V. ''Masz dar''

1.1K 52 2
                                    

Od pierwszego szkolnego dnia minęło trochę czasu. Ja zdążyłam się przyzwyczaić do ciągłej obecności ludzi, a Bella zdążyła rozważyć każdy możliwy scenariusz dotyczący Edwarda. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo zależy jej na dowiedzeniu się co kierowało jego zachowaniem na feralnej lekcji biologii czy w sekretariacie, ale jako przykładna przyjaciółka wytrwale słuchałam jej teorii. Chociaż tak naprawdę znałyśmy się tydzień, czułam jakbyśmy znały się całe życie.

Sam obiekt nadmiernego zainteresowania Belli nie pojawił się w szkole od kilku, co dawało jasno do zrozumienia, że ma z nią jakiś problem i ewidentnie jej unika. Oczywiście mogłabym zapytać któregoś z Cullenów o co tak naprawdę chodzi, ale ja akurat starałam się unikać ich. Wychodziło mi całkiem nieźle, chociaż była to głównie zasługa ciągłego przebywania w towarzystwie Belli. Cullenowie unikali kontaktów z ludźmi i trzymali się w swoim gronie, przez co nie musiałam wyjaśniać im co tu robię.

Siadałam właśnie przy stoliku na stołówce, gdy zobaczyłam, jak Bella przygląda się stolikowi, który zajmują wampiry. Odwróciłam się i zobaczyłam, że przy stoliku siedzi cała piątka, a Edward ukradkiem spogląda na Belle. Przewróciłam oczami i zabrałam się za udawanie, że posiłek, który leży przede mną mi smakuje.

- Czyli jednak nie umarł – rzuciłam w stronę mojej przyjaciółki.

- Co?

- Myślałam, że nie wróci – przyznałam.

- Ciekawe, dlaczego go nie było? – zastanowiła się Jessica, patrząc na nas jakbyśmy miały znać odpowiedź.

- Ciekawe, dlaczego wydaje mi się, że to nie twoja sprawa? – Każda okazja, żeby jej dogryźć, sprawiała słońce świeciło jaśniej.

Dziewczyna raczej nie reagowała na moje zaczepki, co mnie trochę demotywowało, ale jej zdenerwowana mina mi to rekompensowała. Bella za to za każdym razem patrzyła na mnie z dezaprobatą.

- Pasowałabyś do tych dziwaków – powiedziała dziewczyna patrząc na Cullenów. Bawił mnie fakt, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że oni słyszą każde jej słowo.

- A to, dlaczego?

- Wyglądasz jak oni – stwierdziła – wyższe sfery i te sprawy – dodała z udawanym obrzydzeniem.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu, przez co wszyscy na stołówce spojrzeli się na nas. Słyszałam też ciche śmiechy ze stolika wampirów.

- Nie powiecie mi, że nie uważają się za lepszych – powiedziała patrząc na wszystkich siedzących przy stoliku – zachowują się jakby jakąś szlachtą.

Pokręciłam głową starając się opanować śmiech. Odwróciłam się, żeby zobaczyć miny Cullenów. Zobaczyłam, jak Alice kiwa ręką abym podeszła do ich stolika. Wskazałam na siebie dłonią udając zdziwioną, na co dziewczyna pokiwała głową. Odwróciłam się w stronę mojego stolika i spojrzałam na moich znajomych wzruszając ramionami. Widziałam zdziwienie malujące się na ich twarzach.

- Do następnej przerwy – powiedziałam do Belli kładąc jej dłoń na ramieniu.

- Do następnej – pokiwała głową patrząc na mnie z pytaniem w oczach.

- No cóż, szlachta wzywa – zaśmiałam się wstając.

Idąc do stolika wampirów widziałam na sobie spojrzenia innych uczniów. Fakt, że Cullenowie zaprosili kogoś do swojego stolika wywołał małą sensację wśród ludzi przebywających na stołówce.

- Może wyjaśnisz nam co tu robisz? – zapytała Alice z wyrzutem zanim zdążyłam usiąść.

- Uczę się – powiedziałam wzruszając ramionami.

- Pytamy poważnie – zaznaczyła Rosalie.

- Poważnie to nie wiem – odpowiedziałam – ale nie ukrywam, że całkiem dobrze się bawię – dodałam patrząc w stronę stolika, przy którym jeszcze niedawno siedziałam. Rozgrywała się tam teraz zawrzała dyskusja, w której zastanawiali się, dlaczego Cullenowie ze mną rozmawiają.

- Nie miałaś przypadkiem zacząć nowego życia? – zapytał Emmett obejmując Rosalie.

- Zaczęłam – powiedziałam, na co wszyscy spojrzeli się na mnie z dezaprobatą – Oj, dobra nie mam pojęcia co tu robię, ok? Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić i pomyślałam, że fajnie by było skończyć liceum, a to akurat było w pobliżu.

- Akurat – powiedział z rozbawieniem Emmett.

Przetarłam twarz dłońmi, po czym przeczesałam włosy palcami. Poczułam się strasznie zażenowana i nie pomagał mi fakt, że Jasper odczuwał moje emocje.

- Jaki masz problem z Bellą? – zapytałam patrząc na Edwarda. Ten sprawa wydawała mi się idealną okazją do zboczenia z tematu.

- Nie powinno cię to interesować – warknął.

- Ale interesuje.

- Nie słyszy jej myśli – powiedział Emmett.

- Wszyscy wiemy, że nie o to chodzi – rzuciła Rosalie patrząc wrogo na Edwarda.

Zrozumiałam, że za zachowaniem Edwarda w stosunku do Belli kryje się coś głębszego niż myślałam. Sama byłam pewna, że to sytuacja podobna do naszej, nie lubimy się bez żadnego głębszego powodu. Po prostu tak było od początku i tak zostało. Pomimo, że dogadałam się z każdym z Cullenów, nawet z Rosalie, z nim dla zasady skakaliśmy sobie do gardeł.

- Wyjaśni mi ktoś o co chodzi? – zapytałam po chwili ciszy.

- Nasz braciszek prawie się rzucił na tą dziewczynę – stwierdził Emmett.

- To prawda? – warknęłam w stronę Edwarda zaciskając pięści. Z jednej strony wydawało mi się nierealne, żeby stanowił dla niej zagrożenie, jednak, jeśli była to prawda chciałam, by się do niej nie zbliżał. Wampir uparcie milczał nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. – Pytam czy to prawda.

- Nie twoja sprawa – odpowiedział akcentując każde słowo, po czym wstał i szybkim krokiem wyszedł ze stołówki.

Także wstałam, żeby wyjaśnił mi, dlaczego niby chciał się rzucić na Belle, skoro świetnie się kontroluje. Zostałam jednak pociągnięta za rękaw w dół przez Rosalie, siła z jaką to zrobiła sprawiła, że usiadłam. 

- Nie warto – powiedziała dziewczyna.

Rozejrzałam się po Sali i zorientowałam się, że całej naszej rozmowie przypatrują się wszyscy uczniowie. Westchnęłam zrezygnowana i przeczesałam palcami włosy.

- Wytłumaczy mi ktoś co się właściwie dzieje?

- Ja chętnie, dzisiaj u nas – powiedziała jak zwykle pełna optymizmu Alice, na co ja spojrzałam na nią pytającym wzrokiem – Esme chciała byśmy zaprosili. Ucieszyła by się gdybyś przyszła. – wyjaśniła.

- Jasne, przyjdę. W takim razie do zobaczenia po lekcjach.

Po tych słowach wstałam i poszłam w stronę stolika, przy którym siedziała Bella. Jessica omawiała właśnie swoje przypuszczenia dotyczące mojej relacji z Cullenami.

- Mam nadzieję, że zdążyłaś sobie zrobić jakieś notatki – rzuciłam w jej stronę.

Chwile później zadzwonił dzwonek i podobnie jak reszta uczniów zaczęliśmy zbierać się na lekcje.

- O co chodziło? – zapytała szeptem Bella.

- Potem ci wyjaśnię.
********
Po odbyciu ostatniej lekcji skierowałam się w stronę szafek. Cały czas zastanawiałam się o co chodzi Edwardowi. Ta myśl zajmowała moją głowę od wyjścia ze stołówki, przez co nie usłyszałam, jak Bella idzie w moją stronę.

- Już jestem – powiedziała i położyła rękę na moim ramieniu, aby zwrócić moją uwagę.

Odruchowo napięłam wszystkie mięśnie zaciskając dłoń na kłódce od szafki. Poczułam jak pod wpływem mojej siły zaczyna się odkształcać. Szybko ją puściłam i wyprostowałam w dłoniach uważając by Bella tego nie widziała. Mimo, że dużo przebywałam w otoczeniu ludzi i ich obecność nie była już dla mnie szczególnym problemem, to nie mogłam się pozbyć takich odruchów. Głównie dlatego, że sam kontakt z ludźmi mi nie przeszkadzał, ale w momencie, gdy ja go inicjowałam. Gdy ktoś z zaskoczenia znajdował się zbyt blisko mnie nadal sprawiało mi to problem.

- Wszystko dobrze? – zapytała Bella, widząc moje dziwne zachowanie.

- Tak, wszystko w porządku – powiedziałam odwracając się w jej stronę. Dziewczyna przyglądała mi się badawczo, więc wysiliłam się na uśmiech.

- Edward się do mnie odezwał.

- Tak? Co mówił? – wydało mi się dziwne, że postanowił się z nią spoufalać. Szczególnie po naszej rozmowie na stołówce.

- Właściwie to nic szczególnego, przedstawił się, a potem mówił coś o pogodzie – powiedziała – zachowywał się normalnie.

- Mówiłam, że jest upośledzony – wzruszyłam ramionami. Zaczęłyśmy kierować się w stronę wyjścia ze szkoły.

- Oj przestań – westchnęła zrezygnowana – ale zauważyłam coś dziwnego.

- To znaczy? – zapytałam.

- Na tamtej lekcji miał czarne oczy, teraz były złote – powiedziała z przekonaniem – takie jak twoje – dodała przypatrując się mojej twarzy.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Wiedziałam, że Edward nie jest zbyt mądry, ale nie wiedziałam, że aż do tego stopnia. Zmieniający się kolor oczu nie jest trudny do zauważenia i na pewno nie jest normalny. Dla mnie podstawą było by moje oczy były cały czas w tym samym kolorze. Nie mogłam przeboleć, jak mógł popełnić tak oczywisty błąd.

- O co chodzi? – zapytała Bella, zauważając moją zmianę nastroju.

- O nic – szybko pokręciłam głową – a z tym kolorem oczu to może ci się wydawało.

- Wątpię – rzuciła pod nosem – wytłumaczysz mi o co chodziło na stołówce? – zapytała zmieniając temat.

- Alice zaprosiła mnie do siebie. Esme, znaczy ich matka chciała żebym przyszła – wyjaśniłam.

- Widziałam, że kłóciłaś się z Edwardem – powiedziała patrząc na mnie tak jakby przyłapała mnie na kłamstwie.

- Nie kłóciliśmy się – zaprzeczyłam – każda nasza rozmowa tak wygląda. Taki już urok naszej relacji.

Bella wyglądała na skonsternowaną moimi słowami. Widziałam, że chciała o coś jeszcze zapytać, ale ewidentnie nie takiej odpowiedzi się spodziewała.

- Totalnie cię nie rozumiem – przyznała.

-  Nie martw się, ja samej siebie nie rozumiem. Obiecuje, że kiedyś ci wszystko wyjaśnię, ale to temat na dłuższą rozmowę, a teraz trochę się spieszę – powiedziałam wskazując na Cullenów stojących po drugiej stronie parkingu.

- Jasne – powiedziała zrezygnowana dziewczyna – w takim razie do jutra.

- Do jutra – odpowiedziałam z uśmiechem.

Przeszłam szybkim krokiem na drugą stronę parkingu i podeszłam do rodziny wampirów stojących przy swoich samochodach.

- Możemy jechać – powiedziałam i odwróciłam się jeszcze w stronę Belli, żeby jej pomachać.

Z przerażeniem odkryłam, że samochód jednego z uczniów wpadł w poślizg i jechał prosto na wystraszoną Belle. Kątem oka zobaczyłam, jak Edward biegnie w wampirzym tempie w jej stronę najprawdopodobniej, aby ją ochronić. Tymczasem ja stałam jak sparaliżowana, a wszystko wydawało dziać się w zwolnionym tempie.

- Nie – krzyknęłam i wyciągnęłam przed siebie ręce w dziwnym odruchu.

Samochód, który jeszcze przed chwilą rozpędzony jechał prosto na Belle, zatrzymał się jakby za sprawą niewidzialnej siły. Nie zahamował, po prostu się zatrzymał. Cały czas miałam wyprostowane ręce w dziwnej obawie, że jak je opuszczę to samochód znowu ruszy. Edward stał przed Bellą tak by osłonić ją przed uderzeniem samochodu, który zatrzymał się metr przed nimi. Gdy opadł pierwszy szok Edward po prostu ruszył w naszą stronę. Na parkingu zrobiło się zamieszanie, a ja wreszcie odważyłam się opuścić ręce.

Chciałam pobiec do Belli, ale zostałam złapana przez Rosalie za rękę i siłą wciągnięta do samochodu. Chciałam jeszcze wysiąść, ale już było za późno. Po prostu odjechaliśmy tak jakby nic się nie stało.

Nikt przez całą drogę nie odezwał się słowem, ale cały czas czułam na sobie badawcze spojrzenia wampirów. Było to bardzo niezręczne i trochę irytujące, ale nie chciałam się odzywać. Gdy w końcu dojechaliśmy do domu Cullenów zostałam wyciągnięta z samochodu i praktycznie siłą zaprowadzona do salonu. Mimo, że totalnie nie wiedziałam o co im chodzi wolałam się nie opierać.

- Wróciliście już? O Crystal jak dobrze cię widzieć – powiedziała Esme schodząc do salonu – o co chodzi? – zapytała widząc miny reszty wampirów.

- Możesz nam do cholery wyjaśnić, dlaczego słowem się nie zająknęłaś na temat swojego daru? – zapytała Rosalie ignorując zdziwioną Esme.

- Mojego czego? – spojrzałam na nią jakby urwała się z choinki.

- Crystal nie zaprzeczaj, wszyscy widzieliśmy – powiedziała Alice.

- Ale co? Nie mam żadnego daru, nie wiem o co wam chodzi.

- Ona mówi prawdę – powiedział Jasper – naprawdę nie rozumie.

Emocje powoli opadły, a domownicy spojrzeli po sobie zdezorientowani. Esme usiadła koło mnie na kanapie, a ja uśmiechnęłam się do niej.

- Zatrzymałaś ten samochód – powiedziała Rosalie patrząc na mnie – wyciągnęłaś ręce w jego stronę, a on się zatrzymał.

- Może tak było, ale przysięgam, nie miałam pojęcia co robię – zaczęłam się tłumaczyć – to był taki odruch, nie wiem nawet czy to na pewno moja zasługa. Może on po prostu się zatrzymał. Przecież wiecie, że nie mam daru.

- Możemy to sprawdzić – powiedziała Alice z uśmiechem – przesuń to – wskazała na książkę leżącą na komodzie.

- Mówię wam, że nie mam żadnego daru.

- Po prostu spróbuj – zachęciła mnie Esme.

Spojrzałam na książkę i spróbowałam przesunąć siłą woli. Wszyscy czekali, aż książka zmieni swoje położenie, tak jak się spodziewałam nic się nie stało.

- Mówiłam.

- Spróbuj z rękami, tak jak na parkingu – poleciła Rosalie.

Wywracając oczami uniosłam dłoń w stronę książki i przygryzając wargę delikatnie przesunęłam dłonią w powietrzu. Ku mojemu zdziwieniu wraz z gestem, który wykonałam, nie tylko książka, ale i wszystkie rzeczy leżące na komodzie, zaczęły spadać w kierunku, który nadałam wcześniej. Szybko cofnęłam dłoń chcąc to przerwać, ale wszystko zdążyło już wylądować na podłodze. Patrzyłam na to w totalnym szoku podobnie jak reszta osób w pokoju.

- Masz dar Crystal – powiedziała Rosalie, po czym się roześmiała – zdecydowanie masz.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz