Był sam od ponad tygodnia. Jego siostra, jedyna rodzina jaką posiadał i jedyny powód dla którego nie poddał się rozpaczy po stracie rodziców, zniknęła. To było nieznośne.
Nastał kolejny cholernie samotny poranek. Śpieszył się by wyjść jak najszybciej, nie chciał dawać sobie czasu na myślenie i uświadamianie sobie czego mu brakuje, nie chciał zauważać pustki. Nikt nie zrobił mu kawy, nikt nie gadał o wszystkich istotnych i nieistotnych sprawach, nie miał kogo przytulić na pożegnanie, tak jak robił przez lata. Gdy jechał do pracy omal nie spowodował wypadku, był trochę zmęczony, ostatnio brał wszystkie dodatkowe zmiany i patrole, byleby do domu wracać tylko na sen. Wreszcie dotarł na miejsce i z wielkim trudem powstrzymał się, żeby nie powitać miłego dozorcy warknięciem, zamiast tego burknął coś jakby uprzejmego pod nosem i szybkim krokiem poszedł do biura.
-Mamy coś nowego? - Zapytał wchodząc do środka.
Nie musiał bardziej konkretyzować, wszyscy wiedzieli o co pyta.
-Nic. - Niemal automatycznie odpowiedział mu partner. - Policja i nasi śledczy powtarzają ciągle to samo, zarówno podejrzany jak i Katrina rozpłynęli się w powietrzu.
Fakt nie było wielu tropów. Znaleziono jedynie torebkę Katriny i siatkę z zakupami, które najpewniej niosła, poza tym szczątkowe ślady krwi w tym samym miejscu, do tego dochodziły nic nie wnoszące urywki nagrań z kamer miejskich. Nie mieli nic więcej, pozostawała tylko wżerająca się w mózg świadomość, że porzucone rzeczy i niewielkie plamy krwi zazwyczaj przynależne były działaniom wampirów. Podejrzewali nieznanego mężczyznę, który kręcił się za nią krótko przed zaginięciem, ale co z tego, kiedy ten zniknął.
-Jak się trzymasz? - Ze skupienia nad stertą papierzysk wyrwał go lekki, łagodny głos Jenny.
Jej delikatna dłoń oparła się o jego napięte ramię.
-Ciało mojej siostry najprawdopodobniej leży gdzieś dobrze ukryte przez pieprzoną pijawkę. Nigdy go nie znajdę i nie będę mógł jej nawet pogrzebać... pożegnać się... - Powiedział nie odwracając głowy.
-To oficjalna wersja, a tak naprawdę? - Łowczyni potrafiła mieć naprawdę aksamitny głos.
-Ona żyje. Musi... przecierpieliśmy już dość, to nie może się tak skończyć. - Westchnął i wreszcie się odwrócił. - A ty w co wierzysz?
-Widziałam w tej pracy już wiele i wiem, że cuda się zdarzają, chociaż są rzadkie... a ty... ty zasługujesz na cud.
Zamilkli na chwilę, po prostu się na siebie patrząc.
-Jestem łowcą, moją misją jest ochrona ludzi przed tymi bestiami, a nie ocaliłem nawet własnej siostry.
Jennifer stanęła obok i oparła się o jego biurko spoglądając na ekran.
-Poszukajmy jej. - Rzuciła przeglądając raport, który oboje znali już na pamięć
Czas leczy rany. Chociaż robi to bardzo powoli i zamiast tego na początku łaskawie delikatnie zamienia targającą rozpacz na tępy ból, który pozwala jednak jakoś, choć z trudem, toczyć życie. W swym otępieniu Katrina powoli uczyła się siebie na nowo. Odkryła, że potrafi spać, oraz pić i jeść niewielkie ilości normalnego jedzenia. Jej niegdyś naturalny oddech powrócił jakoś sam z siebie i teraz przynajmniej nie musiała uczyć się go na nowo. Żeby przetrwać w tym ciele nie można się było odróżniać od ludzi, brak oddychania mógłby być problematyczny. Poza tym ćwiczyła panowanie nad własną siłą, zdarzało jej się jeszcze za mocno złapać szklankę i zmiażdżyć ją w dłoni, ale kiedy przychodziło jej dotknąć na przykład kota starała się myśleć o nim jak o jajku, bardzo kruchym jajku. Jak dotąd nie zrobiła w ten absurdalnie przypadkowy sposób krzywdy ani jemu ani Jeffowi, co nieco ją pocieszało.
CZYTASZ
Czerwona Łowczyni
Про вампировRodzice Katriny zginęli, kiedy była nastolatką. Zostali zabici przez najpotworniejsze bestie jakie kiedykolwiek chodziły po świecie. Dziewczynka wraz ze starszym bratem stała się kolejną z setek tysięcy ofiar dzielenia ziemi między ludzi, a nieliczn...