5. Służba to nie tylko pilnowanie przestrzegania prawa

336 34 24
                                    

Eirik zagryzł wargę. Zamknął oczy i powoli wciągnął powietrze do ust, po czym policzył do pięciu. Dopiero po tym równie wolno wypuścił powietrze, otwierając powieki. Zrobił tak już czwarty raz dzisiaj i doszedł do jednego wniosku – techniki relaksacyjne były nic nie warte.

Przewrócił oczami i zatrzymał spojrzenie na jakiejś dziwnej linii na suficie. Pewnie trzeba było to wyremontować, inaczej jego fragmenty w końcu zaczną się urywać. Gdyby tak teraz się tak stało, może oberwałby wystarczająco mocno, aby tego nie przeżyć? To byłoby całkiem wygodne – nikt nie miałby pretensji o jego śmierć, a on przestałby się w końcu tutaj męczyć.

Cicho westchnął. Już pół godziny temu powinien wstać z łóżku i wziąć leki. Dalej jednak się powstrzymywał, mając nadzieję, że nie przyniesie to żadnych konsekwencji. Fredeirika nie było w domu – jakaś starsza kobieta poprosiła go o pomoc w zakupach, na czym miał szansę odrobinę zarobić. Nie mógł nie skorzystać, skoro ciągle brakowało im pieniędzy.

Eirik właściwie też miał dzisiaj możliwość zarobku. Słyszał od znajomego o kimś, kto potrzebował pomocy z naprawieniem cieknącego kranu. Z tym jednak musiał czekać do wieczora, czyli przynajmniej jeszcze cztery godziny. Miał wystarczająco dużo czasu.

Z jednej strony nienawidził być samemu w mieszkaniu. Zawsze wtedy atakowało go zbyt dużo myśli, głównie tych nieprzyjemnych, przez które opcja powieszenia się na jednej ze sznurówek wydawała się całkiem przyjemna. Może też dlatego starał się nie ruszać z łóżka. Nie ufał sobie nawet odrobinę, ale dopóki w zasięgu rąk nie miał nic, czym mógł sobie zrobić krzywdę, było dobrze. Musiał żyć, aby zadbać o Fredeirika. Tylko to go tutaj jeszcze trzymało.

Była też jednak druga strona medalu – ta, przez którą wręcz kochał te momenty samotności. I w tym momencie nawet skłaniał się ku tej drugiej opcji. Fredeirik już z godzinę temu zacząłby przypominać mu o lekach. Bez niego mógł trochę wydłużyć ten czas.

Tabletki tuszujące zapach zażywał właściwie od zawsze. Pamiętał jeszcze jak matka im je podawała, tłumacząc, jak istotne jest, aby nikt ich nie rozpoznał. Wtedy jeszcze nie było Lukketów, jedynie przymus posiadania przynajmniej dwójki potomstwa. Eirik pamiętał, jak codziennie przypominała im o tym, a później już sami przyzwyczaili się do zażywania leków.

Później doszły kolejne, hamujące gorączkę. Miał wtedy niecałe trzynaście lat. To było wcześnie, ale nie mógł nic poradzić na to dziwne, rodzące się w nim uczucie. Początkowo chciał się go jak najszybciej pozbyć i zażywał kolejną tabletkę, byle tylko znowu w pełni się kontrolować.

Teraz... coraz częściej pragnął się w tym zatracić.

Odetchnął trochę głębiej, mając wrażenie, że uderza w niego fala gorąca. To było niekomfortowe – pragnął zerwać się z łóżka i powstrzymać to, ale jednak leżał nieruchomo w miejscu. Był w stanie wyobrazić sobie grube liny, które trzymałyby go w tym miejscu. Ich nie było, ale miał wrażenie, że je czuje. Jak zaciskają się na jego dłoniach i nogach, nie pozwalają mu wstać.

Oblizał suche wargi. Chciał czuć więcej, chociaż z tyłu głowy pojawiła się myśl o nieodpowiedzialności. Im dłużej pozwalał sobie na niezażywanie leków, tym jego zapach bardziej się wyostrzał. Po tylu latach był pewien, że przy gorączce przyciągnąłby do siebie kogoś nieodpowiedniego bardzo szybko. Zbyt szybko.

Ile razy już sobie to wyobrażał? Obce dłonie dotykającego jego ciała, sprawiające, że nie potrafiłby nawet zebrać myśli. Już teraz było mu ciężko – w głowie miał prawdziwy chaos, a dziwny rodzaj ekscytacji wydawał się w nim coraz bardziej kumulować. Chciał czuć, że ktoś jest obok, stanowczo zbyt blisko, by sprawiało mu to komfort.

Nadludzie || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz