— Rudi, obudź się. Czas ruszać.
— Jeszcze chwilka — mruknął, przekręcając się na drugi bok.
— Rudeuszu, jak nie wstaniesz, to cię zostawię.
Chłopiec westchnął z trudem, otwierając oczy. Spojrzał wilkiem na starszego od siebie mężczyznę.
— Coś ty ze sobą zrobił? Spałeś chociaż? — Usiadł i z niedowierzaniem przyjrzał się przemoczonym ubraniom, noszącym ślady błota. Z czarnych włosów Ragnara nadal kapały krople wody, a on sam wyglądał jak ożywiony topielec.
— Pracowałem. — Bohater uśmiechnął się rozbrajająco. — Przegapiłeś pierwszy krok do zawarcia pokoju.
Rudi zamarł. Kąciki ust drgnęły nieznacznie, a ciemnozielone oczy spochmurniały. Jego palce zacisnęły się mimowolnie na pościeli. Czuł się okropnie. Jak niby miał zareagować na tę wiadomość? Zawsze uważał Ragnara za niespełna rozumu, a teraz mężczyzna postanowił zrobić z siebie męczennika. Nie tak wyobrażał sobie wspólną pracę dla dobra ludzkości. Pracę... No cóż, już dawno przestał to tak traktować, chociaż bardziej czuł się jak niańka, aniżeli królewski skryba. Może dlatego krew go zalewała, gdy bohater wpadał na swoje idiotyczne pomysły. Z drugiej jednak strony wreszcie zaczął robić coś w kierunku swoich obowiązków, nawet jeśli jego plan był najgłupszy na świecie. Wziął głęboki wdech i spiorunował złotokrwistego wzrokiem.
— To się chociaż przebierz! Co z ciebie za dorosły, skoro zadbać o siebie nie umiesz! Gdyby nie ja, to już dawno wykończyłaby cię jakaś zaraza i zostałbyś zapamiętany jako bohater pacyfista pokonany przez choróbsko.
— Rudi, szanuję twoją pomoc, ale zdecydowanie za dużo gadasz. — Ragnar podszedł do kufra, a następnie wziął z niego ręcznik i świeże ubranie. — Idę do łaźni, a ty w tym czasie nas spakuj.
Nie czekał na odpowiedź, tylko wyszedł z pokoju. Czuł bijący chłód od lepkich ubrań. Po plecach co chwila przechodziły mu dreszcze. Obiecał sobie, że już nigdy więcej nie będzie prowadził pogawędki na deszczu. Uśmiechnął się pod nosem. Mimo wszystko było to tego warte, a przynajmniej miał taką nadzieję.
Zdjął odzienie i owinięty jedynie ręcznikiem, wszedł do ukrytego w parze basenu. Ciepło otuliło go z każdej strony, rozluźniając mięśnie i pozwalając na chwilę uwolnić się od ciążących na nim obowiązków. Łaźnia o godzinie piątej nad ranem świeciła pustkami, jednak w mlecznej parze dostrzegał zarys postaci po drugiej stronie basenu. Jak widać nie był jedynym, komu zależało na szybkiej regeneracji o świcie.
Głowa ciążyła mu z każdą minutą. Nieprzespana noc dawała o sobie znać. Nie miał siły się ruszyć. Przetarł zmęczoną twarz i zanurzył się bardziej w wodzie. Spojrzał przed siebie i zmarszczył brwi. Jeszcze chwilę temu widział tam kogoś, co nie było o tyle niepokojące co fakt, że ten ktoś właśnie zniknął. Mężczyzna poczuł na swojej szyi dotyk zimnej stali. Zastygł w bezruchu. To nie pierwszy raz, gdy obcy próbowali go zabić, ale jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, by zaatakować go w łaźni. Z niewiadomych przyczyn wyobraził sobie minę Rudiego, gdy dowiaduje się, jak skończył siódmy, a zarazem ostatni, pozostały przy życiu bohater. Westchnął, nie mogąc powstrzymać cynicznego uśmiechu. Jego spokojne lenistwo właśnie się skończyło.
— Możemy z tym poczekać z godzinkę? Wolałbym najpierw coś zjeść i się ubrać — przyznał całkowicie rozluźnionym głosem, choć jego mięśnie zdradzały, że jest w pełni świadomy beznadziejności swojej sytuacji. W odpowiedzi usłyszał mu słodki, kobiecy śmiech.
— Jesteś równie czarujący, co w opowieściach. Bohater pacyfista — zacmokała z dezaprobatą. — Cud, że jeszcze żyjesz.
— Widzę, że plotki o mnie sięgają dalej, niż myślałem — mruknął z przekąsem.
CZYTASZ
Morderca umysłów
FantasyWalcz słowem, to ono ma moc, która nie śniła się nawet bohaterom. Słowa potrafią być bardziej niebezpieczne, niż nam się wydaje. Może to dlatego Ragnar, ostatni człowiek złotej krwi i jedyna nadzieja świata na zakończenie wojny, wybrał właśnie je na...