- Pachniał strachem... był zwyczajnie przerażony. Nie powinno mnie to dziwić ale... sama nie wiem...
Katrina siedziała ze skrzyżowanymi nogami, gapiąc się na ogniście rozświetlony horyzont. Tarcza słońca już się schowała, ale ostatnie promienie jeszcze odgrażały się zapadającej nocy. Zbliżał się czas łowów.
- Gdy ostatnio się widzieliście wszystko było inne, zwłaszcza wasze relacje. Czujesz się dziwnie, bo nie takim go zapamiętałaś. - Stwierdził siedzący obok Michael.
- Nigdy wcześniej nie mierzył do mnie z broni. - Zgodziła się.
Ledwie pół godziny temu rozmawiała ze Stevenem Oldmanem, dowódcą lokalnego oddziału łowców i jej dawnym przyjacielem, który był dla niej jak przyszywany wujek. Był też człowiekiem, którego organizacja wyznaczyła na pośrednika negocjacji. Przy tym spotkaniu dowiedziała się nie tylko o tym, że łowcy są skłonni pójść na układ, ale przy okazji też jak wielka przepaść dzieli teraz ją i jej dawnych przyjaciół. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zapach strachu budził w niej bardzo złe instynkty.
Wstała i nerwowo przeszła wzdłuż brzegu dachu na którym się znajdowali. Dziś był jej pierwszy dzień poza domem. Doszła do siebie na tyle by móc się sprawnie poruszać, ale nadal była bardzo osłabiona i Michael cały czas trzymał się blisko. Wciąż mogła wyczuć, że jest trochę zły. Gdy postanowiła osobiście porozmawiać ze Stevenem, kłócili się dobre pół godziny, bo absolutnie nie chciał na to pozwolić. Odkąd oberwała przy zasadzce łowców stał się nadopiekuńczy i nawet opuszczenie domu musiała z nim negocjować. Zamiast polowania namawiał ją by kazać komuś ze świty złapać dla niej ofiarę, był nawet gotów sam to zrobić. Jednak Katrina nie tylko miała już dość siedzenia w domu ale też czuła, że to byłaby kolejna oznaka słabości. Okazywała ją już wystarczająco długo i musiała wracać do życia zanim znajdzie się ktoś chętny na miejsce pioniera. Teraz czekali na ciemność. Potrzebowała krwi.
- Zastanawia mnie to żądanie, żebyś pokazała im smoka. - Odezwał się po chwili wampir oglądając na nią.
- Myślę, że chcą wiedzieć z czym mają do czynienia. - Odpowiedziała, znów zagapiona na zanikające wspomnienie słońca. - Kto wie, może mając mnie jak na talerzu nawet czegoś spróbują. Dokończą robotę. - Dodała z gorzkim uśmiechem.
- Zgodzisz się?
- Muszę.
- Katrina!
- Co, Katrina!? Jeśli nie przestaną do nas strzelać sytuacja nie będzie lepsza. Będziemy zagrożeni wszyscy, łącznie ze mną. W szczególności ja, bo wątpię żeby zignorowali takiego potwora.
Michale zgrzytnął zębami i wbił wzrok we własne dłonie.
- To zbyt ryzykowne. - Wymamrotał.
- Nie mam zamiaru zgodzić się ot tak. Zaczekamy co zaproponują, ja spróbuję wynegocjować wsparcie dla siebie
Wampir znów spojrzał na nią.
- Co masz na myśli?
- Was. Moje wampiry. Gdyby musieli walczyć jeszcze z całą świtą będą mniej chętni. Może nawet zabiorę też kogoś poza świtowcami. Muszę to jeszcze przemyśleć, ale wierz mi, nie zamierzam ryzykować bardziej niż to absolutnie konieczne.
To chyba go w jakimś stopniu usatysfakcjonowało, bo umilkł zamyślony. Katrina kręciła się jeszcze chwilę i z powrotem usiadła obok niego. Po chwili wahania oparła głowę o jego bark i poczuła jak obejmuje ją ramieniem. Nie wytrzymała jednak długo i zaraz znowu wstała. Wierciła się tak jeszcze długą chwilę, aż zauważyła jak wampir przygląda jej się z troską.
CZYTASZ
Czerwona Łowczyni
VampireRodzice Katriny zginęli, kiedy była nastolatką. Zostali zabici przez najpotworniejsze bestie jakie kiedykolwiek chodziły po świecie. Dziewczynka wraz ze starszym bratem stała się kolejną z setek tysięcy ofiar dzielenia ziemi między ludzi, a nieliczn...