Even zaparkował samochód i cicho westchnął.
Jak nigdy, pragnął już wrócić do domu po zakończeniu tych wszystkich obowiązków. Ale nie mógł ich przełożyć, już i tak zaryzykował, nie zajmując się tym wczoraj, zaraz po pojawieniu się tych żołnierzy. Kolejny dzień był jak ostateczny termin zajęcia się sprawą Svana, a tym samym zadbaniem o bezpieczeństwo Liv, na czym najbardziej mu zależało.
Teraz musiał zmierzyć się z dwoma poważnymi sprawami. Z całą obszerną dokumentacją, której wypełnieniem zajmie się pewnie jakiś niekompetentny żołnierz rzucający nieodpowiednimi tekstami oraz rozmową z generałem, któremu musiał wyjaśnić, że w dalszym ciągu nie zamierzał rezygnować ze swojego dotychczasowego zajęcia.
Zerknął na siedzącą obok niego w samochodzie Omegę. Nie wiedział, jak Svan się czuł, chociaż po samej jego minie domyślał się, że nie był zadowolony z tej sytuacji. Jednak teraz nie mogli zrobić nic poza przyjechaniem tutaj i obydwoje doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
– Może skoro już wcześniej mieli twoje dane, to nie zajmie to tak długo? – Even rzucił to głównie po to, by choć na chwilę przerwać ciszę między nimi. Nie była ona w żadnym wypadku krępująca czy niezręczna, ale jedynie trochę męcząca. – Przynajmniej nie będziesz musiał się już tym wszystkim przejmować.
– Czy jeśli miałbyś pojechać gdzieś, gdzie otrzymałbyś dokument świadczący o tym, że do kogoś należysz, nie przejmowałbyś się tym?
Even cicho westchnął, tracąc ochotę na rozmowę. Wiedział, co Svan miał na myśli, zdawał sobie sprawę z jego niezadowolenia i rozumiał, że w podobnej sytuacji czułby się równie źle. Ale i tak pomagał mu, jak tylko mógł, więc chłopak mógłby odpuścić sobie takie zachowanie.
W ciszy wysiedli z samochodu i skierowali się do środka, do budynku wojskowego. Even zabrał ze sobą list, który otrzymał kilka dni temu. Ciężko mu było nie myśleć o tym, że to nagłe przeszukanie domu związane najpewniej było z jego ciągłymi odmowami. Ale w ten sposób na pewno nikt go nie przekona do zmiany zdania. Nie zamierzał być żołnierzem, niezależnie od tego, co by mu proponowano w zamian.
Zamierzał od razu kogoś dopytać, gdzie powinien się skierować, ale już na wejściu uznał, że ma całkiem sporo szczęścia. Może i nie natknął się na samego generała, ale dostrzegł swojego kuzyna, a ten przynajmniej nie był niekompetentnym i nieogarniającym sytuacji żołnierzem. Przynajmniej powinien mu powiedzieć, gdzie się udać.
Mikkel też go zauważył. Skończył rozmowę z jakimś mężczyzną i zerknął na niego z kpiącym uśmieszkiem. A później spojrzał gdzieś na bok i Even nie mógł nie dostrzec tego oceniającego spojrzenia. Podszedł do nich i zagwizdał, nie ukrywając rozbawienia.
– Nie wierzę w to, co widzę – stwierdził, chowając dłonie do kieszeni płaszcza. – Even w towarzystwie Omegi. Mój kuzyn w końcu zaczyna dorastać.
Even ciężko westchnął. Ta chwila, kiedy na widok Mikkela przeszło mu przez myśl, że chyba jednak ma szczęście, wydała mu się teraz wyjątkowo głupia. Nawet z tytułem dowódcy i dobrze zdanymi egzaminami, to dalej był starszym Berwegallelion. Nie powinien się spodziewać, że w końcu dojrzał do swojego wieku.
– Przynajmniej nie zatrzymałem się na mentalności piętnastolatka – odparł spokojnie, chociaż wiedział, że taka drobna złośliwość i tak nie zrobi na kuzynie większego wrażenia. – Mam tutaj dwie sprawy do ogarnięcia. Chcę za niego zapłacić i mam się dzisiaj spotkać z generałem Dalholenem.
– To będziesz musiał na niego poczekać, dzisiaj jeszcze nie przyjechał. – Mikkel lekko wzruszył ramionami. – Ale mogę ci w tym czasie ogarnąć tę Omegę, jak chcesz.
CZYTASZ
Nadludzie || ABO
FantasyNadludzie - «przedstawiciele wyższej rasy ludzkiej» Lucca pragnął mieć równie wielką władzę i posłuszeństwo, co jego ojciec, kiedy Mikkel po prostu posłusznie złożył swoje papiery w ramach odbycia służby wojskowej. Dalej jednak miał w sobie dużo wię...