Rozdział 125

59 6 1
                                    

Rodzice Jamesa umarli na początku czerwca.

James zniósł to bardzo źle. Nie był tym samym Jamesem, na jego twarzy nie widać było uśmiechu, jego oczy były ciągle czerwone od płaczu, a on był zupełnie nieobecny.

Wszyscy wokół się o niego martwili. Lily ze wszystkich sił starała się, żeby poczuł się lepiej. Przytulała go, ocierając mu łzy i rozmawiała. Rozumiała jego ból, ale nie mogła sprawić, żeby zniknął.

James nie wiedział, co się dzieje. Czas mu umykał. Wszystko wykonywał automatycznie. Chociaż był żywy, czuł się, jakby był martwy. Jakby ktoś zabrał jego duszę. A nawet gorzej.

***

Początkiem lipca do ich domu zapukał Dumbledore. Lily otworzyła drzwi i zdziwiła się na jego widok.

— Dzień dobry Lily — przywitał się Dumbledore. — Czy James jest w domu? Chciałbym z wami porozmawiać. To ważne.

— Tak jest, ale nie jest to raczej najlepszy moment — powiedziała Lily, chcąc chronić Jamesa przed kolejnymi poważnymi sprawami.

— Już wystarczająco długo zwlekałem — odparł stanowczo.

Lily musiała go więc zaprosić. Poszła po Jamesa i zaproponowała Dumbledore'owi herbatę.

— To nie potrwa długo — powiedział.

— O co chodzi? — zapytał James, zmęczonym głosem.

— Usłyszałem przepowiednię — oznajmił Dumbledore, po czym opowiedział im o wszystkim. — Tylko wy i Longbottomowie do niej pasujecie.

Jamesowi i Lily zmroziło krew w żyłach. "A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca..." Nie. To nie mogła być przecież prawda.

— Co mamy zrobić? — zapytała Lily, starając się ukryć drżenie głosu.

—Musimy to przemyśleć — odparł Dumbledore. — Ale na razie muszę iść porozmawiać z Longbottomami.

Dumbledore pożegnał się I wyszedł.

— To przecież nie może być prawda — powiedziała Lily, a po jej policzkach płynęły łzy. — To musi być jakiś żart.

James objął ręką Lily, a drugą rękę położył na jej brzuchu. On też płakał. Siedzieli więc razem na kanapie I płakali. Byli świadomi, że przyszłość będzie okrutna. Wiedzieli, że czeka ich walka. Ale nie mogli się poddać.

***

Syriusz siedział w salonie na kanapie I słuchał muzyki. Był wieczór, a Remus właśnie wyszedł na kolejną misję od Zakonu. Syriusz jak zawsze czekał na jego powrót.

Nagle rozległo się pukanie. Syriusz wstał, aby otworzyć drzwi. Nie spodziewał się nikogo o tej porze, ale był jeszcze bardziej zdziwiony na widok zapłakanego Jamesa stojącego na progu.

—James? Co się stało?

On jednak nie potrafił nic powiedzieć. Syriusz wciągnął go do środka i przytulił. A James płakał dalej. Syriusz musiał przyznać, że był przestraszony. James rzadko płakał. Oczywiście widział się z nim po śmierci Euphemii i Fleamonta, ale nawet wtedy James nie był w tak złym stanie.

— Wszystko się spierdoliło — powiedział w końcu James. — Wszystko Syriuszu.

A potem zaczął mu opowiadać, o tym jak się czuje bez rodziców, jak bardzo się boi i o przepowiedni.

— Mamy jebane 20 lat. Nie potrafię wybrać co zjeść na śniadanie, a co dopiero walczyć z jakimś jebanym psycholem, który niszczy wszystkim życia. Moi rodzice nie żyją. Zawdzięczam im tak wiele. A nigdy nie odwdzięczyłem się im wystarczająco. Tyle naszych przyjaciół też zmarło. Za miesiąc zostanę ojcem. Ojcem, Syriuszu. A ja nie umiem zadbać o Lily, o ciebie, o wszystkich naszych przyjaciół. Kurwa, nie umiem nawet zadbać o siebie. A teraz dowiedziałem się, że ten psychol może chcieć zabić mi dziecko. Wiem, że muszę walczyć, ale nie mam na to kurwa siły. Mam wrażenie, że rozlatuje się na małe kawałeczki, których nie da się zebrać.

𝖅𝖆 𝕸𝖚𝖗𝖆𝖒𝖎 𝕳𝖔𝖌𝖜𝖆𝖗𝖙𝖚 | 𝕰𝖗𝖆 𝕳𝖚𝖓𝖈𝖜𝖔𝖙ó𝖜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz