07 Raisa: Lek na krew

232 37 74
                                    

Farir długo żałował decyzji, którą wtedy podjął. W snach nadal dręczyły go wyrzuty sumienia zmieszane z niekończącymi się spekulacjami, co by było, gdyby tamtego dnia przemyślał na spokojnie słowa małżonki. Wtedy nie wahał się odciągnąć ukochanej od córki i nie dopuścić do absurdu oślepienia jej. Wtedy postąpił słusznie. Dlaczego w takim razie czuł się, jakby stracił nie tylko Raisę, ale i żonę? Zagryzł zęby. Serce przyspieszyło mu znacznie, krew napłynęła do policzków. Rozeźlony wzrok wbił w trzymany w dłoniach klucz. Oblizał spierzchnięte wargi. Drogo kosztował go tamten wybór.

Zza zamkniętych drzwi słyszał rozpaczliwy płacz żony. Może ich miłość już dawno zastąpiła rutyna i przyzwyczajenie, ale nadal nie mógł znieść jej łez. A mimo to siedział pod ich sypialnią. Czuł każde desperackie uderzenie o drzwi. Słyszał powtarzane w nieskończoność jedno zdanie. Drżał. Klucz wypadł z brzękiem spomiędzy jego palców. Prośby, przekleństwa czy zawodzenia nie przekonały go do otworzenia zamka. Arnea oszalała, jeśli myślała, że pomoże córce wydłubując jej oczy. Najgorszy był fakt, że obłęd nie odchodził. Owszem, z czasem uspokoiła się. Nawet była skłonna normalnie porozmawiać, tak jakby nic się nie wydarzyło, ale wystarczyła choćby mała wzmianka o Raisie, a horror zaczynał się od początku.

W ten sposób, Arnea została odseparowana od córki tak, jakby nigdy jej nie miała. Nikt nie wspominał o niej słowem, jej rzeczy zniknęły, a sama dziewczynka przeprowadziła się wraz z Orsenem na obrzeża miasta, gdzie miała uczyć się o swoich umiejętnościach. Fakt, że przeżyła ostatni atak był cudem samym w sobie. Z dnia na dzień stanęła na nogi. Jej aspołeczność nasiliła się, jak zawsze po wyrwaniu się z objęć śmierci, ale ani Farir, ani Orsen nie dostrzegł niczego niepokojącego w jej zachowaniu. Po skojarzeniu zachowania Arnei z rozkazem dziewczynki zapadła decyzja o przeprowadzce. Raisa nie protestowała. Wydawała się raczej przerażona faktem, że nieświadomie doprowadziła matkę do szaleństwa. Może dlatego odkryła w sobie niesamowite jak na nią pokłady ambicji. Chciała się nauczyć kontrolować własną krew, by po pierwsze nigdy podobna sytuacja się nie powtórzyła, a po drugie miała nadzieję, że uda jej się odkręcić własny urok i znów móc spojrzeć w oczy matce, nie budząc w niej obłędu.

Jedyną osobą, która nie przystała z milczeniem na ten obrót zdarzeń był Nar. Rozdarty między rodzicami, a siostrą nie chciał tego zaakceptować. Nie pojmował dlaczego Raisa miała zniknąć. Czemu nie wolno mu było o niej wspominać przy matce. Ojciec zabraniał mu się z nią spotykać, jednak on nie chciał wymazać jej ze swojego życia, dlatego pomiędzy obowiązkami starał się jak najczęściej wymykać na obrzeża miasta, by móc z nią porozmawiać. Na początku go unikała, twierdząc, że jest niebezpieczna, ale on był nieugięty, tak jakby wiedział, że bez niego Raisa sobie nie poradzi. W końcu byli rodziną, a rodziny się nie porzuca. Kto wie, czym by się stała, gdyby postąpił inaczej.

Czas mijał. Świat się zmieniał nieubłaganie, by wkrótce upomnieć się o swoje złote dziecko. Orsen wiedział to wraz z pojawieniem się królewskiego posłańca. Z kamiennym wyrazem twarzy odebrał zapieczętowany list, nie mogąc powstrzymać drżenia dłoni. Słowa zapisane na pergaminie były dla niego jak wyrok. Znaleziono zwłoki Bariona, Łowcy Głów. Wraz ze swoim podopiecznym zostali zamordowani w niewyjaśnionych okolicznościach, bez śladów, bez ran. Coś zabiło ich w niezrozumiały sposób. Król ogłosił żałobę narodową, ale nie po to fatygował do niego posłańca. Orsen mocniej zacisnął palce na kartce. Pergamin zmarszczył się brzydko, chowając w sobie rozkaz władcy. Mężczyzna przeklął, westchnął, następnie usiadł zrezygnowany i ukrył twarz w dłoniach. Co powinien zrobić? Jak ma to wszystko odkręcić? Uratować to nad czym tak długo pracował? Spojrzał jeszcze raz na list, mając nadzieje, że ten może sam zniknie. Jeśli sprzeciwi się, skończy w najlepszym wypadku w więzieniu. Jeśli wykona rozkaz straci szacunek do siebie samego. Raisa nie zasłużyła na taki los. On też nie. Nikt nie zasłużył. Mimo że wiedział, że mogą kiedyś tego od nich zażądać, łudził się, że jeśli wyszkoli ją jak mężczyznę, to będzie jak on traktowana. Za kogo oni go uważali? Zgniótł list i rzucił nim w róg pokoju. Urażony samą myślą o rozkazie wyszedł z pomieszczenia.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz