Niezależnie od tego, jak układała się relacja Eirika i Lucci, planowana wystawa w stolicy zbliżała się z każdym dniem, a obrazy nawet jeszcze nie zaczęły powstawać. Dlatego malarz musiał coś zrobić.
Zmuszenie chłopaka, by jednak został bohaterem tych wszystkich dzieł, nie wchodziło w grę. I tu wcale nie chodziło to, że Lucca nie mógł tego zrobić, bo od momentu powstania więzi miał na niego jeszcze większy wpływ i to byłoby proste. Ale Eirik był Eirikiem, Omegą, którą skrzywdził już za bardzo i nie mógł teraz bawić się jego uczuciami.
Dlatego siedział teraz na kanapie, szukając jakiegoś zastępstwa. Właściwie nie chciał tu żadnej innej Omegi, ale nie mógł wycofać się z tej wystawy i potrzebował, żeby ktoś mu do tego pozował. Był pewny, że jak tylko skończy, pozbędzie się tej Omegi, bo właściwie pierwszy raz czuł się tak komfortowo u siebie. Wcześniej nie zauważył, jak obecność innych mu przeszkadzała.
Przesunął spojrzeniem po karcie wziętej rano z najbliższego Lukketu, do którego zawsze jeździł. Miał na niej imiona i zdjęcia wszystkich Omeg, które były chętne – a raczej zmuszone, jak doskonale wiedział – aby zbliżyć się do jakiejś Alfy. Najłatwiej było wybierać między nimi, bo miał praktycznie pewność, że natknie się na kogoś o odpowiednim charakterze. Praktycznie wszystkie były na tyle zdesperowane, że pozowanie do kilku obrazów w zamian za przynajmniej kilka miesięcy wolności od lukketowych warunków traktowały jako dar.
Chyba właśnie ta różnica między nimi a Eirikiem najbardziej go pociągała.
Lekko pokręcił głową, orientując się, że znowu się zamyślił. Spojrzał na zdjęcie dziewczyny z czarnymi, związanymi w ciasnego koka włosami. Miała na oko jakieś dziewiętnaście lat, a wymuszony na jej twarzy uśmiech bardzo rzucał się w oczy. Cierpienie biło z jej twarzy i raczej nie zachęcało do zainteresowania się nią, co najpewniej było jej zamierzonym efektem. I może gdyby Lucca chciał skupić się na tęsknocie, melancholii czy smutku, wybrałby ją. Ale potrzebował kogoś, kto będzie miał spojrzenie pełne pragnienia i strachu łączącego się z ekscytacją.
Kogoś, kto będzie patrzył na niego tak, jak Eirik.
Nie mógł znaleźć nikogo, kto by mu odpowiadał. Kiedy odrzucił w myślach siedemnastą Omegę, usłyszał otwierające się drzwi sypialni. Zerknął na chwilę w tamtym kierunku i zaczął obserwować wyłaniającego się stamtąd chłopaka. Miał na sobie kolejną koszulkę Lucci, która była na niego na tyle za dużo, aby teraz zsuwać mu się z lewego ramienia. Włosy miał w zupełnym nieładzie, a spojrzenie wystarczająco rozespane, żeby mężczyzna nie musiał nawet pytać go, co robił przez ostatnie trzy godziny.
– Wiesz, że życie polega na czymś więcej niż ciągłe spanie albo leżenie – spytał Lucca, odkładając kartę, którą trzymał w ręce. Sam nie wiedział, czemu właściwie postanowił się odezwać, zamiast go po prostu zignorować, ale zanim to przemyślał, słowa dotarły do chłopaka.
Ale chwila przerwy od myślenia o tej wystawie dobrze mu zrobi. Tym bardziej że chyba powinien poświęcać trochę uwagi swojej Omedze, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nigdy nikt nie mówił mu, jak opiekować się taką już po utworzeniu więzi. Nie mówiąc o tym, że nazywanie Eirika swoją Omegą dalej było naprawdę dziwne. Nie wiedział nawet, czy chciał się przyzwyczajać do tego określenia.
– Przez ostatnie ponad dwadzieścia lat robiłem wystarczająco dużo, żeby teraz móc odpoczywać – stwierdził chłopak, z trudem powstrzymując ziewanie. Sięgnął po wodę i Lucca już był pewien, że na tym skończy się ich rozmowa, a ten wróci do sypialni, ale tak się nie stało. Chwilę później, siedział już na kanapie obok malarza, obracając w dłoni wyjętą wcześniej szklankę. – Co robiłeś?
CZYTASZ
Nadludzie || ABO
FantasyNadludzie - «przedstawiciele wyższej rasy ludzkiej» Lucca pragnął mieć równie wielką władzę i posłuszeństwo, co jego ojciec, kiedy Mikkel po prostu posłusznie złożył swoje papiery w ramach odbycia służby wojskowej. Dalej jednak miał w sobie dużo wię...