XX. "Nie poradzisz sobie z tym sama"

738 34 2
                                    

- A ja właśnie uważam, że powinna pójść do psychologa – powiedziała do swojego męża Esme, krzątając się po pokoju.

Stałam oparta o ścianę od kilku minut przysłuchując się wymianie zdań na temat mojego zdrowia psychicznego.
Od tamtego ataku minęło już kilka dni, mimo tego wszyscy obchodzili się ze mną jak z jajkiem, jakby tylko czekali na to, kiedy wybuchnę. Od tamtego feralnego dnia, dla bezpieczeństwa, cały czas spędzam w domu Cullenów, ale tamten stan już się nie ponowił. Na całe szczęście, gdyż najprawdopodobniej nie przeżyłabym drugi raz takiego upokorzenia. Co prawda każdy zapewniał mnie, że to nie moja wina, ale i tak nie mogłam pozbyć się przygniatającego poczucia winy, wszak podczas swojego ataku zniszczyłam Carlisleowi cały gabinet.

- Kochanie, dobrze wiesz, że to nie jest dobry pomysł.

- Carlisle, ona ma ataki paniki. To jest poważna sprawa – tłumaczyła.

Widziałam, że naprawdę się przejmuje i z jednej strony byłam jej za to wdzięczna, ale z drugiej strony strasznie mnie to męczyło.

- Jestem tutaj – zaznaczyłam, przewracając oczami – i jeśli mam cokolwiek do powiedzenia, zgadzam się z Carlislem.

- Rozumiem, że się boisz, ale nie możesz tego ignorować. Musisz pozwolić sobie pomóc, psycholog ci pomoże.

Westchnęłam głośno po czym spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem. Nie potrzebowałam już niczyjej pomocy. Kiedy dowiedziałam się co się dzieje i zorientowałam się jakie jest tego podłoże zrozumiałam, że nikt mi nie może pomóc. Musiałam sobie z tym poradzić sama.

- Esme, naprawdę doceniam, że się martwisz, ale to naprawdę nie jest dobry pomysł.

- Dlaczego uważasz, że przyjęcie pomocy jest złym pomysłem? – zapytała poważnie.

- To nie tak – odetchnęłam, kręcąc głową – psycholog po prostu nie jest w stanie mi pomóc.

- Psychologowie od tego są, żeby pomagać w takich sytuacjach.

- A jak miałby mi pomóc? – zapytałam zrezygnowana, chociaż było to bardziej pytanie retoryczne – Co miałabym mu niby powiedzieć? Że co? Miałabym mu opowiedzieć o tym jak za pomocą podświadomości rozbijam przedmioty? Czy może o tym, że jak tracę panowanie nad swoimi emocjami, inne przedmioty zaczynają lewitować?

- Crystal, nie denerwuj się – poprosił Carlisle, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

Widziałam w ich oczach pewnego rodzaju obawę, na pewno zastanawiali się czy za chwile nie wybuchnę. Warknęłam zrezygnowana, miałam dość takiego zachowania.

- Przecież się nie denerwuje – powiedziałam, choć nie do końca było to prawdą – po prostu, mam dość tego, że czekacie na mój wybuch. Mam dość tego, że wszyscy patrzycie na mnie i zastanawiacie się jak zareaguje, tego, że wszyscy uważacie, że jestem zepsuta.

- Nikt tak nie myśli Crystal – kobieta od razu zaprzeczyła, powoli do mnie podchodząc, ale ja odruchowo się cofnęłam.

- Dlaczego nie możecie po prostu o tym zapomnieć – pokręciłam głową i odetchnęłam głęboko – mam tego dość, będę u siebie.

Mówiąc to po prostu odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia, kierując się do jednego z pokoi na piętrze, który już od dawna zajmowałam. Słyszałam jak Esme woła bym zaczekała, ale nie miałam siły kontynuować tej rozmowy. Powiedziałam im wszystko co leżało mi na sercu od kilku dni i zdecydowanie nie miałam siły na więcej. Może mieli racje, może i byłam zepsuta, ale jeśli naprawdę tak było, byłam taka jeszcze zanim zostałam wampirem. Wydarzenia z przeszłości kompletnie mnie rozbiły i dobrze wiedziałam, że nigdy nie udało mi się pozbierać.

Wpadłam z impetem do niewielkiego pokoju i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Zdecydowanie byłam zdenerwowana, a to nie pomagało w udowodnieniu Cullenom, że nic mi nie jest. Wplotłam palce we włosy zastanawiając się w jaki sposób mogę się uspokoić. Nie widziałam zbyt dużo opcji, dlatego postanowiłam spróbować medytacji.

Usiadłam w siadzie skrzyżnym, na puszystym dywanie zajmującym praktycznie całą podłogę. Wiedziałam, że muszę się skupić na oddechu, dlatego zamknęłam oczy i starałam się równomiernie wdychać i wydychać powietrze. Zdecydowanie nie pomogło, szczególnie że gdy tyko przymknęłam powieki zobaczyłam obraz, który prześladował mnie praktycznie od dwóch tygodni. Obraz mojej matki, przytulającej do piersi martwą Amber. Pokręciłam szybko głową, by wyrzucić go z umysłu. Robiło się coraz gorzej, a moja technika z medytacją tylko pogorszyła sprawę.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeżeli natychmiast czegoś nie wymyśle, Cullenowie będą mogli pożegnać się z wszystkimi szklanymi rzeczami z tego pokoju, a ja z jakimikolwiek wymówkami. Nie widziałam lepszej opcji niż spróbowanie techniki, która pomogła mi ostatnim razem. Dłonie, które do tej pory przyciskałam do kolan odwróciłam wewnętrzną stroną w stronę sufitu biorąc głęboki wdech. Najpierw zwizualizowałam sobie to co chciałam osiągnąć, a potem powoli unosząc dłonie wcieliłam ją w życie. Na szczęście zadziałało i przedmioty po chwili ułożyły tak jak sobie to wyobraziłam. Świadome posługiwanie się darem w jakiś sposób pomagało mi panować nad emocjami. Szkoda, że tak późno to odkryłam, może uniknęłabym konieczności remontu mieszkania.

- Wiesz, że to tymczasowe rozwiązanie – usłyszałam głos zza pleców, na co momentalnie podskoczyłam.

Rozproszyło mnie to więc straciłam kontrole nad darem i wszystkie rzeczy znajdujące się pod sufitem runęły na podłogę.

- Jasper! – krzyknęłam zaskoczona, w wampirzym tempie wstając i odwracając się w stronę okna.

Wampir stał rozluźniony opierając się o parapet, podczas gdy ja stałam z ręką na klatce piersiowej, ciesząc się, że nie mogę dostać zawału. Odetchnęłam głęboko patrząc na porozrzucane przedmioty i ruchem dłoni sprowadziłam wszystkie na swoje miejsce. Westchnęłam zrezygnowana i ponownie odwróciłam się w stronę Jaspera.

- No co? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.

- Jak to co? Nie możesz się tu zakradać! Szczególnie nie przez okno! – wytknęłam mu, ale ten tylko wzruszył ramionami.

- Zamknęłaś drzwi – powiedział jakby to miało go tłumaczyć.

- A nie pomyślałeś, że to dlatego, że nie chcę nikogo widzieć – prychnęłam zirytowana.

- Właśnie dlatego przyszedłem – rzucił siadając na łóżku – od trzech dni nie chcesz nikogo widzieć.

Położył się na łóżku, zakładając ręce za głowę i lustrując mnie wzrokiem.

- Wyjdź – warknęłam – może być oknem. Po prostu wyjdź.

- Oj nie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

- Mów czego chcesz, albo sama cię stąd wyrzucę.

- Zniknęłaś na tydzień, potem się pojawiłaś, jak gdyby nigdy nic. Zdewastowałaś Carlisleowi gabinet, a Esme wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi chce cię wysłać do psychologa. Dodatkowo od trzech dni praktycznie nie wychodzisz z tego pokoju. Nie chcesz się też spotkać z Bellą, co powiedzmy sobie szczerze, jak na ciebie to bardzo dziwne.

- Okej – wzruszyłam ramionami, starając się wyglądać na zrelaksowaną – jeżeli to wszystko to tam są drzwi.

- Nikomu nie mówisz co się stało – kontynuował niewzruszony – jesteś chodzącą kumulacją emocji i nie są to dobre emocje. Oni się tylko domyślają, ale ja to czuje, czuje twoje wahania nastroju, nawet z drugiego końca domu. Jesteś jak chodząca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć i to co robiłaś przed chwilą nie pomoże ci na dłuższą metę.

- Odczep się – mruknęłam i wystawiając dłoń w jego stronę sprawiłam, że spad z łóżka z wielkim hukiem.

- Nie poradzisz sobie z tym – powiedział z jękiem zbierając się z podłogi.

- Jak tak bardzo się przejmujesz, to ześlij na mnie tą swoją fale spokoju i będzie po sprawie.

- Myślisz, że gdyby to mogło ci pomóc, czekałbym aż do teraz? Użycie mojego daru na tobie, pomoże ci tak samo jak to co robiłaś przed chwilą. Poczujesz się dobrze, ale tylko na chwilę, a gdy zbyt się oddalę to wszystko do ciebie wróci i doskonale zdajesz sobie sprawę jaki będzie tego skutek.

- Patrz, po co mi psycholog, jak właśnie zrobiłeś mi darmową psychoanalizę.

- Crystal, przestań odbiegać od tematu.

- Jakoś nie kojarzę, żebym wyraziła chęć rozmowy z tobą na jakikolwiek temat. Wygłosiłeś swój monolog w którym podzieliłeś się ze mną swoimi przemyśleniami, a ja ci oznajmiam, że mnie to nie interesuje. Także tam są drzwi, dowiedzenia – uśmiechnęłam się do niego najszerzej jak potrafiłam, a następnie ruchem dłoni otworzyłam drzwi na oścież – sam wyjdziesz, czy mam ci pomóc?

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz