46. Nie znam nikogo, kto podjąłby się bronienia Omegi

212 27 81
                                    

– Możecie zostać, jeśli chcecie – zasugerował dość nagle Lucca.

Jakieś dwie godziny temu zjawili się u nich Ocavio i Alavander. Jak z pewnym rozbawienie odkrył Eiriki, ich wizyta wcale nie była rodzajem uprzejmości czy chęcią złożenia sobie noworocznych życzeń. Chłopak był, delikatnie mówiąc, naprawdę wkurzony na malarza za brak kontaktu z jego strony i to zmusiło go do przyjechania jeszcze dzisiaj, nawet jeśli taki dzień z pewnością wolał spędzić inaczej.

Tak więc Ocavio się wkurzał, Lucca zbywał wszystkie ich pretensje, a Eirik i Alavander przyglądali się temu, starając się ukryć rozbawienie tą sytuacją. Przy czym mężczyzna właściwie wcale nie musiał udawać, że zachowanie Omegi go nie śmieszyło i też niespecjalnie się starał – od czasu do czasu nawet wtrącał się w wymianę zdań, za każdym razem sprawiając, że Ocavio musiał dłużej zastanowić się, zanim cokolwiek odpowiedział.

Eirik raczej nie chciał w tym uczestniczyć. Choć dopisywał mu dobry humor, miał z tyłu głowy fakt, że właściwie to wszystko wynikało z jego winy. To przez niego Lucca pozbył się dwóch innych Omeg i nie miał na kim się wzorować przy swoich obrazach. Nie chciał, żeby pretensje dosięgły też jego, więc siedział trochę z tyłu, jedynie przysłuchując się rozmowie, z której i tak nic nie wynikło.

– Dzięki, ale mam już plany odnośnie reszty tego dnia – stwierdził już całkiem spokojnie Ocavio, zakładając z powrotem na ramiona swój płaszcz. – Zwłaszcza że czeka nas jeszcze droga z powrotem.

– Jakie niby masz plany? – spytał Alavander, raczej nie spiesząc się do wyjścia. – Możemy zostać, napić się z Luccą i wrócić jutro. Teraz i tak nieprzyjemnie będzie jechać.

Eirik zerknął na okno po tych słowach i z niemałym zaskoczeniem odkrył, że na dworze było już ciemno. Nie zauważył, nawet kiedy słońce całkowicie zaszło i zaczął się wieczór, stanowczo za bardzo skupił się na słuchaniu rozmowy. A skoro było już ciemno, za kilka godzin wejdą w kolejny rok, co właściwie i tak nie zmieniało absolutnie nic w jego życiu.

Zawsze był to jedyne czas większych zmartwień, wrażenia, że życie i tak nie miało sensu i analizowania, jakie problemy mogły spaść na jego ramiona, kiedy data się zmieni. A teraz... wątpił, żeby czekały go jakiekolwiek większe katastrofy, w końcu miał już swoją Alfę, w miarę określoną relację i ciepły dom. Chyba nawet nie miał pomysłu, co mogło się zmienić.

Choć może sam powinien poszukać w końcu jakiejś zmiany i znaleźć sobie zajęcie, w końcu czasami trochę mu się tu nudziło, a wkurzanie i prowokowanie Lucci raczej nie było bezpiecznym hobby. Choć Alfa wykazywała się naprawdę wielką cierpliwością, kiedyś mógł przekroczyć granicę, po której bardzo by tego żałował.

– Na nowy rok planowałem nie wychodzić z sypialni, a do tego muszę się znaleźć w domu – odparł całkiem swobodnie Ocavio.

– Nie wiem, czy zdążysz sobie znaleźć do tego dobre towarzystwo, zostało ci niewiele czasu.

– Wątpisz, że mi się uda? Masz kilku całkiem przystojnych znajomych. – Ocavio zaśmiał się cicho i zapiął guziki swojego płaszcza. – Spotkamy się jakoś w przyszłym tygodniu, kiedy...

– Kiedy postanowisz wyjść z tej sypialni – skończył za niego Alavander. Chociaż powiedział to jakby z zupełną obojętnością, nawet Eirik wyczuł w jego głosie coś, przez co poczuł się dziwnie. Nie chciał nawet myśleć, jak bardzo musiało to wpłynąć na Ocavio. – Zadzwoni wtedy, to później go podwiozę.

Kilka minut później już ich nie było, a w środku znowu zapanowała cisza przerywana jedynie dźwiękiem układanych w szafce naczyń. Eirik zerknął na okno i w końcu wstał z kanapy z cichym westchnieniem.

Nadludzie || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz