18. Czasami mi wstyd, że to Alfy robią to wszystko

200 27 20
                                    

– Ładnie się tu urządziłeś – stwierdził Urlik, uważnie się rozglądając.

– Nawet mnie nie wkurwiaj – rzucił w odpowiedzi Mikkel, tylko na chwilę zerkając na przyjaciela. – Jeszcze chwila i rzucę to wszystko w cholerę. Albo powyrzucam stąd połowę tych nierobów, co myślą, że od siedzenia i picia kawy samo się wszystko zrobi.

– Przesadzasz, też byś korzystał, jakbyś nie musiał nic robić. – Urlik w końcu usiadł na fotelu naprzeciwko swojego przyjaciela.

Pierwszy raz widział Mikkela w pracy w budynku wojskowym. Do tej pory widywał go albo całkowicie po cywilnemu, albo gdzieś na mieście podczas jakichś łapanek. Prezentował się praktycznie tak, jak zwykły, szeregowy żołnierz, a przez młody wygląd można było pomyśleć, że miał zerowe doświadczenie.

Dlatego ten gabinet tak do niego nie pasował. Było to małe pomieszczenie ze ścianami o barwie przypominającym kawę, która wystygnięta dalej znajdowała się w jednym z leżących na biurku kubku. Wszystkie meble miały też ciemne odcienie, przez co pomieszczenie wydawało się dziwnie przytłaczające. Na prawej ściany znajdowały się jakieś medale, certyfikaty i inne zaświadczenia, przy lewej zaś stały regały pełne różnych teczek i segregatorów z dokumentami.

Centralnym elementem całego pomieszczenia było zaś biurko Mikkela. Pasujące do mebli, wyglądało na porządne, ale dość stare. Znajdowały się na nim dwa kubki – w tym jeden jeszcze z kawą – różne papiery nieułożone w żaden sposób, kilka długopisów i laptop. Przed nim zaś siedział jego kuzyn i jednocześnie dowódca, który wyglądał na bardziej zirytowanego niż kiedykolwiek.

– Sam tak to urządzałeś? – spytał Urlik, nie mogąc się właściwie przed tym powstrzymać. Pamiętał, jak zupełnie inaczej prezentował się dom Mikkela. Był nowoczesny i dość minimalistyczny, dlatego ten gabinet zupełnie mu nie pasował. – Badziewnie to wygląda.

– Jak się okaże, że na razie nie mam co liczyć na awans, to zabiorę się za ogarnięcie tego, ale na razie nie mam na to czasu. Chociaż te meble to chyba jeszcze przed wojną tutaj stały i nie wiem, czy będę je tak po prostu mógł wypieprzyć.

– Niektórzy podobno zbierają takie antyki, może będzie się dało po prostu to sprzedać? – zasugerował Urlik, rozglądając się jeszcze raz. Meble może i nie prezentowały się bardzo źle, ale kojarzyły się co najwyżej z czasami sprzed wojny i pasowały do gabinetu jakiegoś bliskiego emerytury generała, a niekoniecznie młodego dowódcy.

– Zobaczę, teraz nie mam do tego głowy. Zastanawiam się, czy nie ściągnąć tu niespodziewanie kogoś ze stolicy, aby z czystym sumieniem połowę tych żołnierzy przerzucić do Lukketów, dopiero wtedy by zaczęli doceniać pracę tutaj.

Urlik zaśmiał się cicho.

– Mi się udało uniknąć służby w Lukkecie, ale słyszałem, że na tych lekach to się serio nie da funkcjonować – stwierdził z lekkim rozbawieniem. Od razu pomyślał o tych swoich znajomych, którzy nie mieli tego szczęścia i musieli przez pewien czas pilnować Omeg. Pamiętał, że byli trochę jak otępiali, nawet jeśli od spożycia tabletek mijało dobre kilka godzin.

– Przechodziłem przez to przez tydzień, to ci praktycznie zmysły wyłącza. Chociaż podobno są tacy, co stale na tym jadą i da się przyzwyczaić. – Mikkel wzruszył ramionami i zaczął przekładać część papierów, aż w końcu wyjął kilka kartek. – Tu masz te dokumenty, które trzeba wstępnie u nas wypełnić.

Urlik lekko skinął głową i wziął je do ręki. Zaraz też sięgnął po długopis i zaczął wypełniać podstawowe informacje, które na szczęście doskonale znal. Imię, nazwisko, data urodzenia, miejsce, adres zamieszkania, to wszystko było łatwe. Większość kolejnych informacji był w stanie tez wpisać, zarówno tych zdrowotnych, jak i dotyczących stylu życia. Aż zaskakiwało go, jak wiele wiedział o Nicholasie. Do tej pory nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.

Nadludzie || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz