma doczynienia, dwa razy zastanowiłaby się nad słowami. Jednak nie miała pojęcia, że siedzi przed nią osoba, która od początku wybuchu wojny była jedynym powodem, dlaczego Brave nigdy nie doświadczyło terroru farashan. Mężczyzna posłał jej krzywy uśmiech. Nie winił kobiety za brak wiedzy o, jak to określiła, bestiach bez ogłady, ale lekceważenie gatunku, który przetrzebił ludzkość uważał już za skrajną głupotę.

– I ma z tym coś wspólnego pojawienie się bohatera w mieście? – zapytał, nie kryjąc wątpliwości w głosie.

Arlena westchnęła. Przetarła dłonią czoło, co tylko utwierdziło Lira, że kobieta nie nabrała do niego podejrzeń.

– Nie jestem, co do tego pewna... Owszem, wiążę z nim nadzieje, jednak zdaję sobie sprawę, że mogą być całkowicie płonne.

Lir skinął głową. Arlena zachowywała się jakby nie miała nic wspólnego ze zniknięciem bohatera, więc nadszedł czas by wyłożyć odpowiednie karty na stół.

– Chodzą słuchy, że jest bierny w wojnie przez swój pacyfizm. Wierzysz w to? A może masz inne plany by wykorzystać jego krew?

Drzwi gwałtownie się otworzyły, ściągając na siebie całą ich uwagę. Lir zaklął w myślach i spiorunował stojącego w progu, zdyszanego Falkona. Gdyby nie irytacja przerwaną rozmową zapewne by dostrzegł, jak Arlena marszczy brwi na widok brata.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz