09 Morderca umysłów

195 34 85
                                    

— To może opowiesz, co porabiałaś od naszego ostatniego spotkania. — Ragnar zagaił rozmowę. Jego znudzone oczy przypatrywały się ukrytej za włosami twarzy rozmówczyni. Potworzyca chwilę wydawała się nie słyszeć pytania, lecz w momencie, gdy już miał je ponowić, wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się w taki sposób, że pożałował, że w ogóle się odezwał.

— To co każdy w czasie wojny. Nic wartego opowieści. Lepiej opowiedz o sobie. Jako bohater masz pewnie sporo ciekawych historii.

Usłyszała ciche parsknięcie i zwróciła wzrok na rudzielca. Dzieciak machał głową z ironicznym rozbawieniem.

— Co cię tak śmieszy, smarkaczu?

Ten natychmiast spoważniał. Oczy zwęziły się w szparki, a aura wręcz ociekała nienawiścią zmieszaną z nieufnością. Zachowywał się tak od pierwszego dnia, gdy się poznali, jednak Rasha nadal nie mogła ścierpieć tego jego przeszywającego spojrzenia, jakby za chwilę miała rzucić się na nich i poobgryzać im głowy. Takie zachowanie zdecydowanie nie wzbudzało sympatii, ale powoli zaczynała się dystansować od jego ciągłych przytyków. Jednak fakt, że dzieciak nie miał szacunku do własnego pracodawcy, zaintrygował ją.

— Pewnie rozbawił go fakt, że nie mam nic, czym mógłby się pochwalić bohater.

— Czyżby? Dla mnie nawet bez tego złota w żyłach zawsze nim będziesz — odparła zmysłowo.

— Tia, zaraz będę rzygał. — Rudeusz teatralnie wywrócił oczami.

— Świetnie, na to czekałam. Bądź łaskaw przy okazji się udławić — mruknęła, wywracając oczami. — To powiesz mi, co masz do załatwienia w Kor? — Sprawnie zmieniła temat. Jej oko uważnie śledziło mimikę bohatera, co nie uszło jego uwadze. Niekoniecznie miał ochotę spowiadać się ze swoich planów, ale spławianie tematu też nie wydawało się mu odpowiednią opcją.

— Muszę coś zostawić, a przy okazji się pożegnać. Kto wie, czy kiedykolwiek będę miał okazję tu wrócić — wyznał wreszcie.

— Bardzo optymistyczne podejście.

— Prawda? Nic, tylko brać ze mnie przykład.

~*~

Miasteczko już dawno miało swoje lata świetności za sobą. Stare kamieniczki straszyły popękaną farbą. Ogródki zarosły chwastami. Nikt z mieszkańców nie miał siły ani pieniędzy, by zajmować się niszczejącymi budowlami. Ragnar z każdym krokiem czuł coraz większy ciężar na barkach. Poczucie niespełnionego obowiązku przygniatało go od wewnątrz. Wziął głęboki wdech i odgonił od siebie ponure myśli. Zatrzymał się przed jedną z kamienic, zbudowaną z brudno czerwonej cegły. Zamknięte okiennice skrywały ciepłe światło domostwa, a drewniane drzwi wyglądały na solidne i nieprzychylne dla gości.

— Łał, nieciekawe towarzystwo. Było od razu mówić, że potrzebujesz usług jakiegoś zakapiora. Z chęcią bym się tym zajęła.

— Cicho... Nie wiem, jak na ciebie zareaguje, więc proszę, byś uważała na język. Dobrze? Najlepiej poczekajcie w ciszy, aż zrobię swoje. I proszę nie ściągaj kaptura.

Potworzyca wywróciła oczami.

— No przecież ich nie zjem.

— A kto tam cię wie — mruknął Rudi, głaszcząc swojego galwara po paszczy.

— Na twoim miejscu, Rudeuszu, też nie gadałbym zbyt dużo.

Ragnar podszedł do drzwi i zapukał mosiężną kołatką. Odczekał chwilę i powtórzył ten zabieg. Z budynku zaczęły dochodzić stłumione odgłosy przekleństw i zrzędzenia.

Morderca umysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz