Rozdział 65

225 15 10
                                    

"I want to sleep in your stupid tshirts and hold your stupid hand"

Następnego dnia w Wielkiej Sali wybuchło zamieszanie. Wszyscy czytali Proroka Codziennego. Informacja o zabójstwie tyłu pracowników i ich rodzin wstrząsnęła ludźmi. W Hogwarcie uczyło się kilkoro dzieci tych urzędników. Nagle stali się sierotami. Stracili najważniejsze osoby w swoim życiu. Prefekci oraz nauczyciele rozmawiali z takimi osobami, starając się ich chociaż trochę uspokoić i wesprzeć.

Lily siedziała w jednej z sal, przytulając pierwszoroczne bliźniaczki. Straciły prawie całą rodzinę. Dziewczynki nie mogły się uspokoić, cały czas płakały. Lily patrząc na nie, również miała ochotę się rozpłakać.

- Wasza babcia czeka w gabinecie McGonagall - powiedział James, wchodząc do sali i posyłając dziewczynkom pocieszające spojrzenie.

Bliźniaczki wstały wciąż przytulone do Lily. Rudowłosa obejmowała je rękoma i prowadziła korytarzem. James szedł obok nich i podał bliźniaczkom chusteczki. Kiedy dotarli do gabinetu, otworzył im drzwi do gabinetu i przepuścił. Bliźniaczki od razu przytuliły się do babci.

- Porozmawiajcie dziś, proszę z młodszymi uczniami - zwróciła się McGonagall do Lily i Jamesa. - Musimy się nimi zająć.

- Oczywiście pani profesor - odparli.

Po tych słowach opuścili gabinet. Jako pierwsze zajęcia powinni mieć transmutację, ale McGonagall miała dużo pracy, więc odwołała im lekcję. Z tego powodu poszli do Pokoju Wspólnego, aby wziąć swoje torby i pójść na zaklęcia.

- Nie wyobrażam sobie, co oni muszą czuć - westchnął James, obejmując Lily w pasie. - To jest straszne.

- Nawet nie chcę myśleć, co jeszcze może się wydarzyć - mruknęła Lily, opierając się o Jamesa.

- Nie mogę się doczekać, aż zostanę aurorem. Chcę walczyć. Mam dość patrzenia na taki świat - dodał James.

- Wszyscy mamy. Jesteśmy młodzi, powinniśmy korzystać z życia, cieszyć się każdą chwilą, a zamiast tego musimy się martwić o jutro - powiedziała Lily.

- Przynajmniej jesteśmy w tym wszyscy razem. Dzięki temu damy radę. Musimy - odparł James, całując ją w policzek.

***

Serena chodziła po pustej klasie zdenerwowana. Obgryzała paznokcie i ledwo powstrzymywała łzy.

- Tu jesteś! - zawołał Regulus, wchodząc do środka.

Widząc Serenę w takim stanie, od razu przyciągnął ją do siebie. Zaklęciem zamknął drzwi i rzucił zaklęcie wyciszające. Zaczął uspokajająco gładzić włosy Sereny. Dziewczyna zaczęła płakać.

- To jest złe. Tak nie powinno być. Mam dość tego wszystkiego - mówiła.

-Nie mamy już na to wpływu - westchnął Regulus, ale zgadzał się z Sereną.

- Ale mieliśmy i wciąż mamy! - zawołała Serena, odrywając się od chłopaka. Popatrzyła na niego załzawionymi oczami. - Nie chcę dłużej wspierać Czarnego Pana! Widziałeś twarze tych osieroconych uczniów? Ich ból? Oni stracili swoje rodziny i każdego dnia przez nas inni również tracą bliskich! Mam tego dość! To jest niesprawiedliwe!

- Wiem, Serena - odparł Regulus. - Ale nie możemy nic zrobić. Jeśli się mu przeciwstawimy, to nas zabije. Nas i naszą rodzinę. A jeśli jakimś cudem nie, to nasz rodziny nas wydziedziczą. Nie możemy się im tak po prostu przeciwstawić.

𝖅𝖆 𝕸𝖚𝖗𝖆𝖒𝖎 𝕳𝖔𝖌𝖜𝖆𝖗𝖙𝖚 | 𝕰𝖗𝖆 𝕳𝖚𝖓𝖈𝖜𝖔𝖙ó𝖜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz