03 Wesoła gromadka

419 54 110
                                    

Drzwi do apteki otworzyły się z impetem, przyprawiając niewielki dzwonek o atak paniki. Sklepikarz uniósł zmęczone, lekko zamglone oczy znad pergaminu z ziołami. Poprawił porysowane okulary na nosie i zmierzył przybysza spojrzeniem, a cała jego chęć do pracy wyparowała zanim jeszcze się pojawiła. Doskonale pamiętał każdego swojego klienta, ale ten zdecydowanie był nietutejszy. Może dlatego nie potrafił przyjąć go szczerym uśmiechem i zaproponować najlepszy towar.

Aptekarz nigdy nie przyznał tego na głos, bo żona by go chyba oskórowała, ale jeśli mógłby wybrzydzać, to wolałby nie zarobić, niż obsługiwać nieznajomych. Szczególnie takich spod ciemnej gwiazdy. Szpakowaty wygląd klienta nie wzbudzał zaufania. Małe paciorkowate oczy patrzyły zdecydowanie zbyt wścibsko jak na gust sklepikarza. Szczególnie wtedy, gdy wydawał mu resztę za zakupiony towar. Odetchnął z ulgą dopiero, gdy do sklepu wszedł kolejny klient. Niższy, lepiej zbudowany, ale również o wiele sympatyczniejszy w wyglądzie, a zbir z spod ciemnej gwiazdy zniknął za drzwiami.

— Witam, w czym mogę pomóc? — zapytał, chowając pod ladę sakiewkę z pieniędzmi.

— Chciałbym kupić środek nasenny i najlepiej aby był bez dodatku roślin.

Sklepikarz uniósł zaskoczony wzrok. Takie specyfiki nie należały do popularnych wśród ludzi.

— Mam coś takiego, jednak jest mało opłacalne i może spowodować niepożądane efekty uboczne, podobne do kaca.

— A to nie dla mnie. Żona ostatnio strasznie narzeka, że jakieś zioła ją uczulają i nie chce niczego pochodzenia roślinnego. Sam pan wie, jak to z babami.

Aptekarz zaśmiał się. Pokiwał zgodnie głową i podszedł do jednej z półek na zapleczu, z niewielkimi woreczkami. Złapał jedną paczuszkę, zważył ją w dłoni, po czym wrócił do klienta. Jednak jego już nie było. Spanikowany podbiegł do lady. Zniknął cały dzisiejszy utarg, a wraz z nim wszystkie specyfiki stojące w jego pobliżu. Krew w nim zadrżała. Ruszył wściekły ku drzwiom w pogoni za złodziejem, gdy coś twardego spadło mu na potylicę. Upadł nieprzytomny na zimną podłogę swojego sklepu.

— Zawsze się na to nabierają — mruknął mężczyzna, sprawdzając czy jego "środek nasenny" zadziałał. Chwilę później dzwonek zabrzęczał ponownie i dołączył do niego szpakowaty mężczyzna. — Śpi jak zabity — stwierdził z niewinnym uśmiechem.

— Żartuj sobie tak dalej, a kiedyś za mocno przyłożysz i kogoś zabijesz, Gral. Dobra, bierzemy co trzeba i wracamy do reszty.

— Jakby mnie to cokolwiek obchodziło. Wypadki chodzą po ludziach. — Wzruszył ramionami i zaczął pakować wszystko jak leci do worka. Na jego szczególne upodobanie zasłużyły butelki z leczniczymi nalewkami. Reszta z pewnością się ucieszy na ich widok. Ze swoistą nabożnością władował do materiału ostatnią i, z już mniejszą ostrożnością, zarzucił sobie worek na plecy. Ocierające się o siebie szkło aż zastukało z oburzeniem. — Ej Sauren, a gdyby tak rozszerzyć działalność? Otworzylibyśmy knajpę i aptekę w jednym?

Mężczyzna oderwał się od pakowania trucizn i popatrzył na przyjaciela z jednoznacznym potępieniem innowacyjnego pomysłu.

— I przy okazji każdy drink byłby z cyjankiem — podsumował, wywracając oczami i kierując się ku drzwiom. Z nieskrywanym obrzydzeniem przeszedł nad ciałem nieprzytomnego aptekarza i wyjrzał przez szklany szyld.

Gral zamarł na chwilę, wyobrażając sobie taką możliwość. Poprawił worek na plecach i w głowie już zaczął układać plan nowego biznesu.

— To nie taki głupi pomysł. — Uśmiechnął się beztrosko. — Wtedy przydałaby się jeszcze kostnica.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz