Gdy Katrina opuściła Norę dzień się kończył. Słońce wisiało już nisko, a ludzie powoli znikali z ulic. Przemykała najbardziej odludnymi zaułkami. Udawała człowieka ale wolała gdy wokół było jak najmniej przechodniów i po cichu cieszyła się z narastającej pustki. Jeszcze nie tak dawno byłoby na odwrót. W tym niebezpiecznym świecie kruchy człowiek szukał towarzystwa. Samotność była groźna.
Jesień wymieniła już uścisk dłoni z zimą. Choć jako wampir Katrina nie marzła, mogła wyczuć, że wiatr był przeraźliwie zimny i lodowatymi igiełkami przenikał przez ubranie. Przystanęła i obejrzała się na drzewa mijanego skweru, ich korony zgubiły już niemal wszystkie liście. Jej czuły wzrok wychwycił pulchną wiewiórkę, która przycupnęła na gałęzi z czymś w łapkach. Po chwili zastanowienia zwierzątko zaczęło jeść. Katrina przez chwilę próbowała wypatrzeć co też takiego mały futrzak ma dziś w menu, ale pazurzaste łapki szczelnie obejmowały przysmak. Chwilę później niedaleko wiewiórki wylądował ptak. Wrona. Gdy tylko wzrok Katriny padł na ptaszysko, zaraz odpowiedziało spoglądając prosto na nią. Skrzywiła się i ruszyła w dalszą drogę. Nie potrafiła już patrzeć na te ptaki ze spokojem.
Wreszcie dotarła do domu. Była jeszcze daleko od drzwi gdy do jej uszu dotarły rozmowy i śmiechy. Zaintrygowana po cichu zakradła się do środka i zajrzała do salonu. Wszystko stało się jasne, kiedy zobaczyła Dannego i Jeffa grających na konsoli. Jeff zauważył ją pierwszy.
- Hej Katie! Przyłączysz się? - Zamachał do niej dodatkowym kontrolerem.
- Może innym razem. - Odpowiedziała uśmiechając się blado.
Danny zareagował od razu.
- Wszystko dobrze? - Zapytał wstając i podchodząc.
- Dobrze, jestem tylko zmęczona paranoiku.
- Ej! Ja ci dam paranoję! - Lekko dźgnął ją w żebra i odskoczyła śmiejąc się.
Jako człowiek zawsze miała tam straszne łaskotki i wampiryzm najwyraźniej tego nie zmienił.
- Bawcie się, ja wolę teraz po prostu trochę odpocząć. - Rzuciła i pomknęła po schodach na górę.
Schroniła się w zaciszu swojego pokoju i padła na łóżko. Czuła się zmęczona nie tyle fizycznie co emocjonalnie ale szczęśliwie istniał na to sposób. Na stoliku leżała spora sterta książek. Danny je przyniósł. W poprzednim życiu jako zapalona czytelniczka zebrała sporą kolekcję i miała nawet osobną półkę na ulubione. Właśnie stamtąd pochodził ów zacny stosik. Porwała tą leżącą na samym szczycie. Wszystkie były świetne, więc nie czuła potrzeby dłuższego zastanawiania się nad wyborem. Zerknęła na okładkę. Idealnie! Przygodowa, pełna humoru i z genialną fabułą, perfekcyjnie lekka dla zmęczonego umysłu.
Rozsiadła się wygodnie i zatonęła w lekturze. Jej spokój nie trwał jednak długo, ciszę rozdarł dzwonek telefonu. Niechętnie odłożyła książkę i sięgnęła po urządzenie, zamarła, kiedy zobaczyła kto dzwonił. Michael. Trwała chwilę w bezruchu po czym odrzuciła połączenie. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Już miała odłożyć komórkę, kiedy coś ją tknęło. Patrzyła na urządzenie jeszcze chwilę po czym je wyłączyła. Nie. Daj mi spokój.
Spokoju jednak nie było. Zdążyła minąć może godzina gdy ciszę zakłócił niespodziewany odgłos. Katrina oderwała się od emocjonującej akcji w książce i rozejrzała zastanawiając czy jej się nie wydawało. Po chwili jednak dźwięk się powtórzył, stukanie... o szybę. W jej głowie pojawiło się podejrzenie, które wybitnie jej się nie spodobało. Wstała i podeszła do okna. Oczywiście...
Na parapecie siedział Michael. Patrzyła na niego chwilę po czym zdecydowanym ruchem zaciągnęła zasłonę i wróciła do książki. Nie minęła minuta jak stukanie się powtórzyło, potem moment ciszy i znowu stukanie. Pukanie nie przybierało na sile ani intensywności, ale i tak było niesamowicie irytujące. Wreszcie Katrina odrzuciła książkę, szarpnęła za zasłonę mało jej nie zrywając i otwarła okno.
CZYTASZ
Czerwona Łowczyni
VampirRodzice Katriny zginęli, kiedy była nastolatką. Zostali zabici przez najpotworniejsze bestie jakie kiedykolwiek chodziły po świecie. Dziewczynka wraz ze starszym bratem stała się kolejną z setek tysięcy ofiar dzielenia ziemi między ludzi, a nieliczn...