— Myślę, że to nie najlepszy pomysł.
— A co, cykasz się? Nie masz czego. Ze mną nic wam nie grozi, a zresztą właściciele "Pijanego Jednorożca" cenią sobie kasę i mają gdzieś, kim jesteś. Wiem to z pierwszej ręki. W końcu pracuje tu moja kuzynka. — Rasha z szerokim uśmiechem otworzyła na rozcież drzwi do gospody, wchodząc jak do siebie. Wyszczerzona podeszła do ponurej kobiety za ladą. Jasna cera zdradzała podeszły wiek, a bystre, nieprzychylne oczy nawet na moment nie zmieniły wyrazu na widok nowego gościa.
— Cześć, Daro, kopę lat. Jak tam interesy?
Kącik jej ust powędrował ku górze.
— Ach, tak... Zaraz będą lepsze... — mruknęła znacząco, patrząc na Ragnara i Rudiego rozsiadających się przy stoliku znajdującym się najbliżej kominka. Skryba właśnie coś zawzięcie tłumaczył, konspiracyjnym szeptem. Nic dziwnego. Niewiele istniało miejsc, gdzie można było spotkać w jednym pomieszczeniu zarówno potwory, jak i ludzi, i to do tego nierzucających się sobie do gardeł. Jednak Pijany Jednorożec potrafił pogodzić te dwa zwaśnione światy, gromadząc gości zmęczonych opowiadaniem się za którąś ze stron. Tym samym interes Dary kręcił się ze złota zbirów z pogranicza obu praw. Erre wielokrotnie mówiła, że jest pod wrażeniem, że przybytek jeszcze nie poszedł z dymem, ale o dziwo zbiry potrafiły to, czego nie pojmował świat. Koegzystencję.
— No tak... — Rasha przytaknęła z brakiem entuzjazmu. — A jak tam Erregela? Myślałam, że skoro jestem w pobliżu, to wpadnę na plotki.
Dara westchnęła, biorąc się za wycieranie kolejnej, nieco obtłuczonej szklanki.
— To nie słyszałaś? Erre wyniosła się od nas jakiś czas temu. Miała zajechać do waszego wuja... Jak mu tam było... Tego dziwnego. W każdym razie, podobnież miał jakieś kłopoty.
Rasha nerwowo zaczęła stukać paznokciami o blat stołu. Nic o tym nie wiedziała. Miała nadzieję ją tu spotkać, a w takim razie będzie musiała zmodyfikować lekko trasę i zahaczyć o Brave. No cóż, i tak nigdzie jej się nie spieszyło. Miała tylko nadzieję, że Erre nagle nie zapragnie robić sobie wycieczki krajoznawczej i nie będzie musiała jej ganiać po całym kontynencie. Tylko spotkanie z wujem raczej nie wróżyło niczego dobrego.
— To pewnie nic poważnego. W końcu problemy są wpisane w naszą krew. A jak tam szlak do Brave? Przejezdny? Ostatnio musiałam jechać na około przez stacjonującą na granicy armię.
— Jeśli o tych chodzi, to przenieśli się na obrzeża rzeki Fri. Tylko oni jedni wiedzą, co mają w tych łbach. — Wzruszyła ramionami. — A tamci to kto? Rzadko miewasz towarzyszy.
Rasha uśmiechnęła się łobuzersko.
— Jesteśmy szczęśliwą rodziną. Nie widać? — Dara nie wyglądała na przekonaną. — A tak na serio, to zapłacili mi za eskortę, a kasa w tych czasach zawsze się przyda. W końcu motyle i kumys nie są tanie. — Wyciągnęła zza pasa sakiewkę i położyła na stole trzy złote monety. — Dzięki za informację i zamawiam to co zawsze, plus jakieś żarcie dla tamtej dwójki.
— Już się robi.
Dara posłała jej kupiecki uśmiech, po czym zebrawszy z blatu pieniądze, wyszła na zaplecze.
Rasha westchnęła, dyskretnie zerkając na przejezdnych. W pomieszczeniu były zajęte cztery stoliki. Dwa z nich zajmowało pięcioro farashan, przy trzecim siedziała dwójka mężczyzn wyglądających na zbirów spod ciemnej gwiazdy, a czwarty okupował nieogarnięty bohater i dzieciak. Bez skrępowania dołączyła do nich, dopełniając ten nietypowy obrazek.
— Zamówiłam coś do jedzenia — mruknęła, przysuwając się do ciepłego kominka. Po głowie ciągle chodziły jej słowa właścicielki. Erre w przeciwieństwie do niej całkiem nieźle dogadywała się z wujkiem, ale żeby aż rzucać pracę z jego powodu? Nie podobało jej się to.
CZYTASZ
Morderca umysłów
FantasyWalcz słowem, to ono ma moc, która nie śniła się nawet bohaterom. Słowa potrafią być bardziej niebezpieczne, niż nam się wydaje. Może to dlatego Ragnar, ostatni człowiek złotej krwi i jedyna nadzieja świata na zakończenie wojny, wybrał właśnie je na...