Woda zaczęła gotować się w czajniku, co sprawiło, że ten wydał z siebie głośny i drażniący pisk. Liv lekko skrzywiła się, słysząc to i dość szybko wyłączyła gaz, aby uciszyć nieprzyjemny dźwięk.
Było już koło dwudziestej wieczorem. Niebo jakiś czas temu przybrało praktycznie czarną barwę, a mrok potęgowały gęste chmury. Nie zerkała w tamtym kierunku, ale ciągłe stukanie w szybę dało jej znać, że kilka minut temu musiało zacząć padać.
Z jednej szafki wyjęła dwa identyczne białe kubki w małe, czarne kropki. Wrzuciła do nich torebki z herbatą i w momencie, w którym sięgnęła po czajnik, by do obu nalać wodę, do jej uszu dotarł dźwięk przekręcania zamka w drzwiach.
Z lekkim uśmiechem skończyła wszystko szykować. Obok talerzy postawiła kubki i dopiero wtedy zdecydowała się przejść do przedpokoju, by zastać tam zdejmującego buty brata.
– Późno dzisiaj wróciłeś, coś się stało?
Nie martwiła się jakoś specjalnie, w końcu była do tego przyzwyczajona. Even pracował dużo, czasami stanowczo zbyt dużo. Z tego powodu zazwyczaj wracał późno z pracy i nie widział w tym nawet nic złego. Czasami zastanawiała się, czy nie stanowiło to większego problemu, który należało rozwiązać, jednak nigdy nie potrafiła odpowiednio podjąć się takiej rozmowy.
Bo dalej brat był dla niej najważniejszą osobą w jej życiu i jakiekolwiek krytykowanie jego zachowania nie wchodziło w grę. To on zajął się nią po śmierci rodziców i była mu za to wdzięczna. W tym wszystkim jednak logiczne było, że on sam mógł dalej to przeżywać, ale nie chcieć poruszać tego tematu.
Więc Liv mogła jedynie to uszanować, przygotowywać kolację, kiedy wracał później i robić wszystko, by nie musiał się o nią zbyt dużo martwić.
– Jakaś odgórna kontrola w papierach, straciłem na to praktycznie cały dzień – mruknął niezadowolony. Odłożył równo buty do szafki i zsunął z ramion swój płaszcz. – Zdążyłaś zrobić kolację?
– Właśnie odłożyłam kubki z herbatą na stół.
– Możesz już siąść przy stole, zaraz przyjdę. – Even wyminął ją i skierował się na chwilę do swojego pokoju.
Musiała poczekać na niego jeszcze chwilę, nim ten odłożył wszystkie rzeczy i umył ręce, aby następnie móc siąść z nią przy kolacji. Całkiem lubiła te momenty, gdy udawało im się zjeść razem posiłek i porozmawiać, albo przynajmniej siedzieć obok siebie w ciszy.
– Udało mi się poprawić tę ocenę i myślę, że teraz już nie będę miała żadnego problemu – stwierdziła, sięgając po jedną z kanapek. – Ale chyba powinnam myśleć o egzaminach, a dalej nie wiem, co powinnam zdawać.
– Może powinnaś porozmawiać z jakimś doradcą? Możesz się gdzieś umówić, to raczej nie będzie problem.
– Podobno tutaj nie ma nikogo takiego. A gdybym pojechała ze znajomymi do stolicy? Mogłabym to załatwić, a przy okazji trochę pozwiedzać – zauważyła nagle z delikatną ekscytacją. – Na pewno jeszcze kilka innych osób też chciałoby jechać, więc nie byłabym tam sama.
– Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, w stolicy nie jest bezpiecznie.
Cicho westchnęła. Mogła jak zawsze odpuścić i pomyśleć o czymś innym, ale czasami to zwracanie uwagi na bezpieczeństwo ją irytowało. Wszędzie mogło jej coś grozić, ale stolica, gdzie ulicami przechodziło codziennie dużo więcej uzbrojonych i gotowych do pomocy obywatelom żołnierzy, powinna być nawet bezpieczniejsza od ich miasta.
Tyle że nie chciała kłócić się z bratem. Wiedziała, że ten może się martwić, chociaż liczyła, że tym razem znalazła dobry pretekst. Trochę też miała nadzieję, że skończy się to wycieczką jej i Vilhelma. Wtedy mogliby swobodnie spędzić trochę czasu, który na razie im się kurczył. Po skończeniu tej klasy miała w końcu nie widzieć go cały następny rok, a taka rozłąka brzmiała naprawdę boleśnie.
CZYTASZ
Nadludzie || ABO
FantasyNadludzie - «przedstawiciele wyższej rasy ludzkiej» Lucca pragnął mieć równie wielką władzę i posłuszeństwo, co jego ojciec, kiedy Mikkel po prostu posłusznie złożył swoje papiery w ramach odbycia służby wojskowej. Dalej jednak miał w sobie dużo wię...