Rozdział 6

227 17 101
                                    

"Lloyd"
~*~

Po wydarzeniach z Morro na stołówce, za wręcz pośrednictwem ojca, wróciłem do domu. Pierwszy raz od dawna byłem mu za to wdzięczny, bo bolało mnie autentycznie wszystko. I co ważniejsze, mój poziom nienawidzenia mojego kuzyna wzrósł jeszcze bardziej.

Kumam, że można być w związku i być zazdrosnym gdy stoi obok innego, ale do cholery! Ja nigdy bym zajętej dziewczyny nie poderwał. W dodatku nie wiem co pomyślał sobie Morro gdy ja tylko próbowałem jej pomóc gdy potknęła się na schodach.

Wzdychając ciężko, przekręciłem się na bok, zakrywając po chwili uszy, gdy pierwsze słowa zaniedowolenia padły zza drzwiami.

-Książe niezadowolenia postanowił wrócić do domu by znowu marudzić. -usłyszałem krzyk matki.

-A żebyś wiedziała! To ja utrzymuje ciebie i mojego syna. -odkrzyknął odrazu.

-Twoja pensja nie różni się niczym od mojej!

-Zarabiam tyle ile ty przez dwa miesiące Misako. -warknął w odpowiedzi. -A tobie trudno zająć się domem w podzięce.

-Nie jestem twoją gosposią, a żoną. -rzuciła zła.

-Marna z ciebie żona, tak jak i gosposia. -zakpił równie zły.

Nie chcąc ich dalej słuchać, wstałem z łóżka i otworzyłem szeroko drzwi, czym odrazu zwróciłem ich uwagę na sobie.

-Przestańcie się kłócić! -krzyknąłem, nie wytrzymując już tego. -Mam was obu powoli dość! Rano kłótnia, jak wrócę ze szkoły kłótnia, idę spać, kłótnia! -krzyczałem. -Moglibyście to robić jakbym nie był obok, ale nieee! Niech usłyszy was całą dzielnica. -warknąłem na koniec i dopiero teraz poczułem, że praktycznie wstrzymałem oddech.

W pomieszczeniu zrobilsoe momentalnie cicho. Nawet zegar powieszony na ścianie na korytarzu zamilkł jakby czując powagę sytuacji. Mierzyłem wzrokiem dwójkę rodziców czekając jak któreś raczy się w końcu odezwać, ale widziałem, że lekko zagłębili się w własnych myślach na moje słowa.

-I widzisz jak wychowałaś naszego syna? -odezwał się w końcu ojciec, a ja myślałem, że coś mnie trafi.

-Jak wychowałam? To po tobie ma taki charakter. -odgryzła mu się mama.

-Po mnie? To ty wiecznie pyskujesz i nie okazujesz należytego szacunku.

-Aaargh! -wydałem z siebie pełne poirytowana warknięcie.

Słysząc jak rodzice zaczęli nakręcać siebie nawzajem, wróciłem do pokoju i spakowałem parę najważniejszych rzeczy do niewielkiej torby. Mijając wciąż kłócących się rodziców, poszedłem na przedsionek by założyć buty, czym dopiero wtedy zwróciłem ich obu uwagę.

-A ty dokąd młodzieńcze? -spytała mama.

-Jak najdalej od was. Od was i waszych kłótni! -powiedziałem poddenerwowany. -Jestem pewny, że wujek Wu z chęcią mnie przyjmie. -dodałem.

-Ani mi się wasz iść do tego pryka. -warknął odrazu ojciec.

-Niby czemu? Jest zapewne sto razy lepszy niż ty. -rzekłem wściekle i beznamysłu.

Young&FreeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz