41. Jestem twoją Omegą, do cholery!

224 31 71
                                    

Czuję, że powinnam dać tu małe ostrzeżenie. W rozdziale pojawia się temat samobójstwa i nie padają tu wcale miłe czy obiektywne słowa, a mocno subiektywne i nacechowanie emocjami postaci. Dlatego chciałabym prosić, żebyście przed czytaniem upewnili się, że macie w sobię odpowiednią przestrzeń i nie poczujecie się znacznie gorzej po przeczytaniu tego. A jeśli tak, zapraszam do czytania, bo rozdział jest wyjątkowo długi.


Według planu, jaki ułożył sobie Mikkel, wieczór miał spędzić w zupełnie nudny sposób. Na sprzątaniu.

Właściwie sam nie wiedział, jaka siła pociągnęła go akurat w tym kierunku. Ale ostateczne wyrzucił ze swojej szafy wszystkie ubrania i wszystkie równo poskładał. Następnie sięgnął po wiszące koszule – które zakładał niezwykle rzadko – i zaczął je prasować. W połowie przerwał mu dzwoniący telefon.

I ostateczne skończył w swoim samochodzie przed klubem, w którym jeszcze nie miał okazji być. Nie potrzebował tego, po spędzonym czasie z Vaynethą nie miał nawet ochoty na kontakt z jakąkolwiek zainteresowaną nim kobietą. Ale pewna solidarność wzywała go, by pomóc potrzebującemu go kumplowi. Zwłaszcza że ten nie był już trzeźwy i z pewnością ktoś musiał go później przetransportować do domu.

– Jak dla mnie wcale nie musisz wracać, ale twoi sąsiedzi mogą coś zauważyć – usłyszał głos Fredeirika w słuchawce telefonu. – Dlatego lepiej, żebyś tu jednak był. Nie chcę problemów.

– Przyznaj, że po prostu za mną tęsknisz – odparł z rozbawieniem Mikkel. – Chwilę mi to zajmie, ale maksymalnie za jakąś godzinę powinienem wrócić.

– Wcale cię tu nie chcę – zaprotestował od razu chłopak. – Możesz sobie nocować u jakiejś swojej kochanki, jeśli którakolwiek będzie chciała cię przygarnąć. Dziwne, że mają tak okropny gust.

– To przyznaj jeszcze, że chciałbyś się z nimi zamienić – rzucił Mikkel i zaśmiał się cicho. Wiedział, że każdy taki tekst był stąpaniem po bardzo cienkiej granicy, ale i tak nie potrafił się czasami powstrzymać. – Dobra, zadzwonię ci, jak już go stąd wyciągnę i zawiozę do domu. Możesz spokojnie iść spać, jest już późno.

– Wiem, zaraz się kładę. Jak będziesz wchodzić, postaraj się nie hałasować. Dobranoc.

Mikkel włożył telefon do kieszeni kurtki i wysiadł z samochodu. Skrzywił się, kiedy chłodny wiatr rozwiał mu włosy. Cieszył się, że z Fredeirikiem mogli znowu normalnie porozmawiać, nawet jeśli czuł, że chłopakiem dalej czasami kierowała jakaś dziwna zazdrość. Omegi były stanowczo zbyt delikatne.

Po wejściu do klubu od razu zaczął rozglądać się za swoim kuzynem. Urlik zadzwonił do niego dość nagle, mówiąc niewyraźnie coś o tym klubie i chce jakiegoś towarzystwa do picia. Mikkel co prawda nie zamierzał razem z nim pić, ale pijany głos drugiej Alfy odrobinę go zaalarmował. Miał wrażenie, że coś się stało, a w takich chwilach każdy czasami potrzebował wysłuchania i wsparcia. Dlatego przyjechał.

Urlik siedział na jednej z kanap w kształcie litery L, które stały przy kwadratowych stolikach. Obok niego siedziała wyraźnie nim zainteresowana dziewczyna, ze skórkową kurtką zsuniętą z ramion. Jego kuzynowi nie przeszkadzała jej bliskość, choć też nie wydawał się specjalnie nią zainteresowany. Dużo więcej uwagi poświęcał szklance z alkoholem, którego musiał już dość sporo wypić.

Mikkel cicho westchnął i podszedł do kanapy. Zajął miejsce obok, patrząc na Urlika z lekkim zmartwieniem. Nie rozumiał, co mogło go doprowadzić do takiego stanu, ale miał nadzieję, że to jakaś jednorazowa sytuacja.

Nadludzie || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz