10 Ostatnia rozmowa

156 33 37
                                    

Dłoń bohatera miażdżyła nadgarstek potworzycy, gdy ten ciągnął ją za sobą. Szarpnął mocniej, zmuszając by przed nim stanęła. Wyglądał na wściekłego. Opalona, wyglądająca na ciepłą w dotyku skóra marszczyła się wokół jego bursztynowych oczu, które chyba pierwszy raz w życiu miały niebezpieczny, wrogi wyraz. Ciemnobrązowe, niemal czarne włosy powiewały na wietrze, wchodząc mu do drżących, wykrzywionych z wściekłości ust. Wianek na głowie Rashy pod wpływem gwałtownego ruchu rozpadł się na pojedyncze pączki i opadł na bruk wprost pod ich nogi.

— Co ty sobie myślałaś?!

— Chyba nie muszę tego tłumaczyć — mruknęła, podnosząc zwiędłą różyczkę. Zaciągnęła się jej mdłym zapachem i spojrzała uśmiechnięta na mężczyznę. Wydawała się nie wiedzieć, jak bardzo go rozzłościła. Zrobiła krok w jego stronę, lecz ten natychmiast się cofnął.

— Prosiłem, byś zachowała swoją tożsamość w tajemnicy, a ty nie dość, że ujawniasz się przy pierwszej lepszej okazji, to jeszcze śmiesz robić takie rzeczy.

— Jakie rzeczy? — zapytała niewinnie, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. Uśmiech w jednej chwili przygasł, oczy z każdym słowem stawały się bardziej obce. — Powiedz to jaśniej, bo nie zrozumiem, co zrobiłam źle. Błędem było poznanie twojej rodziny? A może ten niewinny żart? Tak bardzo nie chciałeś być kojarzony z farashanką?

— To nie czas na żarty, Rasho. Oboje dobrze wiemy, że to nieprawda. Zrozum wreszcie, że jeśli dalej będziesz tak się zachowywać, to spotka cię samosąd. Tak bardzo chcesz zawisnąć na rozdrożu jako przestroga? Tego pragniesz?

Jej uśmiech zniknął całkowicie. Turkusowe oko zalśniło w zachodzącym słońcu. Uniosła dłoń i włożyła mężczyźnie kwiat za ucho. Ragnar skrzywił się, czując jego wyschniętą, słodką woń.

— Powiedź mi, bohaterze, a czemu nie? Dlaczego mam się chować jak szczur? Jakim prawem decydujesz za mnie? Myślisz, że mam coś do stracenia? — zapytała gorzko. — Po tym wszystkim zostało mi tylko to. Duma. Cholerna duma i wiara, że postępuję słusznie. Myślałam, że choć ty jeden będziesz inny. Ty, który nie widzisz w nas monstrów, a kogoś godnego rozmowy. Kogoś równego sobie. Lecz najwyraźniej jesteś taki sam jak pozostali. Ratowałeś mnie tylko po to, bym wiecznie kryła twarz? Tak widzisz naszą wspólną koegzystencję? — Uśmiechnęła się bez cienia radości, a w jej oczach zawitał chłód. — Nie jesteś godny by go spotkać. Nic nie zmienisz, Ragnarze.

Pogładziła go po policzku i cofnęła się.

— Co przez to rozumiesz?

Rasha zrobiła kolejny krok w tył, a następnie odwróciła się.

— Odpowiedz! — rozkazał, jednak ona nawet na niego nie zerknęła. Dogonił ją w ułamku sekundy. Złapał jej ramię i gwałtownie odwrócił ją ku sobie. — Stój!

Potworzyca gwałtownie się zatrzymała. Na jej twarzy wymalował się szok. Spojrzała na niego przerażona. Dotknął opuszkami palców jej czoła. Oko Rashy niczym lustro odbijało jego zdenerwowaną twarz. Serce Ragnara zamarło. Teraz już nie miał wyboru. Wziął głęboki wdech.

Doprowadzisz nas do władcy farashan. Będziesz do tego czasu słuchać się moich rozkazów i zadbasz by mi ani żadnemu z naszych towarzyszy nie stała się krzywda. — Pod skórą przemknął mu złoty blask. — Wybacz... Naprawdę nie chciałem się do tego posuwać, ale... — Odgarnął jej włosy i cofnął się zaskoczony. Połowa twarzy była rozorana i nosiła na sobie ślady poważnych poparzeń. Prawa powieka o nieregularnym kształcie, przecięta długą, wciąż gojącą się szramą była zamknięta i nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby widzieć, co pod nią zostało. Włosy z powrotem osunęły się na swoje miejsce, ukrywając oszpeconą część twarzy. Drugie, zdrowe oko zaszło mgłą, a ona sama opadła mu prosto w ramiona. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Po policzku popłynęły łzy.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz