Rozdział 2

255 17 80
                                    

"Jay"
~*~

-Tak tak mamo, mam wszystko spakowane. -powiedziałem, siedząc przy stole i jedząc śniadanie.

-Na pewno kochaniutki? Książki, piórnik, strój od wf? -pytała mnie rodzicielka, podając mi kolejne tosty z białym serem i dżemem porzeczkowym.

-Taaak.. -jęknąłem już poirytowany. -I przestań dokładać mi jedzenia mamo. Zaraz pękne!

-Ale jesteś taki chudziutki. -powiedziała tylko. Przybyłem sobie mentalnego facepalma.

-Edna, czy nasz syn jest już gotowy? -usłyszałem z zewnątrz przyczepy głos taty.

-Prawie Ed. -odpowiedziała kobieta z szerokim uśmiechem.

Westchnąłem ciężko. Kochałem swoich rodziców ponad wszystko, mimo iż mają sporo wad. Między innymi nadopiekuńczość ich obu. Wstałem od stołu, prosząc mamę by spakowała mi resztę kanapek do szkoły i poszedłem po swoją torbę. Przechodząc obok lustra, poprawiłem lekko swoje włosy, z niezadowoleniem zauważając, że znowu lekko się zakręciły na końcówkach.

-Edna, powiedz Jayowi by się pospieszył, bo jak zaraz nie wyjedziemy, spóźni się do szkoły! -zawołał tata, podchodząc do drzwi przyczepy w której mieszkaliśmy.

-Już idę już idę. -chrząknąłem i poprawiając szybko mundurek, wziąłem od mamy lunch i poszedłem do samochodu.. o ile można było tak nazwać poskładany z różnych części sprzęt na kółkach.

-Nie zapomniałeś czego Jayusiu? -usłyszałem za plecami głos mamy. Mrucząc cicho pod nosem, wróciłem do niej i pocałowałem jej policzek, zanim wręcz wskoczyłem do samochodu.

-Naprawdę mogłem wziąć rower tato.. -powiedział, gdy starszy usiadł za kierownicą.

-Ależ to dla mnie nie problem synku by cię podwieźć. -powiedział z optymizmem i powoli wyjechał z złomowiska.

-I jestem ci za to wdzięczny, ale naprawdę tato.. nie musiałeś. -westchnąłem.

Starszy tylko posłał mi pocieszny uśmiech. Widząc, że przed nami miałabyć jeszcze długa droga, oparłem się o siedzenie i przymknąłem oczy.

To nie tak, że nie lubiłem pokazywać się ze swoimi rodzicami.. dobra, bardzo się tego wstydziłem. I to na tyle, że nigdy nie ośmieliłem się zaprosić kogoś do siebie. Moi rodzice byli biedni. Nigdy nie miałem im tego za złe tak jak mogłoby się wydawać, ale jednak mieszkanie na złomowisku nie jest najlepszym sposobem na pogłębienie znajomości z ludzki. Raz się przekonałem jak niemili są ludzie gdy dowiadują się o takich rzeczach i nie chciałbym tego ponownie powtarzać.

Uchyliłem lekko oczy, czując lekkie szturchnięcie od strony taty. Zerknąłem na niego pytająco, widząc, że do miasta mieliśmy spory kawałek drogi.

-Jak nazywała się ta twoja szkoła synu? -spytał spokojnie tata. Zastanawiałem się chwilę.

-Liceum imienia Pierwszego Mistrza czegoś tam. -powiedziałem spokojny.

-Dziękuję. -uśmiechnął się ponownie.

Po prawie godzinie jazdy wjechaliśmy w końcu do stolicy. Ninjago było dużym miastem i dość rozwiniętym. Dzięki dość wspaniałym inżynierów powstało dość dużo gadżetów elektronicznych. Zaczynając od ekspresów do kawy a kończąc na coraz to nowych telefonach. Nie wspominając o cudownych grach.

Young&FreeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz