51. Każdy z nas marzy jedynie o spokoju i bezpieczeństwie...

169 23 84
                                    

Fredeirik i Eirik byli daleko od idealnego rodzeństwa. Czasami obydwoje się na siebie wściekali, potrafili się kłócić i mieli dość tego drugiego. Ale później i tak razem siadali na tej kanapie, która służyła Fredeirikowi do spania, przykrywali się tym samym kocem i wtedy jakiekolwiek ich sprzeczki nie miały znaczenia, bo koniec końców mieli tylko siebie.

Zazwyczaj to Fredeirik był tym silnym. To on ciągle szukał sposobu, żeby mogli zarobić, to on złapał kontakt z Tove i sprawił, że w ten sposób byli w stanie przetrwać tyle lat w ukryciu. To on głowił się nad ich rachunkami, robił zakupy i zajmował się posiłkami, a także dbał o ich mieszkanie. Ale kiedy przychodziły chwile słabości, kiedy zaczynał wątpić w to wszystko, Erik dostrzegał to wystarczająco wcześnie, by przejąć rolę silnego brata. Dbał o nich, nawet jeśli miał wystarczająco dużo problemów z samym sobą.

I Fredeirik był pewien, że brat nigdy nie pozwoliłby, by ktokolwiek go skrzywdził. Nawet ta głupia, słodka bułka, którą otrzymał od niego przy ich ostatniej rozmowie, była przykładem jego dbania o nich. Bo byli braćmi, a to automatycznie oznaczało dbanie o siebie.

Przynajmniej tak myślał do momentu, kiedy nie był świadkiem starcia Mikkela i jego brata.

– Tutaj są trzy kartony z jakimiś książkami – oznajmił, rozglądając się uważnie po strychu pełnym naprawdę różnych rzeczy. Widział wielkie pudła, walizki i wiele gratów, których pewnie od lat nikt nie używał. A wśród nich były książki, które miał za zadanie znaleźć.

– Podaj mi je wszystkie – usłyszał z dołu.

Drabina prowadząca na strych była drewniana i stara. O ile mogła utrzymać szczupłą Omegę, tak podejrzewał, że pod ciężarem kogoś większego od razu by się złamała. Dlatego to Fredeirik wylądował na strychu, nawet jeśli wolałby znaleźć się teraz w zupełnie innym miejscu.

Najchętniej na łóżku wtulony w Mikkela, który obiecałby mu, że nigdy więcej nie będzie musiał się bać tak jak teraz. Ale to nie było możliwe i mógł jedynie mieć nadzieję, że to tylko przejściowy moment. W końcu brat jego partnera właściwie w żaden sposób nie określił tego, co zamierzał zrobić. A Fredeirik bał się dopytać, aby nie sprowokować go do działania.

Sięgnął po jedno pudło, wcale nie takie lekkie i podszedł do drabiny. Ostrożnie zszedł niżej i po chwili zdjął je tak, aby następnie podać je Alfie. A później wykonał ten manewr jeszcze dwa razy i dopiero wtedy zszedł ze strychu.

Chciał, żeby Mikkel był tu teraz przy nim. Ale żołnierz po chwili opuścił kuchnię, przed wyjściem mówiąc jedynie coś, przez co Fredeirik poczuł się jeszcze bardziej przerażony.

– Zanim to zrobisz, spójrz mu w oczy i powiedz mu, co przez ciebie zrobią mu w Lukkecie.

O jakkolwiek przerażającej wizji mówił wtedy Mikkel, przynajmniej trochę podziałało. Jego brat lekko uniósł brwi i cicho westchnął, a później sprawdził coś na telefonie. Po kilkunastu długich sekundach, po których Fredeirik był już pewien, że ten szukał odpowiedniego numeru, by zgłosić całą sytuację, mężczyzna spytał go, czy nie wie, gdzie Mikkel mógł przenieść zostawione tu książki.

Zszedł z ostatniego szczebla starej drabiny i dopiero wtedy na niego zerknął. Mężczyzna przez cały czas zachowywał powagę, nie dało się w żaden sposób domyślić, jakie miał zamiary.

– Czy pan...? – zaczął niepewnie, czując, że ta niewiedza jest jeszcze gorsza niż świadomość wyroku. W końcu jeśli będzie wiedział, że zaraz wpadną tu żołnierze, będzie mógł jakoś się na to psychicznie przygotować. Na fakt, że jego życie będzie opierać się na smutnej egzystencji, w której już nigdy nie będzie mógł przytulić się do Mikkela i wierzyć, że może za jakiś czas stworzą pełną, szczęśliwą rodzinę.

Nadludzie || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz