IX. ''Mallory''

881 48 0
                                    

- Nie pozabijajcie się – poprosiła Bella wysiadając z samochodu pod swoim domem.

- Postaramy się.

Również wysiadłam, po czym przytuliłam Belle na pożegnanie. Edward postanowił się nie odzywać, chociaż wiedziałam, że był zniecierpliwiony. Gdyby nie to, że zadeklarował się mnie odwieźć mógłby spędzić cały ten czas z Bellą. Wsiadłam szybko do samochodu, a wampir odjechał z piskiem opon.

- Mogłam się przebiec – powiedziałam zapinając pas.

- Lepiej nie – odpowiedział, na co spojrzałam na niego zdziwiona – nikt ci jeszcze nie pokazał granic naszego terenu, a wydaje mi się, że wolisz zachować kończyny na miejscu.

- Racja, wolę.

- Ja wracam do Belli, ale zapytaj Alice albo Jaspera. Na pewno chętnie wybiorą się z tobą na wycieczkę krajoznawczą.

- Tak zrobię – powiedziałam, po czym przymknęłam powieki.

Musiałam przeanalizować wydarzenia dzisiejszego dnia. Z jednej strony prawie zabiłam jakiegoś chłopaka, z drugiej odkryłam działanie mojego daru. Mimo wszystko czułam się szczęśliwa. Udało mi się powstrzymać pragnienie mimo, że jestem nowo narodzona. Nie mogłam się doczekać, aż wrócę do domu Cullenów, by pokazać Jasperowi, że nauczyłam się używać daru. Pomimo tych wszystkich pozytywnych rzeczy, moje myśli zaprzątała jeszcze jedna sprawa.

- Chciałabym o coś zapytać.

- A już myślałem, że los się do mnie uśmiechnął i będziesz milczeć przez resztę drogi – rzucił z uśmiechem, na co spojrzałam na niego wymownie – no dobra, mów.

- Wtedy w lesie, stwierdziłeś, że muszę cię mocno nienawidzić skoro nauczyłam się kontrolować dar. I nie zaprzeczam, że wtedy byłam wściekła, tylko że w gruncie rzeczy to nie lubiłam cię, bo ty nie lubiłeś mnie.

Wyrzuciłam z siebie to co leżało mi na sercu, ale Edward nie wydawał się zainteresowany moimi przemyśleniami. Wlepiłam w niego spojrzenie pełne oczekiwania, na co przewrócił oczami.

- Okej, zrozumiałem – rzucił nawet na mnie nie patrząc.

Przeczesałam włosy palcami i westchnęłam w geście irytacji. Albo wampir był tak niedomyślny, albo nie chciał ze mną rozmawiać na ten temat.

- Chce wiedzieć dlaczego – powiedziałam stanowczo.

- To trochę skomplikowane.

- Myślę, że sobie poradzę.

- Chodzi o to, że strasznie mi kogoś przypominasz. Znaczy teraz już nie, choć nie ukrywam, że wyglądasz praktycznie identycznie jak ona.

- Ona?

- Nazywa się Mallory. Właściwie to nawet nie wiem czy jeszcze żyje.

- Była twoją dziewczyną?

- Raczej partnerką zbrodni – powiedział, na co spojrzałam na niego zdziwiona – widzisz nie zawsze byłem po tej dobrej stronie. Powiedzmy, że przypominałaś mi o tych mroczniejszych czasach.

- Naprawdę jestem aż tak podobna? – zapytałam, a Edward zaśmiał się pod nosem.

- Kiedy zobaczyłem cię w wizji Alice, byłem przekonany, że jesteś nią. Alice nie zobaczyła, że zostaniesz przemieniona. W jej wizji po prostu do nas szłaś. Byłem wściekły, myślałem, że Mallory przyjdzie o sobie przypomnieć, żeby zniszczyć mi życie. Potem się pojawiłaś, kompletnie zdezorientowana i przekonana, że jesteś w piekle. Myślałem, że sobie kpisz ze mnie, że udajesz. Dopiero później przekonałem się, że naprawdę jesteś Crystal, ale było już za późno. Zdążyłaś mnie znienawidzić, a mi się nie chciało tego odkręcać.

W skupieniu słuchałam wyjaśnień Edwarda, starając się połączyć wszystkie kropki. Gdy skończył swój wywód, głośno się roześmiałam, a wampir spojrzał na mnie skonsternowany.

- Czyli przez cały ten czas skakaliśmy sobie do gardeł tylko dlatego, że przypominam jakąś tam Mallory?

- Mniej więcej – przyznał.

- Słyszysz jak to brzmi? – zaśmiałam się – nie mogę się doczekać, aż opowiem o tym Belli.

- Nie mów jej, nikomu nie mów – powiedział ostro, ale po chwili jego wzrok złagodniał – proszę. Mallory to dawno pogrzebany rozdział mojego życia. Nie chcę do tego wracać. Nie bez potrzeby.

- W porządku, nic jej nie powiem.

- Naprawdę? – zapytał zdziwiony. Najprawdopodobniej był pewien, że nie dam rady oprzeć się pokusie opowiedzenia jej tej historii.

- Czytając mi w myślach musisz znać ogrom moich sekretów, mimo to nie opowiadasz o nich na prawo i lewo. Ja też mogę jeden zachować dla siebie.

- Dziękuje – powiedział parkując pod domem.

Obydwoje szybko wysiedliśmy z samochodu. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale gdy się odwróciłam Edward wbiegał już do lasu. Zaśmiałam się tylko przewracając oczami. Był zakochany, właściwie obydwoje byli. Bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochani. Nigdy nie doświadczyłam miłości, mimo to uważałam ją za piękne uczucie. Ich relacja była piękna i to było niepodważalne, niestety była też niebezpieczna. Ale jak to mówią, miłość wszystko zwycięży.

Weszłam żwawym krokiem do domu, w którym panowała dziwna cisza. Nie było słychać śmiechów czy rozmów, które zazwyczaj słychać jeszcze przed wejściem. Zdziwiona wolnym krokiem weszłam do salonu. Spodziewałam się nikogo nie zastać, natomiast z zaskoczeniem odkryłam, że w salonie siedzi Esme, Alice i Jasper. Cała trójka skanowała mnie uważnym wzrokiem z grobowymi minami, przez co delikatnie się spięłam. Nie wiedziałam o co chodzi, ale ich zachowanie było niepokojące.

- Coś się stało? – zapytałam zdziwiona ich zachowaniem.

- To chyba my powinniśmy zapytać ciebie – powiedziała Alice – wydzwaniałam do ciebie.

- Wydaje mi się, że nie rozumiem – spojrzałam na Esme szukając wsparcia.

- Alice widziała co się stało w szkole. Nie jesteśmy źli, rozumiemy, że nie dałaś rady się powstrzymać. Za szybko zaczęłaś przebywać z ludźmi, to trochę nasza wina. – tłumaczyła spokojnie, a ja patrzyłam na nią zdziwiona, ewidentnie była przekonana, że zabiłam tego chłopaka – Jak tylko wszyscy wrócą wyjeżdżamy. Nie możemy tu zostać.

Byłam w takim szoku, że przez chwile nie potrafiłam się ruszyć. Przyszłam pochwalić się nowymi umiejętnościami, a oni oskarżali mnie o morderstwo. Nie winiłam ich, ale nie potrafiłam się otrząsnąć z szoku. Dopiero po chwili zauważyłam spakowane walizki ustawione pod ścianą. Esme chciała podejść do mnie, najprawdopodobniej by mnie pocieszyć, ale odruchowo się cofnęłam.

- Stop, czekajcie – powiedziałam kręcąc głową z niedowierzaniem – Nigdzie nie wyjeżdżacie, z resztą ja też nie. Nie mam pojęcia co widziała Alice, ale nic się nie stało. Myślicie, że gdybym kogoś zabiła to tak po prostu bym tutaj przyszła? To niedorzeczne.

- Jak to nic się nie stało?

- Normalnie, powstrzymałam się i uciekłam – powiedziałam przewracając oczami.

- Ale przecież widziałam jak...

- Alice, nie chcę wiedzieć co widziałaś. Wszyscy żyją, nie trzeba uciekać, hurra!

Cała trójka najwyraźniej odetchnęła z ulgą. Rozluźnili się i cicho zaśmiali. Jasper objął Alice i razem usiedli na kanapie.

- Czyli naprawdę nic się nie stało. Niesamowite.

- Znaczy – zaczęłam z wahaniem – prawdopodobnie dostanę uwagę za ucieczkę z lekcji.

- Crystal – westchnęła Esme – to nie jest zabawne.

- Trochę jest – stwierdziłam z rozbawieniem – wszyscy teraz myślą, że kogoś zamordowałam. Zdążyliście się spakować, nawet nie pytając mnie o przebieg wydarzeń. Nie ukrywam, mnie bawi.

Cała trójka pokręciła głową z uśmiechem na ustach. Mimo, że nie chcieli przyznać to była naprawdę zabawna sytuacja.

- Trzeba to rozpakować – powiedziała Alice do Jaspera, po czym oboje wstali.

- Poczekajcie. Jak już doszliśmy do tego, że nie jestem mordercą muszę wam coś pokazać.

Zatrzymali się przy walizkach i spojrzeli na mnie zaciekawionym wzrokiem. Rozejrzałam się po pokoju zastanawiając się co wywoła pożądany przeze mnie efekt. W końcu odwróciłam się z uśmiechem w stronę biblioteczki. Przymknęłam powieki wizualizując sobie poruszające się książki. Zwizualizowałam sobie jak się poruszają, jak poddają się mojej kontroli. Jak stają się częścią mnie. Uniosłam delikatnie ręce po bokach ciała i rozprostowałam palce.

Książki, które do tej pory leżały równo poukładane na półkach, aktualnie były zawieszone w powietrzu. Odwróciłam się w stronę wampirów, którzy patrzyli na mnie zaszokowani. Uśmiechnęłam się dumna w stronę Jaspera, a on spojrzał na mnie z uznaniem. Roześmiałam się i wykonałam kulisty ruch dłonią. Lewitujące książki, zaczęły obracać się na około mnie tworząc ciągle poruszający się okrąg.

- Wow – szepnęła Alice wodząc wzrokiem za książkami.

Podobnie jak Esme była w totalnym szoku. Zadowolona okręciłam się wokół własnej osi zgodnie z kierunkiem ruchu książek, następnie kierując dłonie w stronę półek sprawiłam, że wróciły na swoje miejsce.

- Nauczyłaś się – przyznał Jasper – jak?

- Miałeś racje mówiąc, że wcale nie chciałam go użyć – uśmiechnęłam się – wystarczyła po prostu odpowiednia motywacja i magicznie odkryłam działanie tego daru.

- Motywacja powiadasz?

- Dokładnie – przyznałam, ale Jasper nadal czekał na dalszą część wypowiedzi – powiedzmy, że jestem dość nerwowa.

- Tego nie można kwestionować – powiedziała Alice.

Zaśmiałam się pod nosem i gestem dłoni przeniosłam walizki spod ściany, stawiając je przed parą wampirów.

- Nie mieliście czegoś przypadkiem rozpakować?

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz