XXXI. "Przyjacielskie przesłuchnie"

496 23 1
                                    

Długo rozmyślałam nad ostatnimi wydarzeniami, nad tym co działo się w szkole, o moim małym konflikcie z Jessicą i zbliżającym się spotkaniem terapeutycznym u pani Williams. Nad tym co robiłam po szkole, o nowych umiejętnościach i ich rozwijaniu. Nad niedawno zaczętym remontem i moim brakiem pomysłu na nowy wystrój. Nad zwierzeniami, wspomnieniami o mojej przeszłości, którymi podzieliłam się z Edwardem. Nad niedawnym spotkaniem z dwójką wilkołaków.

Ta ostatnia myśl najbardziej zaprzątała moją głowę, bardzo długo zastanawiałam się skąd się tam wzięli i jakie mieli zamiary. Myślałam nad tym co by się stało gdybym nie uciekła, czy rozszarpali by mnie tak jak mówili Cullenowie, czy jednak zdołałabym się obronić. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego nasze gatunki są naturalnymi wrogami i dlaczego wilkołaki miałyby chcieć mnie zabić, jednak wolałam się nie upewniać czy to prawda. Dlatego właśnie uciekłam, od zawsze, gdy pojawiało się zagrożenie uciekałam. To był jedyny mechanizm obronny na jaki było stać ludzką mnie i chociaż teraz byłam potężniejsza i zdecydowanie byłabym w stanie się obronić, stare przyzwyczajenie kazało mi uciekać.

Nie mogłam ukryć, że wcale nie chciałam walczyć, jeżeli wilki by mnie zaatakowały musiałabym je zabić. Nie byłam morderczynią, fakt byłam wampirem i polowałam na bezbronne zwierzęta, jednak żadne z nich nie było w połowie człowiekiem. Może i jakieś naturalne, pradawne prawo kazało się nienawidzić naszym gatunkom, ja jednak nie miałam zamiaru przez to nikogo zabijać.
Siedziałam na ławce przed szkołą zagłębiając się coraz bardziej w swoich myślach. Ostatnio robiłam tak zdecydowanie częściej, czułam, że potrzebowałam wyciszenia, odpoczynku od hałasu panującego w budynku szkoły. Delikatny wiatr muskał mnie po twarzy, rozwiewał moje włosy, a ja po prostu siedziałam i przymykając powieki, rozkoszowałam się chwilą samotności.

- Co robisz? – usłyszałam znienacka, na co podskoczyłam wystraszona – Jak to możliwe, że jesteś wampirem, a tak łatwo cię wystraszyć?

Odwróciłam się gwałtownie w stronę Jaspera, który jak gdyby nigdy nic usiadł obok mnie. Widziałam satysfakcję i rozbawienie na jego twarzy, co spotkało się z moim grymasem wściekłości. Nienawidziłam kiedy tak robił, miałam ochotę rozszarpać go na kawałki i cudem powstrzymywałam się od tego czynu.

- Bo wiecznie się zakradasz! – rzuciłam wkurzona – Nie możesz jak normalna osoba po prostu przyjść, a nie pojawiać się znikąd, przyprawiając mnie o zawał.

- Po pierwsze zawsze przychodzę normalnie, po drugie nie możesz dostać zawału – droczył się wciąż ewidentnie rozbawiony moją reakcją.

- Normalnie, na pewno – mruknęłam przewracając oczami.

- To nie moja wina, że nigdy nie słyszysz.

Chciałam coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Odetchnęłam głęboko i przygryzając policzek od środka, odliczyłam od dziesięciu w dół. Gdy dotarłam do jedynki, uśmiechnęłam się lekko, po czym zwróciłam się do wampira.

- Po co przyszedłeś? – zapytałam – Jeżeli przysłali cię, abyś sprawdził czy wszystko okej, możesz już sobie iść.

- A jeżeli nie?

- Wtedy także możesz sobie iść, tylko wolniej.

- Ałć – wampir złapał się teatralnie w okolicy serca – Jak możesz tak ranić drugą osobę?

- To moja specjalność – uśmiechnęłam się szerzej – Dobra, mów czego chcesz.

- Przyszedłem cię przesłuchać – powiedział, na co zmarszczyłam brwi.

W pierwszej chwili pomyślałam o spotkaniu z wilkołakami, o którym nie powiedziałam Cullenom. Wiedziałam, że polana, na której byłam znajdowała się na terenie wampirów, a nie wilków więc oczywistym było, że przekroczyli granice. Niewidzialna linia oddzielająca te tereny została ustalona na mocy jakiegoś dawnego paktu i nie miałam pojęcia jaka kara czekałaby tamtych chłopaków, gdyby Cullenowie się o tym dowiedzieli. Nie miałam ochoty na wojnę nadprzyrodzonych gatunków, dlatego wolałam tamtą sytuacje zachować dla siebie.

- To znaczy? – zapytałam niepewnie, modląc się w duchu, żeby chodziło o jakąś błahostkę.

- Zestresowałaś się – zauważył trafnie, bardzo dumny z siebie – Ostatnio kryłem cię przed resztą, więc należą mi się wyjaśnienia.

To wcale nie była lepsza alternatywa do opowiadania o spotkaniu z wilkami. Nie po to ukrywałam ten fakt przed Cullenami, żeby teraz tak po prostu się przyznać.

- Jaka jest twoja ulubiona rasa kota? – rzuciłam bezmyślnie, tylko po to by jak najdłużej unikać odpowiedzi – Osobiście uważam, że Ragdolle są super, przede wszystkim mają bardzo fajne usposobienie, ale nie można im odmówić, że wyglądają przepięknie. Ta rasa zawsze kojarzyła mi się z czymś królewskim, głównie dlatego że wyglądają bardzo dostojnie, no i zazwyczaj mają piękne oczy. Nie widziałam nigdy Ragdolla o brzydkich oczach. Z drugiej strony uwielbiam też koty szkockie, ale nie umiem się zdecydować czy lepsze są prostouche czy jednak foldy, wszak jedne i drugie mają...

- Jezu Crystal, skończ! – przerwał mi, patrząc na mnie jak na idiotkę.

Mimo wszystko całkiem długo znosił tą paplaninę, gdyby ktoś wygłosił mi podobną mowę, najprawdopodobniej kazałabym mu się zamknąć po pierwszym zdaniu.

- To jaką w końcu lubisz rasę? – zapytałam, uśmiechając się głupio.

- Na litość boską! Chce się tylko dowiedzieć czego tak bardzo nie chcesz powiedzieć, a nie słuchać wykładów o kotach. Swoją drogą, skąd ty to wszystko wiesz?

- Ostatnio mam jakoś zbyt dużo czasu – mruknęłam, choć nie do końca było to prawdą.

- Ewidentnie – przyznał przewracając oczami – Możemy wrócić do głównego pytania?

- Wolałabym nie...

- No przestań, zachowujesz się, jakbyś co najmniej zaczęła kolekcjonować zwłoki.

- Myślicie, że kogoś zabiłam? – zapytałam nawiązując do jego aluzji.

Pomimo, że miałam bardzo dobrą kontrole nad sobą i nad pragnieniem, Cullenom od czasu do czasu wydawało się, że kogoś zabiłam i choć zawsze była to pomyłka, dziwnie czułam się tłumacząc, że nic takiego się nie stało. Nie miałam do nich żalu, czasem sama bym się podejrzewała, jednak gdzieś pozostawała myśl, że nie do końca mi ufają.

- Oczywiście, że nie – zaśmiał się, na co odetchnęłam z ulgą – ale nie ukrywam, wyglądasz na winną.

Pokręciłam głową i spuściłam wzrok na swoje buty. Nie chciałam by ktokolwiek wiedział o moich umiejętnościach, na pewno skutkowałoby to kolejnymi pytaniami i całą tą otoczką ciągłego sprawdzania mnie czy na pewno się kontroluje. Kompletnie nie miałam na to ochoty, ale czując na sobie palący wzrok Jaspera zrozumiałam, że nie mam wyjścia.

- Chciałabym żebyś zachował to dla siebie – zaczęłam, na co wampir skinął głową. Wiedziałam, że mogę mu ufać i że dochowa tajemnicy, dlatego postanowiłam powiedzieć mu część prawdy – Chodzi to, że od pewnego czasu codziennie trenuje. Mam na myśli, że rozwijam swój dar. Niedawno okazało się, że nie znam wszystkich jego zastosowań, dlatego cały czas ostatnio nad tym pracuje. Dlatego właśnie przestałam u was bywać.

Jasper zmarszczył brwi patrząc na mnie wnikliwie. Nie wiedziałam czy za pomocą swojego daru ocenia czy kłamię czy może przyswaja sobie informacje, jednak poczułam się trochę nieswojo. Instynktownie przygryzłam wargę, bawiąc się palcami.

- Okej, mam przez to rozumieć, że po prostu ćwiczysz sobie przesuwanie rzeczy siłą umysłu?

- Coś w tym rodzaju – przyznałam.

- Nie rozumiem, dlaczego nic nie powiedziałaś, a już tym bardziej nie rozumiem, dlaczego musiałem wyciągać to z ciebie praktycznie siłą.

- Doskonale wiesz dlaczego – stwierdziłam patrząc mu w oczy – Do tej pory twoja rodzina jest przekonana, że potrafię kontrolować wasze ruchy czy sprawiać, że przedmioty lewitują, a mimo to praktycznie cały czas kontrolują czy sobie z tym radze. Myślisz, że nie widzę jak Esme na mnie patrzy gdy używam daru albo gdy się zdenerwuje. Rozumiem, że na to zasłużyłam, ale ile razy mam powtarzać, że już wszystko w porządku!

- Wiem, że nad sobą panujesz – powiedział szczerze.

- A ja wiem, że ty zdajesz sobie z tego sprawę, pewnie dlatego, że to ty pomogłeś mi z tego wyjść. Chodzi o to, że reszta nie ma o tym pojęcia.

- To im powiedz – wzruszył ramionami.

- Żartujesz? Myślisz, że jak powiem im, że w niekontrolowanym wybuchu stworzyłam jakąś niszczycielską fale, przyjmą to ze spokojem? Ja osobiście szczerze wątpię.

- Myślę, że zrozumieliby to. Więcej wiary Crystal.

- Jakoś wolę nie ryzykować.

- Twoja decyzja – powiedział.

- Mam nadzieję że...

- Obiecałem dyskrecje, więc nic nie powiem – ubiegł moje pytanie, a ja odetchnęłam z ulgą.

Mimo, że tak naprawdę cała ta sprawa z darem i jego rozwijaniem była tylko głupią błahostką, wiedziałam, że może mi zatruć życie. Ceniłam sobie spokój i wypracowaną niedawno rutynę, dlatego cieszyłam się, że Jasper bierze swoją obietnice na poważnie.

- Zastanawia mnie tylko, czy udało ci się odtworzyć tamtą moc? – zapytał, a w jego spojrzeniu widziałam ciekawość.

Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową widząc jego minę. Właściwie jego zaciekawienie wcale mnie nie dziwiło. Jeszcze niedawno prawie w ogóle nie potrafiłam korzystać z tego daru, teraz mogłam wytworzyć potężną i destrukcyjną fale mocy.

-Tak – przyznałam z uśmiechem.

- Wiesz, że jesteś cholernie potężna? – zapytał, a ja momentalnie poczułam ciepło na sercu.

Nie zdawałam sobie sprawy, że kilka słów może mnie tak uszczęśliwić. W życiu nie spodziewałam się, że tak bardzo potrzebowałam docenienia mojej osoby.

- Wiem – odpowiedziałam nieśmiało.

Nie skłamałam, niedawno uświadomiłam sobie moją siłę i robiłam wszystko, by ją rozwijać. Czułam, że jestem na dobrej drodze i o dziwo ta rozmowa bardzo podniosła mnie na duchu, a co najważniejsze poczułam, że zyskałam sojusznika. W głębi czułam, że jeszcze nie raz będę mogła liczyć na jego pomoc.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz