Maska

63 9 9
                                    

   W nadziei przynajmniej częściowego uspokojenia swojego pełnego obaw umysłu Katrina postanowiła udać się do Nory. Rose, wampirzycy należącej do świty, powierzyła zadanie monitorowania tego co dzieje się na ich terenie. Częścią jej obowiązków było choćby proste pozostawanie w kontakcie z wszystkimi podwładnymi, którzy mogli szybko donieść gdyby zauważyli coś niepokojącego. Być może rozmowa z nią i przekonanie się, że wszystko jest w porządku wreszcie uspokoi znerwicowaną podświadomość pionierki. Wątpiła by miała się dowiedzieć gdyby coś działo się przy samej komendzie, wampiry wolały nawet się tam nie zbliżać, ale interesujące wydarzenia z całej reszty terenu miały szansę zostać dostrzeżone.

   Michel postanowił iść z nią, tego dnia nie miał pracy, a widząc jak jego ukochana się denerwuje wolał dotrzymać jej towarzystwa. Wstał już wprawdzie dzień, ale trzymając się bocznych uliczek przemknęli oboje w nieco odludną okolicę Nory. Tu nawet w środku dnia nie było zbyt wielu przechodniów, więc Katrina trochę się rozluźniła. Michel cały czas był spokojny i szedł przodem nie mając nawet kaptura. On miał fałszywą tożsamość, za dnia i bez maski był zwykłym obywatelem.

   Wreszcie dotarli do znajomego, małego, brzydkiego jak noc baru który ukrywał wampirzą siedzibę. Był jak czubek góry lodowej, pod nim kryło się coś dużego i w gruncie rzeczy niebezpiecznego. Gdy weszli do środka barmanka zerknęła na nich nieśmiało, a pełniąca rolę kelnerki Lucy nawet uśmiechnęła się blado na widok Katriny. Wampirzyca odwzajemniła uśmiech, ciesząc się w duchu, że dziewczyna wygląda już o wiele lepiej, niż w dniu jej uwolnienia. Podeszli do lustrzanych drzwi i Michael usłużnie zajął się kombinacją przełączników, po chwili zatonęli w ciemnym korytarzu za nimi, a przejście zamknęło się z cichym kliknięciem.

   W głównej sali jak zwykle czekało kilkoro członków świty. Katrina szybko odnalazła wzrokiem wśród nich Rose, szczupłą, wampirzycę średniego wzrostu o długich, prostych, smoliście czarnych włosach, czujnym spojrzeniu, wąskim nosie i małych, pełnych ustach. Pionierka ucieszyła się, że jest na miejscu, w końcu to przede wszystkim z nią chciała pomówić. Świtowcy wstali kiedy się zjawiła i gdy tylko podeszła do stołu, przy którym siedzieli, zaraz przynieśli najwygodniejsze krzesła dla niej i Michaela. Jako jej partner mógł cieszyć się ich szacunkiem.

- Jak się Pani ostatnio miewa, Pani Katrino? - Zapytał Ethan przymilnie. - I co Panią sprowadza o takiej porze?

   Odkąd podpadł z próbą okłamania, próbował być albo niewidoczny albo nadgorliwy, w zależności od nastroju jej i jego. Pionierkę to czasem irytowało, a czasem bawiło. Tym razem musiała zdusić ochotę by parsknąć śmiechem.

- Mam się dobrze... - Odpowiedziała lekko. - Rose, działo się ostatnio coś?

   Jak dotąd pogrążona we własnych myślach wampirzyca ożywiła się nagle.

- Nic wielkiego. - Odpowiedziała natychmiast - Zeszłej nocy mieliśmy jeden pościg, ale udało się go zgubić.

   Pościg. To oznaczało, że polujący łowcy kogoś pogonili. Nie było to nic nadzwyczajnego, wampirza codzienność, ale Katrina i tak poczuła lekki niepokój. Ktoś z jej podopiecznych omal nie stracił życia. Niestety nic nie mogła na to poradzić.

- Kto to był? Odniósł jakieś rany? - Zainteresowała się zmartwiona.

   Rose wahała się chwilę z odpowiedzią.

- Ja... to byłam ja - Powiedziała wreszcie. - Postrzelili mnie w ramię, ale to nic poważnego. Kula przeszła na wylot więc wszystko się dobrze goi.

   Gdyby pocisk został w ranie nie siedziałaby tu jak gdyby nigdy nic. Właściwie wampirzyca wyczuła specyficzny zapach wampirzej krwi, kiedy weszła do sali ale nie zwróciła na niego większej uwagi. Ramię Rose pewnie jeszcze nie do końca się zregenerowało. Katrina zatroskała się jeszcze bardziej.

Czerwona ŁowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz