17: Konflikt interesów

138 23 30
                                    

Lir miał tego dnia sporo do zrobienia. Wizyta u Arestra poszła całkowicie po jego myśli i teraz mógł zająć się swoimi rzeczami. Odebrał z poczty pęczek listów i przejrzał ich adresatów. Praca listonosza miała swoje zalety. Pozwalała na swobodny dostęp do informacji, a co więcej do jej swobodnego modyfikowania, jeśli posiadało się odpowiednie umiejętności. Farashanin znał ryzyko, ale zawód miał znacznie więcej korzyści, niż wad. Przez lata pracy wyrobił sobie szacunek, ludzie go znali i darzyli zaufaniem, a na tym mu zależało najbardziej. Jako listonosz mógł bezkarnie poruszać się po mieście, a tym samym widzieć i słyszeć rzeczy niedostępne dla postronnych uszu. I choć był duchem przemierzającym miasto, nie wyobrażał sobie innego życia. Zresztą w ten sposób mógł pomóc nie tylko sobie, ale również sobie podobnym.

Jego uwagę zwróciła jedna z kopert. Nadawca już dłuższy czas utrzymywał kontakt z kobietą niebędącą jego żoną. Nic dziwnego, że ostatnio pani Telraks tak podejrzliwie go obserwowała, gdy odbierał pocztę. Musiała już się zorientować, że mąż ją zdradza. Szkoda mu było dziewczyny. Ojciec ją wydał za syna bankiera w nadziei, że ten odziedziczy interes, a cała fortuna przypadła jego siostrze. Teraz nie tylko byli od niej zależni finansowo, ale jeszcze musiała znosić zdrady i paskudny charakter męża. Nic tylko współczuć biedaczce. To mu przypomniało zasłyszaną po drodze rozmowę, że podobnież w mieście zawitał bohater. Takie wieści rozchodziły się z zastraszającym tempie. Inna sprawa, że większość informacji trzeba było przesiać, przez grube sito, jednak jakby nie patrzeć rdzeń często wiązał się z rzeczywistością. A skoro bohater zawitał do Brave, to Lir musiał być podwójnie ostrożny. Też wybrał sobie czas na przybycie akurat w momencie, gdy Rasha wróciła. Miał tylko nadzieję, że siostrzenica nie narobi sobie kłopotów.

Mężczyzna zapakował listy do torby i pożegnawszy się wcześniej ze współpracownikami, wyszedł z poczty. Zdążył zamknąć za sobą drzwi, gdy po plecach przeszedł mu zimny dreszcz. Ochłodziło się. Niebo poszarzało od chmur, a powietrze przeszył grzmot. Zapowiedź deszczu wisiała w powietrzu. Burza zbliżała się do miasta, a z nią posłańcy, których długo wyczekiwał. Westchnął przy akompaniamencie kolejnego grzmotu. Przynajmniej oni mieli dobre wyczucie czasu.

Miasto powoli pustoszało. Pierwsze krople deszczu przeganiały amatorów zakupów, spacerowiczów i handlarzy niczym poszczute ogary. Zimny wiatr zniechęcił do przebywania na zewnątrz nawet tych, którym deszcz był niestraszny, a którzy chcąc nie chcąc, musieli gdzieś tego dnia wyjść. Z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej. Silne podmuchy powietrza z furią miotały parasolką Lira, który nawet nie łudził się, że makijaż przy takiej ulewie nie zostanie naruszony. Mimo to czekał w miejscu, gdzie nikt nie mógł go dostrzec z okien budynków, na swojego informatora.

To nie tak, że Lir lubił burzę. Wręcz przeciwnie najchętniej schowałby się w ciepłym domu i nie myślał o szalejącym żywiole, który usilnie próbował oderwać go od ziemi, a następnie rozerwać na strzępy. Jednak jako farashanin nie mógł sobie na to pozwolić, nawet jeśli objęcia ulewy szczerze go przerażały. Nie wyobrażał sobie, że kiedyś mógłby stać się jej częścią, nawet jeśli w cenę wchodziłoby jego życie i zachowanie rozumu. Wolał o tym teraz nie myśleć. Wędrujący w burzy byli zbyt cennym źródłem informacji, a do tego mogli mieć wiadomość od Erre. Siostrzenica zaszła mu ostatnio za skórę i rozeszli się w napiętej atmosferze, ale wieści o planowanym ataku farashan na Brave, a tym bardziej o przybyciu bohatera były dla niego nie do pomyślenia. Już dawno wynegocjował azyl w tym miejscu. Kłótnia nie mogła niczego zmienić, zresztą Rasha też by się na to nie zgodziła. Musiał mieć pewność do zasłyszanych plotek. Musiał działać.

Wędrujący pojawił się znikąd, odziany w wiele warstw futer i czarny płaszcz, który idealnie wtapiał go w ciemność burzy. Lir mimo świetnego widzenia w ciemności zauważył go jedynie przez ułamek sekundy, gdy niebo rozświetliła błyskawica. Uśmiechnął się do swojego gościa i posłał mu gestem powitanie. Farashanin zdjął kaptur, ukazując swoje pokaźne rogi i odznaczające się w deszczu znamiona na twarzy, które nadawały mu demonicznego wyrazu. Świetliste oczy miały zmęczony wyraz, ale na widok starego znajomego można było dostrzec w nich błysk zainteresowania. Odwzajemnił gest.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz