Starcie zabójców

84 9 0
                                    

   Początek zmiany, patrol. Zespół dwójki łowców kończył przygotowania do wyjścia w teren. Idealnie wyczyszczona broń, magazynki srebrnych kul, komplet pokrytych srebrem ostrzy. Biała broń niby staroświecka, ale w starciu z chodzącą, krwiopijczą maszyną do zabijania wszystko się liczyło. Mundury, prezentujące się niepozornie, ale mogące wytrzymać nie jedno, specjalne kołnierze, niewygodne ale utrudniające bestiom używania ich ulubionego sposobu na zabijanie. Wszystko to i ich zmutowane ciała, wszystko by mieć jakąkolwiek szansę w walce z urzeczywistnionym koszmarem, tak ogromnie i niesprawiedliwie silniejszym od człowieka.

-Gotowy? - Odezwała się łowczyni, podsumowująco chowając pistolet do kabury.

-Prawie – odrzekł jej towarzysz upewniający się właśnie, czy pociski są w komplecie.

-Dalej kiepsko sypiasz? - zapytała zerkając na ciemne kręgi pod jego oczami.

   Skrzywił się jedynie i skinął głową. Z nią nie było tak źle, ale pierwsze noce po zaginięciu jej przyjaciółki też były ciężkie. Jego łączyło z nią więcej, byli kiedyś parą i chociaż wspólnie doszli do wniosku, że to nie to, nadal łączyła ich silna więź. Grace przeciągnęła się z westchnieniem, Katrina była ulubieńcem całego oddziału i wszyscy czuli się winni wobec śladów wskazujących na to, że padła ofiarą wampira. Byli cholernymi łowcami, którzy mieli chronić całe miasto, a nie zdołali upilnować kogoś tak im bliskiego. Wolała nawet nie myśleć o jej nieszczęsnym bracie. Widziała wielu ludzi pogrążonych w żałobie, sama też cierpiała, ale to co stało się z nim... nie wiedziała czy było bardziej smutne czy przerażające.

-Czas ruszać - mruknął Dave ukończywszy przygotowania.

   Ruszyli w stronę wyjścia. Grace poprawiła uwierający ją kołnierz i potrząsnęła głową pozbywając się zbędnych myśli. Wszystkie problemy i sprawy zostawały tutaj, na zewnątrz musieli być maksymalnie czujni i skupieni, chyba, że nie chcą już nigdy wrócić do domu.


   Tym razem była sama. Siedziała na brzegu wysokiego mieszkalnego bloku i z nudów bawiła się trzymaną w dłoniach maską. Powinna ją nosić cały czas, tak było najbezpieczniej, Michael sam rzadko ją zdejmował, ale czasami miała jej po prostu dość. Spojrzała w niebo unosząc twarz i w ciszy zagroziła mu wściekle szczerząc mordercze kły. Coś się zmieniło. Ona się zmieniła. Niemal całkiem zobojętniała na ból, wciąż tam był, ale istniał jakby obok, zamiast niego znacznie żywiej czuła coś innego.

Wściekłość.

   Siedziała spokojne i nie wydawała najmniejszego nawet dźwięku, ale pod tą zimną skórą kotłowała się żywa, choć zdumiewająco opanowana furia. Byłaby skłonna rozszarpać na strzępy każdego, kto stanie jej na drodze i przelotnie pomyślała, że mógłby być to ten, który zrobił z niej takiego potwora. Po długiej chwili szczerzenia się jak wściekły pies opuściła głowę, a jej pełne wargi powoli i niechętnie skryły białe, lekko zakrzywione szpikulce.

   Wstała i z powrotem założyła maskę. Nie potrafiła zbyt długo usiedzieć w miejscu, musiała się ruszyć, była sfrustrowana własną bezsilnością i bezczynnym czekaniem, aż jej przyjaciele wymyślą jak jej pomóc, a to rodziło złość. Zwinnie przeskoczyła na sąsiedni budynek i zatrzymała się na chwilę dostrzegając w oddali ciemną sylwetkę innego wampira. Przywykła już do tego widoku. Nie raz z bezpiecznej odległości wymieniała spojrzenia z wampirzymi nieznajomymi, po czym zwyczajowo każde ruszało w swoją stronę. Wampiry nie lgnęły do siebie nawzajem, być może obawiając się drugiej strony. Pogłębiało to wszechobecne poczucie osamotnienia, ale Katrina sama nie była pewna czy chce kontaktu z innymi.

   Gdy intruz zniknął z jej pola widzenia zrozumiała, że znów popełniła błąd. Zbytnio skupiła się na jednym elemencie otoczenia i odsłoniła na atak. Przykucnęła i nerwowo rozejrzała się wokół, węsząc i nasłuchując. Na szczęście ta chwila nieuwagi nie okazała się tak groźna w skutkach jak mogła być, nie stało się nic, wokół nadal była cisza i spokój uśpionego miasta. Odetchnęła, unikanie patroli nie było szczególnym problemem, gdy się przywykło do ciągłego ich wypatrywania, ale chwila nieuwagi mogła dać szansę ewentualnemu zespołowi czynnie polujących łowców. W domu byłaby bezpieczna i znacznie spokojniejsza, ale nie mogła już wytrzymać w tych samych czterech ścianach i mimo niebezpieczeństwa niemal co noc wypuszczała się na długiewycieczki bez celu.

Czerwona ŁowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz