Nyssion rzadko sięgał po herbatę. Zazwyczaj pił ją jedynie w chłodne zimowe wieczory, zaś przez resztę roku wolał sięgać po prostu po wodę. No i wino – nie było nic lepszego niż kieliszek czerwonego wina, zwłaszcza jeśli akurat udało mu się znaleźć chwilę, aby sięgnąć po jakąś dobrą lekturę.
Teraz jednak wcale nie protestował, gdy Larissa postawiła przed nim kubek z malinową herbatą z dodatkiem mięty. Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to specyficzny zapach, który delikatnie go drażnił, ale nie było to nieprzyjemne uczucie. Słodycz zmieszana z dość silną miętą dawała aromat, którego nie potrafił w żaden inny sposób sklasyfikować, ale poczuł się zaintrygowany. Na tyle, by zaraz unieść kubek i wypić z niego odrobinę, aby zapoznać się z samym smakiem.
Zaraz też się skrzywił, kiedy poczuł, jak gorący napój parzy jego wargi, a później język. Przewrócił oczami na swoją własną głupotę – mógł przecież jeszcze poczekać – i odłożył kubek, na chwilę jeszcze skupiając na nim spojrzenie. Był biały, dość szeroki, a na nim namalowane były niebieskie i szare liście, których jednak nikt nie zdążył pokolorować. Przypominały trochę kolorowankę dla dzieci.
– Musisz mi powiedzieć, jak ci się układa. Pracujesz? – spytała Larissa. Obydwoje usiedli przy okrągłym, białym stoliku, odgradzającym kuchnię od części służącej jako salon.
– Raczej dorywczo – stwierdził z lekkim wahaniem, zerkając w końcu na kobietę. – Zawsze znajdzie się ktoś, komu mogę w czymś pomóc, a też nie potrzebuję zbyt dużo. No i ciężko jest coś znaleźć, skoro rzuciłem szkołę przed zdaniem egzaminów.
Widział, jak kobieta lekko marszczy brwi. Wydawała się zmartwiona i sam nie mógł zrozumieć, czemu czuł się tak miło. Wystarczała mu jednak świadomość, że przynajmniej przez chwilę ktoś naprawdę się nim przejmował.
– A gdybyś spróbował teraz jeszcze podejść do egzaminów? Jestem pewna, że poradziłbyś sobie.
– Nie mam na to czasu. – Lekko pokręcił głową. Wiedział, że nie mógł powiedzieć jej o wszystkich nielegalnych działaniach, jakich się podejmował, nawet jeśli naprawdę chciał się z nią tym podzielić. – Dużo czasu poświęcam na... wolontariat. Mam taką znajomą, bardzo się w to wkręciła i staram się, żeby miała do tego towarzystwo.
Właściwie nie kłamał. Wszystko, co robił, było pomocą udzielaną całkowicie za darmo. Co prawda nie kierował się tutaj dobrym sercem, a raczej niechęcią wobec panującego systemu, ale to nie miało znaczenia. Koniec końców wszystkie jego działania można było przecież nazwać wolontariatem.
– Czyli robisz to dla dziewczyny? – Larissa uśmiechnęła się szeroko. Przy jej ustach pojawiły się już delikatne zmarszczki, ale to tylko sprawiało, że jej uśmiech wydawał się bardziej szczery.
– Kiedyś zaproponowałem jej pomoc i... później nie chciałem, żeby sama się tym zajmowała – powiedział z lekkim wahaniem.
Miał wtedy piętnaście lat i zbyt często zdarzało mu się chodzić w miejsca, w których być może nie powinien się znajdować. Nie raz później miał przez to problemy z ojcem, jednak niespecjalnie się tym wszystkim przejmował.
Któregoś dnia jego ciekawość jednak uratowała Tove. Nie znali się wtedy, ale chciał sprawdzić, co dziewczyna robi pośród kilku opuszczonych uliczek. Przyłapał ją na podawaniu leków jakiejś Omedze i chyba głównie po to, żeby jej dokuczyć, zabrał jej dwa pudełka. Stali na tyle blisko wejścia, że kiedy jednak Nyssion usłyszał zbliżający się samochód, popchnął ją w tamtym kierunku, zostając jednak z lekami, których wcale nie powinien przy sobie mieć.
Pierwszy raz został tak dotkliwie pobity, a później spędził jeszcze trzy noce w budynku wojskowym, nim udowodnił, że wcale nie był ukrywającą się Omegą. Jednak dzięki temu, że żołnierze skupili się na nim, nikt nie znalazł Tove, co najbardziej go satysfakcjonowało.
CZYTASZ
Nadludzie || ABO
FantasyNadludzie - «przedstawiciele wyższej rasy ludzkiej» Lucca pragnął mieć równie wielką władzę i posłuszeństwo, co jego ojciec, kiedy Mikkel po prostu posłusznie złożył swoje papiery w ramach odbycia służby wojskowej. Dalej jednak miał w sobie dużo wię...