Dwa wampiry tkwiły nieruchome jak posągi w ciemnym pokoju patrząc na siebie nawzajem. Dwie pary niewzruszonych ogniście czerwonych oczu lśniły w ciemnościach jak rozżarzone węgle.
- Jaki jest twój cel? - Odezwała się wreszcie wampirzyca próbując przewiercić wzrokiem przeciwnika.
- Zabawa. - Odpowiedział tamten.
- Pieprzysz. - Warknęła. - Nikt nie buntuje się dla rozrywki... przynajmniej nie jej...
- Obawiam się jednak, że to musi ci wystarczyć.
Katrina zdusiła własną złość. Nie mogła go do niczego zmusić, póki on sam tego nie zechce niczego się nie dowie.
- Ja nie należę do twoich wrogów, ale powinnaś pamiętać, że właśnie sprawiłaś sobie ich wielu i właściwie wszyscy są potężniejsi od ciebie. - Podjął Slade gdy wreszcie odwróciła wzrok. - Królowa ma poważniejsze problemy na głowie niż jeden zbuntowany pionier i jeżeli teraz nie będziesz się wychylać, przy odrobinie szczęścia zapomni o tobie przynajmniej na jakiś czas. Jeśli chcesz żyć weź to pod uwagę. - Lord przeszedł przez pokój i stanął przy oknie, które zaraz otwarł. - Muszę się teraz zająć pewnymi sprawami, zobaczymy się później. - To powiedziawszy po prostu wyszedł przez okno i zagłębił się w szarość przedświtu.
Wampirzyca chwilę patrzyła w ślad za nim, a potem po prostu opadła z powrotem na łóżko i odetchnęła. Powinna się cieszyć. Jej życie mogło się zakończyć chwilę temu i uniknęła tego tylko dlatego, że z jakiegoś powodu postanowił stanąć po jej stronie. Nie ufała mu. Nie rozumiała dlaczego tak postępuje i to nie dawało jej spokoju. Westchnęła obracając się na bok. Najlepsze co mogła teraz zrobić to odpocząć i czekać na rozwój sytuacji.
Atmosfera świętowania była wyczuwalna wszędzie wokół. Łowcy zdołali odeprzeć potężny atak wampirów i choć okupili to licznymi ofiarami, zwyciężyli, a to należało uczcić. Ewakuowana ludność wracała do miast i niemal natychmiast zaczynała dawać upust swojej radości i wielkiej uldze. Kto wie może miało to potencjał przekształcenia się w święto doroczne.
Katrina jednak nie była w stanie podzielać tego entuzjazmu. Owszem, cieszyła się, że udało się powstrzymać piekło, jakie chciała zafundować im królowa, ale zbyt wiele zmartwień kotłowało się w jej głowie. Martwiła się o tajemnicze postępowanie Sladea, o bezpieczeństwo Jeffa i profesora, o możliwe konsekwencje jej otwartej zdrady, czy choćby o to, że po tym jak w ostatnich dniach musiała wykorzystać wiele energii i bywała raniona jej ciało znów domagało się krwi. Jadnak największą czarną chmurą w jej umyśle był Danny. Widziała go tam, na froncie, w środku piekła jak wraz z innymi desperacko osłaniał odwrót próbując jakkolwiek spowolnić potwora królowej. Gdyby zjawiła się choć trochę później... wolała o tym nawet nie myśleć. Najgorsze było to, że nie mogła dopilnować jego bezpieczeństwa. Nie było mowy o zostaniu, zaraz sama zostałaby zaatakowana. Właściwie miała szczęście, że łowcy, zapewne tylko przez szok, nie zaczęli do niej strzelać od razu. Musiała odlecieć i przez to nie wiedziała co dalej działo się z jej bratem. Co jeśli został ranny? Co jeśli... Te myśli były nieznośne.
Zbliżał się wieczór, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona wampirzyca nieco niepewnie je otworzyła by odkryć stojącego na progu, mocno zmaltretowanego i obwieszonego bagażem, ale uśmiechniętego, dobrze jej znanego człowieka.
- Jeff! - Nie powstrzymała się i natychmiast mocno go uścisnęła.
- Hej Katie. - Wykrztusił nieco ściśnięty chłopak. - Dobrze cię widzieć.
Po chwili wampirzyca dostrzegła też i stojącego nieco z tyłu profesora i jego również uściskała, choć w trosce o jego kruche, stare kości, dużo delikatniej.
CZYTASZ
Czerwona Łowczyni
WampiryRodzice Katriny zginęli, kiedy była nastolatką. Zostali zabici przez najpotworniejsze bestie jakie kiedykolwiek chodziły po świecie. Dziewczynka wraz ze starszym bratem stała się kolejną z setek tysięcy ofiar dzielenia ziemi między ludzi, a nieliczn...