Prolog

1K 44 2
                                    

Czerwiec 2003

Matylda Lowson
Chce mi się pić. Mam tak sucho w ustach, że język przylgnął do podniebienia.
Pić! Choć kilka kropel wody. Powieki są ciężkie, w głowie mi szumi. Słyszę rozmowę... Halo! Kto tu jest? Proszę mi pomóc! Bardzo proszę! Jestem przekonana, że krzyczę, ale moje usta nawet nie drgną. Moje ciało leży zupełnie bezwładnie. Dlaczego?
Wyczuwam odór środków odkażających. Dobrze znam ten smród. Tygodniami czuwałam
przy ojcu, kiedy jeszcze karmiłam się nadzieją, że lekarze aplikują terapię, która go uzdrowi. Powiadają, że nadzieja umiera ostatnia. Tak, to prawda. Najpierw zmarł mój ojciec, a nadzieja, że wyzdrowieje, kilka sekund później...
Staram się skupić i zrozumieć słowa, które słyszę.
– taka piękna kobieta, a taka nieszczęśliwa. Kilka miesięcy temu naśmiewałyśmy się,
że bogacze mają w willach za duże przestrzenie i za dużo schodów. Mąż przywiózł ją posiniaczoną i z wybitym barkiem. Przerażony tulił ją w ramionach. Wpadli tu z sześcioma gorylami, a żadnemu z nich nie pozwolił jej dotknąć. Sam ją tu przyniósł . Jak twierdził, potknęła się i ze schodów spadła. Ech! Ile ja bym  dała, żeby na mnie tak mężczyzna choć raz spojrzał.
A teraz, przysiąc bym mogła, że to oprawca. Teraz też na własnych rękach ją tu przyniósł.
Tym razem, jak stwierdził, rozsypały się szklane drzwi garderoby, kiedy to gapa-małżonka
w zdenerwowaniu nimi trzasnęła. Ja myślę, że przez te drzwi to ona przeleciała, a wcześniej kilka razy wpadła na zaciśniętą pięść kochającego małżonka.
- Myślisz, że ją tak urządził, bo się dowiedział, że była w ciąży ? Słyszałam, że ci szejkowie, jak za żonę wezmą europejkę, no wiesz, taką spoza klanu, to dzieciaka zrobić jej nie mogą.
- A kto to wie! prawdy się nie dowiesz.  On teraz kwiatami całą klinikę udekorował i siedzi tu,
przy niej. Ledwo na zmianę opatrunków można go od łóżka odciągnąć. 
- Dla niej, to chyba lepiej, żeby się nie wybudziła. Tyle opatrunków i dzieci straciła.
... chwileczkę....czy te kobiety rozmawiają o mnie?


Gabriel Thoma
Moje ramiona obejmują utracony raj. Urna. Przyglądam się tej biało-złotej puszeczce i z podziwu wyjść nie mogę, że w tak małym, zimnym pojemniku, los uwięził cały mój świat. Joanna i bliźniaczki. To był mój raj. Bliźniaczki miały urodzić się za sześć tygodni. Mieliśmy cieszyć się nimi razem... Tego cudu ty mnie pozbawiłaś. Umarłaś i dziewczynki zabrałaś ze sobą. Zostałem sam. Te wszystkie kondolencje i głębokie wyrazy współczucia... Kurwa! Jakiego czucia...ja nic nie czuję. Utknąłem gdzieś między wczoraj a dzisiaj....czy do jutra zdołam jakoś dotrwać... Tylko po co?

I dogoniła nas przeszłość....Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz