Rozdział 37

145 8 102
                                    

"Kai"
~*~

-Puszczajcie! -krzyknąłem starając się wyszarpnąć z dość mocnego uścisku ochroniarzy.

Kostki jak i całe ciało bolał mnie jak cholera ale nie mogłem pozwolić by coś stało się Nyi. Dlatego starałem się jak mogłem informować ból rozchodzący się po moim ciele. Prawie udało mi się wyszarpnąć rękę gdy dość szorstka dłoń złapała za mój kark dość nieprzyjemnie mnie przy tym szarpiąc.

-Zabierajcie łapska! -wysyczałem wściekle. -PUSZCZAJCIE! -dodałem uniesionym głosem, starając się jakoś wykręcić ale dłoń na moim karku ścisnęła się mocniej powodując, że jęknąłem z bólu.

-Waleczny jak matka. -usłyszałem gdzieś z boku rozbawiony głos czerwonowłosego. Warknąłem donośnie ponawiając próbę uwolnienia się.

-Zabije cię! -krzyknąłem. -Zabije cię jak ją dotkniesz! -krzyknąłem głośniej. -Zamorduje cię jak psa! Jak robaka którym jesteś! -krzyczałem dalej.

-Zabrać go. -rzucił od niechcenia Chen.

Wznowiłem szarpanie się, chcąc dotrzeć do tego człowieka ale zapszetałem wydając z siebie głuchy i bolesny jęk, gdy jeden z ochroniarzy kopnął mnie w brzuch. Czułem jak przez chwilę nie mogłem złapać oddechu, co te kanalie dobrze wykorzystali, zaciągając mnie gdzieś. Zanim jednak zdążyli mnie do końca zabrać udało mi się spojrzeć na Chena i posłać mu pełne nienawistne spojrzenie jak i niemą obietnice, że jak się wydostanę to pierwszego go zabije.

-Dla własnego dobra radziłbym zostać cicho. -usłyszałem głos Clause'a.

-Nie będziesz mi rozkazywać. -rzuciłem zaciekle.

Skrzywiłem się gdy czarnowłosy mężczyzna stanął przedemną i szarpiąc za włosy, zmusił bym spojrzał na niego. Mimo bólu, parsknąłem ironicznie śmiechem.

-Piesek się zdenerwował? -spytałem rozbawiony.

-Radziłbym zważać na słowa chłopcze. -powiedział oschle. -Mimo wszystko, to Chen ma asa w rękawie w postaci twojej siostry. Raczej nie chcesz by stało jej się coś złego.. prawda? -spytał z słyszalną i widoczną wyższością w głosie.

-Mówiłem już.. tknijcie ją a zamorduje was. -powiedziałem z powagą i chłodem w głosie.

-Nie wątpię, że byłbyś zdolny do tego. -mruknął tylko zanim mnie puścił, odsuwając się. -Wiecie gdzie go zanieść. Jak to zrobicie, macie przeszukać teren od góry do dołu. Tamta dwójka i ich znajomi nie mogą uciec. -zwrócił się w stronę ochroniarzy.

-Co masz na myśli, że byłbym zdolny do tego? -spytałem zanim znowu zaczęli mnie gdzieś ciągnąć.

-Nie moja głowa by cię o tym informować. -powiedział chłodno tylko zanim kiwnął w stronę mężczyzn.

Sapnąłem cicho gdy oboje zaczęli mnie szarpać przez korytarz. Starałem się wyrwać i uwolnić ale bezskutecznie. Z każdym moim szarpnięciem ich uścisk zacieśniał się co skutecznie blokowało mi szansę ucieczki. Warknąłem gdy wrzucili mnie do jakiegoś pomieszczenia. Nie tracąc na czasie wstałem i ruszyłem na nich, ale w ostatniej chwili zdążyli zamknąć drzwi. Jęknąłem gdy trochę boleśnie się o nie obiłem lądując znowu na podłodze.

Obolały usiadłem powoli. Żebra nie bolały mnie już jak wcześniej, ale siedząc bez celu taką chwilę dość nieprzyjemnie dawały o sobie znać. Nie mówiąc o nowo zdobytych siniakach. Ale niczego nie żałowałem z czynów do których się dzisiaj dopuściłem. Zasłużyli sobie na to.

Usłyszałem nagle z głębi pokoju kroki, przez co poderwałem się na nogi zapominając ponownie o siniakach i bólu. Rozejrzałem się czujnie po pokoju przyjmując postawę gotową na wszelki atak. Kroki trwały jeszcze chwilę zanim dostrzegłem postać, z dość dostojnym krokiem, wychodzącą zza drzwi po drugiej stronie pokoju.

Young&FreeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz