XXXVI. "Czarne chmury"

437 27 0
                                    

Czy może być coś gorszego od przymusowej terapii? Jeszcze dzisiaj rano myślałam, że nie. Źle myślałam. Dużo gorsze jest przyjście na nią, zaraz po ataku paniki, kiedy nawet nie zdążysz się do końca uspokoić.

Nie miałam innego wyjścia więc pomimo ciągle delikatnie drżących rąk poszłam prosto do gabinetu szkolnego psychologa. Postanowiłam udawać pewną siebie i choć w tamtym momencie wcale się taka nie czułam, byłam przekonana, że pani Williams nabierze się na jedną z moich masek. Każdy z nas jakieś miał, moje dopracowywałam bardzo długo, dlatego teraz mogłam otworzyć tamte drzwi z uśmiechem na ustach, choć wcale do śmiechu mi nie było.

- Dzień dobry, pani Williams – powiedziałam wchodząc do jej gabinetu.

Kobieta siedziała na fotelu przy niewielkim stoliku i kreśliła coś w swoim notatniku. Typowa postawa psychologa. Widziałam, że ewidentnie na mnie czekała, ale wydała się trochę zaskoczona, że jednak przyszłam.

- O Crystal – na jej twarzy pokazał się szeroki uśmiech – Szczerze mówiąc wątpiłam, że zaszczycisz mnie swoją obecnością.

Wzruszyłam tylko ramionami siadając na kanapie. Zauważyłam, że od mojej ostatniej obecności w tym pomieszczeniu zmieniły się zasłony. Wcześniej był granatowe, teraz wyraziście żółte. Nie przepadałam za żółtym, wydawał się zbyt wesoły.

- Przepraszam za spóźnienie, coś mnie zatrzymało – miałam nadzieje, że nie zapyta o co chodziło – mam nadzieje, że nie ma za to żadnej dodatkowej kary.

- Nie, nie ma. Chociaż wolałabym, abyś się więcej nie spóźniała.

- Postaram się – mruknęłam, choć to wcale nie było prawdą. Im później przyjdę, tym krótsza będzie trwała rozmowa. Same plusy.

Czułam się już zdecydowanie spokojniejsza. Konieczność rozmowy, w której muszę pilnować wszystkiego co mówiłam sprawiła, że gonitwa myśli, cały ich nieznośny szum praktycznie ustał. Konieczność skupienia myśli na jakiejś konkretnej rzeczy bardzo mi pomagała.

- Dlaczego się spóźniłaś? – zapytała kobieta lustrując mnie wzrokiem.

- Nie powinniśmy zacząć od pytania o moje samopoczucie? – zakpiłam, by ukryć jak bardzo niekomfortowo czułam w tej sytuacji.

- Crystal... ustalmy jedną rzecz – powiedziała ewidentnie zirytowana. Punkt dla mnie.

- Zamieniam się w słuch – zaplotłam ręce na piersi i spojrzałam na nią z uśmiechem.

Przez chwile w umyśle przemknęła mi myśl, że przyjęcie takiej postawy było błędem. Pozycja w jakiej siedziałam teoretycznie była pozycją zamkniętą, defensywną. Nie wiedziałam w jaki sposób odbierze ją kobieta, ale liczyłam, że tego nie odnotowała. Miałam przecież grać otwartą i wyluzowaną. Zdecydowanie musiałam się bardziej skupić.

- W tych spotkaniach kluczem jest zasada, że ja pytam a ty odpowiadasz.

- Ciekawy nurt terapeutyczny – zaśmiałam się pod nosem, na co kobieta skarciła mnie wzrokiem – Niech będzie, od teraz nie odzywam się nieproszona. Słowo harcerza.

Czy wyprowadzanie jej z równowagi sprawiało mi satysfakcje? Choć było to skrajnie niemiłe, musiałam przyznać przed samą sobą, że tak. Dlatego, właśnie, gdy widziałam, jak brała głęboki oddech, a w myślach zapewne odliczała do dziesięciu, nie mogłam powstrzymać uśmiechu samoistnie pojawiającego się na mojej twarzy.

- Dobrze, w takim razie możesz odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytanie.

- Musiałam komuś pomóc coś wyjaśnić – powiedziałam enigmatycznie.

Po pierwsze to była moja sprawa, po drugie i tak nie mogłabym jej przecież wyjaśnić o co chodziło.

- To znaczy? – dopytała skonsternowana.

- Pomagałam przyjaciółce, ale nie mogę o tym opowiadać – przewróciłam oczami wymyślając na poczekaniu – To jej prywatna sprawa.

- Rozumiem – mruknęła zawiedziona – Masz racje, jesteśmy tu by rozmawiać o twoich problemach, a nie problemach twoich znajomych.

To zdecydowanie był mój problem, ale nawet gdyby nie zawierał w sobie nadprzyrodzonych wątków nie chciałabym się nim dzielić. Sama jeszcze nie do końca przemyślałam co mogły oznaczać te wizje i dlaczego miały ewidentny związek z Ethanem. Spędziłam z nim wczoraj całe popołudnie i byłam pewna, że nie miał złych intencji. Był zaskakująco dobrą osobą, a ja byłam po prostu przewrażliwiona. Wszędzie doszukiwałam się zagrożenia, nie mogłam się przyzwyczaić, że w końcu jestem bezpieczna, że nie każdy na mojej drodze ma złe zamiary i chce zrobić mi krzywdę.

Jeszcze dzisiaj rano byłam pewna, że chcę się z nim jeszcze spotkać, gdzieś w głębi czułam, że właśnie tego potrzebowałam. Potrzebowałam w swoim życiu kogoś innego niż Cullenowie, kogoś komu będę mogła całkowicie zaufać. Nie znałam go dobrze, ale czułam, że był właśnie tą osobą. Los postawił go na mojej drodze, w momencie, gdy potrzebowałam takiej osoby, przyjaciela. Lubiłam Cullenów, ale podświadomie się od nich oddalałam, przez wszystkie niedawne wydarzenia, czułam się przez nich osaczona i kontrolowana. Chciałam się od tego uwolnić, nie tracąc ich przyjaźni.
W towarzystwie Ethana czułam się zadziwiająco dobrze. Pomimo że praktycznie się nie znaliśmy, czułam się przy nim całkowicie swobodnie, tak jakbyśmy po prostu nadawali na tych samych falach. Przez to co powiedziała mi Alice czułam się trochę zagubiona, z jednej strony nie chciałam porzucać naszej nowej znajomości, z drugiej jednak zasiała we mnie ziarno niepokoju.

- Crystal jesteś tu? – z zamyślenia wyrwał mnie głos kobiety. Zamrugałam kilka razy i zdezorientowana spojrzałam na nią lekko nieprzytomnym wzrokiem. Kompletnie się wyłączyłam, nie słyszałam nawet, żeby coś do mnie mówiła.

- Ja... tak, tak – odetchnęłam głęboko – zamyśliłam się przepraszam. Jakie było pytanie?

- Pytałam o twoją relacje z Jessicą, ale teraz bardziej intryguje mnie, że od początku o czymś intensywnie myślisz.

- A co myślenie do mnie nie pasuje? – zakpiłam, ale widząc wzrok kobiety szybko uniosłam ręce do góry w geście kapitulacji – Tak, tak. Pani pyta, ja odpowiadam. Aktualnie myślę tylko o tym, żeby stąd wyjść. Można powiedzieć, że odliczam minuty do końca naszego spotkania. To oczywiście nic osobistego, ale mogłabym w tym czasie milion różnych rzeczy.

Kobieta nic nie odpowiedziała, spojrzała tylko na mnie przenikliwym spojrzeniem, po czym zanotowała coś w zeszycie. Raczej nie wróżyło to dobrze, zastanawiałam się tylko czy już powinnam zacząć się niepokoić. Zdecydowanie za dużo gadam, jak tak dalej pójdzie będę zmuszona do niej chodzić do ukończenia tej szkoły.

- Wróćmy do twojej relacji z Jessicą – powiedziała kobieta poprawiając okulary. Przewróciłam oczami, myślałam, że wszystko wyjaśniłam na ostatnim spotkaniu.

- Nie ma o czym mówić – mruknęłam, ale ta spojrzała na mnie wymownie – Musimy to roztrząsać?

- Tak, nie pomogę ci, jeżeli nie znajdę przyczyny.

- Ile razy muszę jeszcze powtórzyć, że wcale nie chce i nie potrzebuję żadnej pomocy! – teraz byłam już po prostu zirytowana. Dlaczego ta cała sytuacja w ogóle miała miejsce?

- Takie zachowanie jest jednym ze sposobów wołania o pomoc – powiedziała z pełnym przekonaniem, a popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.

Pomijając moją niechęć do psychologów, kobieta po prostu nie była dobra w swoim zawodzie. Jej irracjonalna chęć pomocy mojej osobie kompletnie gryzła się z tym, jak prowadziła rozmowę. Nie mogłam już tego dłużej znieść, choć sama rozmowa nie trwała długo czułam, że zaraz wybuchnę.

- Mam dosyć! Nie rozumiem, dlaczego pani tak bardzo zależy, żeby na siłę pomóc mi rozwiązać problem, który nie istnieje. Jeżeli tak bardzo potrzebuje pani komuś pomóc, niech znajdzie sobie pani kogoś innego. Nie mam zamiaru brać w tym udziału.

Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi, akurat w momencie, w którym złapałam za klamkę rozbrzmiał dźwięk dzwonka obwieszczającego przerwę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak szybko minął ten bezpowrotnie stracony czas.

- Nie myśl, że tak łatwo się wywiniesz Crystal – powiedziała na odchodne – Do zobaczenia za tydzień.

- Niestety – mruknęłam pod nosem – Do zobaczenia.

Wyszłam z tego gabinetu totalnie zirytowana. Jeszcze niedawno myślałam, że może będzie zabawnie, ale teraz wiedziałam już, że się myliłam. Następnym razem po prostu będę odpowiadać na wszystkie pytania bez dopowiedzeń, może wtedy uda mi się jej pozbyć.

***
Czując wiatr wpadający mi we włosy i delikatnie muskający moje policzki, nie mogłam zrobić nic innego jak tylko odetchnąć z ulgą. Uśmiechnęłam się szeroko, głęboko oddychając. W tamtym momencie wydawało mi się, że właśnie te świeże powietrze, to coś czego wyczekiwałam cały dzień. Czułam się bardzo zmęczona psychicznie. Jedyny rodzaj zmęczenia jaki mógł mi doskwierać to był niestety ten najgorszy. Spojrzałam na niebo, owiane gęstą ciemną warstwą chmur. Deszcz, drobny jak szpileczki padał z prawie czarnych obłoków sprawiając, że krajobraz wraz z pogodą, świetnie odzwierciedlały mój dzisiejszy nastrój.

Naciągnęłam kaptur na głowę, starannie chowając pod nim wszystkie pasma moich rudych włosów, po czym ruszyłam wolno przed siebie. Nie dotarłam nawet do końca parkingu, gdy przez odgłosy odjeżdżających samochodów przebił się dźwięk dzwonka mojej komórki. Nie zatrzymując się wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni. Spojrzałam na wyświetlacz i automatycznie wstrzymałam oddech. Ethan. Kompletnie zapomniałam, że wymieniliśmy się wczoraj numerami telefonów. Głównie po to, by już mnie nie śledził.

Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam i nie wiedziałam też czy powinnam odebrać to połączenie. Może to głupie, ale nie mogłam wyzbyć się niepokoju związanego z tym co powiedziała mi Alice. Przygryzłam wargę kładąc palec na zielonej słuchawce. Cały czas się wahałam, a gdy wreszcie podjęłam decyzje dźwięk ucichł, a jego imię zniknęło z wyświetlacza. Westchnęłam tylko zrezygnowana i wsunęłam telefon z powrotem do kieszeni. Najwidoczniej tak miało być. Potrzebowałam chwili by przetrawić to wszystko, wszak zdarzyło się to w tak krótkim czasie. W głębi wierzyłam, że wszystko to ma swoje wytłumaczenie, które będzie dużo lepsze niż teorie, które narodziły się w mojej głowie.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz