08 Raisa: Węzeł Przeznaczenia

218 36 71
                                    

— Szlag.

Ciche mamrotanie rozniosło się po pomieszczeniu. Nar ostrożnie kucnął i przejrzał się w odłamkach lustra. W głowie jak echo wygrywał mu odgłos tłuczonego szkła. Nadal nie rozumiał, jakim cudem strącił zwierciadło ze ściany.

— Świetnie... Jak to było? Siedem lat nieszczęścia, jakby ostatnich nie było dość. Ojciec mnie zabije, jak wróci.

Z westchnieniem sięgnął po największy kawałek. Przyjrzał się własnemu odbiciu i wtedy dostrzegł nachylającego się nad nim przyjaciela. Skoar ani trochę nie wyglądał na przejętego wiszącym nad nimi nieszczęściem. Uśmiechał się beztrosko. Ciemne blond włosy sterczały mu na wszystkie strony, tworząc niesforną aureolę wokół jego nadzwyczaj piegowatej twarzy. Sam złapał odłamek i obrócił go w palcach.

— Nie mów, że wierzysz w te bujdy, Nar. Nie masz się czym przejmować. Twój tata nawet się nie zorientuje, jak dobrze tu posprzątamy. Co innego matka. Moja na jej miejscu by mnie powiesiła dla przykładu. A nawet jeśli cię zatłuczą, to przynajmniej ominie cię siedem lat nieszczęścia, więc jak widzisz, same pozytywy.

Chłopak roześmiał się, nie przejmując się skwaszoną miną przyjaciela.

— Z dwojga moich rodziców, to zdecydowanie ojciec należy do tych, co widzą wszystko — stwierdził, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Skoar zawsze miał smykałkę do poprawiania ludziom humoru, co w połączeniu z o cztery lata młodszym od siebie Narem, który uchodził w mieście za wzór dobrego dziecka, zawsze pozwalało im zaskrobić sobie sympatię każdego. Innymi słowy wyrośli z nich przykładni manipulanci, ale nikt w mieście, oprócz nich, nie musiał o tym wiedzieć. Tak jak wieść o stłuczonym lustrze powinna zostać tajemnicą tylko między nimi. Skoar usiadł na krześle i bezczelnie położył nogi na stole. Nar spiorunował go spojrzeniem.

— No co? Przecież na podłodze jest szkło. Tak będzie ci wygodniej sprzątać... To mówisz, że twoi rodzice pojechali do stolicy? Zazdroszczę. Też chciałbym się wyrwać z tej wsi. Zwiedzić świat. Poznać te sławne piękności ze stolicy. — Naprędce zmienił temat, jednocześnie rozpływając się nad powstałą w jego głowie wizją.

W odpowiedzi dostał jedynie rozbawione parsknięcie. Nar złapał stojącą pod ścianą miotłę i zaczął zamiatać, kręcąc z politowaniem głową.

— Nie powiesz mi, że ciebie też to nie ciekawi. W mieście nie ma wiele dziewczyn, a jeszcze mniej ładnych, a wolnych wcale. Więc sam widzisz, nie mamy wyjścia.

— Skoar, zwolnij. Nie zapędzaj się tak. Nie mogę wyjechać i ty dobrze o tym wiesz.

— Chłopie chyba żartujesz. Nie chcesz chyba do końca życia niańczyć starszej siostry, która i tak ma cię głęboko gdzieś.

— To nieprawda, po prostu ma swoje powody.

— Tak? A kiedy ostatni raz się do ciebie odezwała, co?

Nar nie odpowiedział. Nie musiał. Skoar doskonale wiedział, że siostra chłopaka od śmierci swojego mentora całkowicie ześwirowała. Co dzień wychodziła na pole przed domem i stojąc wśród traw, ścinała je cały dzień swoim sierpem. Nawet jeśli ktoś chciał jej przerwać to zajęcie, to całkowicie go ignorowała. Nie odzywała się ani słowem. Dzień w dzień przechadzała się po swoim polu, aż niektórzy zaczęli nazywać ją południcą. Nar natomiast codziennie na "piękne oczy" dostawał coś od mieszkańców wsi, czy to zabierał z domu i zanosił jej, licząc, że jeśli o nią zadba, to jego dawna siostra powróci. Według przyjaciela jedynie tracił swój czas, ale był w końcu dzieckiem. Co on tam mógł wiedzieć? A Skoar przecież nie mógł zostawić kumpla w potrzebie.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz