XVIII. "Otchłań rozpaczy"

767 38 1
                                    

Przyjście do szkoły w rocznicę śmierci mojej siostry to była jedna z najgorszych decyzji w moim życiu, a podjęłam ich tak wiele, że na pewno było z czego wybierać. Popełniłam ogromny błąd i teraz odczuwałam jego konsekwencje. Czułam się kompletnie wyczerpana, mimo że najgorsze było dopiero przede mną.

Dotarcie na lekcje angielskiego, było sporym wyzwaniem, ale podjęłam się go, głównie by Bella się nie martwiła. Chociaż to nie do końca było prawdą, po prostu nie chciałam by się dowiedziała, a gdybym tak po prostu zniknęła na pewno by dociekała co się stało. Może i nie udało mi się tego ukryć przed Edwardem, ale to nie oznacza, że reszta też powinna się dowiedzieć.

Weszłam do klasy prawie spóźniona, jednak na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi. Szybko usiadłam w ławce obok Belli i posłałam jej delikatny uśmiech. Spojrzała na mnie z tak dziwnym wyrazem twarzy, że przez chwile myślałam, że Edward podzielił się z nią moją historią, a właściwie jej szczątkami, które podstępem ze mnie wydobył. Szybko jednak zorientowałam się, że wcale nie chodziło o mnie, a dziewczyna była czymś ewidentnie zestresowana. Rozejrzałam się dookoła, by zrozumieć, że reszta uczniów odczuwała podobne emocje.

- Co jest? – rzuciłam podejrzliwie i przeczuwałam, że odpowiedź wcale mi się nie spodoba.

- Jak to, co? – spojrzała na mnie, jakbym powiedziała coś kompletnie głupiego – test.

- Co? – na pewno się przesłyszałam.

- Test – powtórzyła – Nie pamiętasz?

To musiał być sen, zły sen, z którego zaraz się obudzę. Przecież wszechświat nie mógł mnie, aż tak nienawidzić.

Jak się okazało pięć sekund później, mógł.

Nauczyciel angielskiego, jak gdyby nigdy nic wyciągnął z szuflady biurka stos arkuszy, które w jego mniemaniu miały sprawdzić naszą wiedze i zaczął chodzić po klasie rozdając je zestresowanym uczniom.

- To się nie dzieje – szepnęłam sama do siebie.

- Mówiłaś coś?

- Nie... Ja tylko... – mruknęłam pod nosem, na nic więcej nie byłam w stanie się zdobyć – Nie ważne.
Gdy nauczyciel położył przede mną kartkę z wydrukowanymi na niej pytaniami, czułam się jakbym cofnęła się w czasie. Jakbym cofnęła się o dokładnie sześć lat, do tego feralnego dnia.

Mój oddech stał się zdecydowanie szybszy i płytszy co nie było zbyt dobrym znakiem. Rozejrzałam się po klasie, chcąc się upewnić, że nikt nie widział stanu w jakim się znajdowałam. Jednak nie byłam w stanie tego dostrzec, gdyż wszystko widziałam tak jakby znajdowało się za mgłą. Zacisnęłam powieki, by przywrócić sobie ostrość wzroku, ale gdy już je otworzyłam nie widziałam tego co wcześniej, zaś to co widziałam wprawiało mnie w jeszcze większą panikę niż test z angielskiego.

Widok, który zobaczyłam po otworzeniu oczu kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Umysł zdecydowanie płatał mi figle, gdyż to co widziałam po prostu nie miało prawa bytu. Według zmysłu wzroku znajdowałam się przed białym domem o numerze 147. Zdecydowanie nie to było najgorsze. Problemem było to, że znałam ten dom i to za dobrze. To był mój dom rodzinny i wyglądał dokładnie tak samo, jak sześć lat temu.

Właśnie tak to zapamiętałam, dokładnie takie samo wspomnienie co roku mnie dręczyło, ale nigdy nie działo się to w taki sposób. Nie możliwe było bym przeniosła się w czasie więc na pewno była to sprawka mojego umysłu. Jednak rozglądając się dookoła ciężko było mi uwierzyć, że to wszystko to tylko moja chora wyobraźnia, ale to było jedyne realne wytłumaczenie.

Zacisnęłam powieki jeszcze raz, by z powrotem ujrzeć tablice i test leżący na mojej ławce. Z przerażeniem odkryłam, że nadal widzę tą samą ulicę i ten sam dom.

Usłyszałam trzask, a zaraz potem krzyk dobiegający z wnętrza domu i doskonale wiedziałam do kogo należał. Nie mogłam uwierzyć, że własna podświadomość uwięziła mnie w tym koszmarze. Wiedziałam, że błędem była próba zapomnienia o tamtych wydarzeniach i że poniosę tego konsekwencje, ale w najgorszych scenariuszach nie uwzględniłam czegoś takiego. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Wspomnienie, w którym się znajdowałam było tak realne, że bałam się tego co nastąpi dalej. Wiedziałam jednak, że nie mogę wejść do domu, na pewno nie będę przeżywać tego koszmaru po raz drugi.

Pomijając fakt, że cała ta sytuacja nie powinna mieć w ogóle miejsca, moja jedenastoletnia wersja zmierzająca w kierunku domu kompletnie mnie rozbiła. Nie wiem czym zawiniłam, że wszechświat postanowił mi pozwolić pooglądać te wspomnienie z perspektywy osoby trzeciej.

Niezbyt wysoka dziewczynka, w rudej kitce na czubku głowy, kompletnie niczego nieświadoma, właśnie zmierzała w kierunku budynku. Przetarłam twarz dłońmi, uświadamiając sobie co zaraz zobaczę. Moment, w którym moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i to zdecydowanie nie na lepsze. Moment, który był początkiem utraty dosłownie wszystkiego.
Jakby mimowolnie podążyłam za moją młodszą wersją, by przeżyć to wszystko jeszcze raz. Wchodząc można było usłyszeć przeraźliwy szloch wypełniający wszystkie pomieszczenia, a także jęk bólu dochodzący z salonu. Wzdrygnęłam się na samą myśl tego co będzie dalej.

- Mamo? – powiedziała ostrożnie dziewczynka powoli kierując się w stronę źródła dźwięku.

- Nie dam rady... – szepnęłam kręcąc głową.

Mimo tego szłyśmy dalej, ja wiedziona niewidzialną siłą, dziewczyna strachem o swoją matkę i siostrę. Gdy przekroczyliśmy próg salonu zobaczyłam to czego najbardziej się obawiałam. Moją mamę całą we krwi, z rozbitą wargą i siniakami na całym ciele, przytulającą do piersi martwe niemowlę. Wszystko dokładnie takie jakie zapamiętałam.

- Mamo! – krzyknęła, podbiegając do klęczącej kobiety.

Widziałam pierwsze łzy spływające po jej twarzy, ja sama nie byłam wstanie powstrzymać szlochu. Zakryłam usta by go zagłuszyć, mimo iż wiedziałam, że mnie nie słyszą.

- Amber, moja malutka Amber – szeptała w amoku kobieta nawet nie zwracając uwagi na Crystal. Na mnie.

Widziałam, jak dziewczynka rozgląda się przerażona po pokoju, uświadamiając sobie co się wydarzyło, uświadamiając sobie bolesną prawdę. Spojrzała tylko bezradnym wzrokiem na dziecko, cały czas obejmowane przez kobietę i zrozumiała, dlaczego nie płacze. Przecież powinno płakać.

- Zabił ją – szepnęła, a z jej oczu nadal płynęły łzy – ona nie żyje.

- Ona tylko śpi – mówiła kobieta – tylko śpi... Zaraz się obudzi.

Spojrzała na swoją matkę, moją matkę, ale ta w ogóle nie kontaktowała. Nie odrywała wzroku od martwego dziecka cały czas trzymanego w ramionach. Cała się trzęsąc odwróciłam się tyłem do tej sceny. Nie byłam wstanie dłużej oglądać tej sceny, objęłam się ramionami słysząc jak dziewczynka zanosi się niekontrolowanym szlochem.

- Nie mogę... – wychlipałam zaciskając powieki.

Nie byłam w stanie znieść dłużej tej tortury, to było dla mnie zdecydowanie za dużo. Na szczęście płacz ucichł i mogłam usłyszeć dźwięk długopisów i miarowych oddechów ludzi piszących test. Wróciłam do rzeczywistości, byłam tego pewna, ale tak strasznie bałam się, że gdy otworze oczy znów wrócę do tego koszmaru, że instynktownie zacisnęłam powieki jeszcze mocniej.

- Panno Stone, nie mam pojęcia co robisz, ale w ten sposób na pewno nie zaliczysz tego testu – powiedział nauczyciel wyrywając mnie z tego stanu.

Przerażona otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wróciłam z powrotem do klasy, w której odpłynęłam. Mimo tego nadal drżałam i z trudem powstrzymywałam szloch. Spojrzałam rozbieganym wzrokiem na zegarek, z którego wynikało, że byłam w tym stanie siedem minut.

- Ja... – zaczęłam drżącym głosem. Czułam na sobie zaniepokojony wzrok Belli, ale w tym momencie chciałam się po prostu stąd wydostać – muszę do łazienki.

- Chyba sobie żartujesz – zaśmiał się odchylając się na krześle – Co w toalecie czeka ktoś z odpowiedziami?

Zacisnęłam usta w wąską linię, obejmując się ramionami. W tym momencie doceniłam fakt, że mój organizm nie wytwarza łez.

- To nie tak...

- Nie obchodzi mnie to. Wyjdziesz, jak wszyscy skończą – powiedział tonem niewnoszącym sprzeciwu.

Spuściłam głowę wlepiając wzrok w puste kartki. Musiałam się uspokoić, ale kompletnie nie wiedziałam jak. Oddychałam coraz szybciej, lecz mimo to wydawało mi się jakbym dostarczała organizmowi coraz mniej tlenu. Powoli czułam jakbym się dusiła, położyłam dłoń na szyi chcąc poluzować uścisk biżuterii, ale z przerażeniem odkryłam, że nic tam nie ma. Zaczynałam panikować, a to było bardzo niebezpieczne.

- Wszystko w porządku? – zapytała Bella, ale kompletnie ją zignorowałam.

- Muszę... wyjść – powiedziałam do mężczyzny z trudem nabierając powietrza – źle się czuje.

- Stone, przestań wymyślać – ponownie mnie zignorował.

- Hej Crystal, co się dzieje?

Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale wiedziałam, że muszę stąd wyjść. Nie zwracając uwagi na nauczyciela, gwałtownie poderwałam się z krzesła i wybiegłam z klasy. Biegłam korytarzem, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Już nie powstrzymywałam szlochu, nie byłam w stanie.

Gdy wybiegłam ze szkoły skierowałam się prosto do lasu, ostatkami sił udało mi się dotrzeć do takiego momentu by drzewa zakryły budynek. Wtedy wyczerpana i przerażona upadłam na kolana. Nie miałam siły dłużej z tym walczyć.

W tamtej chwili, w Forks, można było usłyszeć najprawdopodobniej najgłośniejszy krzyk w historii tego małego miasteczka. I zdecydowanie nie był to krzyk szczęścia. Był to krzyk rozpaczy, przepełniony bólem i żalem. Oznaczał kompletą bezsilność i bezlitośnie rozdzierał moje gardło. W tamtej chwili krzyczałam jak nigdy wcześniej. Wrzask mieszał się ze szlochem i ogromnym cierpieniem wypełniającym każdą komórkę mojego ciała. Zatracałam się w kumulacji emocji, które przez te sześć lat starałam się ukrywać. Teraz, w tym lesie, zostałam tylko ja i pochłaniająca mnie otchłań rozpaczy.

∆∆∆∆
Okeeej, to chyba najbardziej emocjonalny rozdział w tej książce.

Długo zastanawiałam się w jaki sposób przedstawić przeszłość Crystal i w końcu uznałam, że taka wizja przeszłości najlepiej odzwierciedli jedną z tragedii jakie przeżyła.

Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale mam nadzieje, że da się to czytać <3

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz