LIV. "Szczerość wyznawanych uczuć"

703 27 1
                                    

Tylko psychopaci twierdzą, że nie mają poczucia winy.

Ja zdecydowanie nie byłam jednym z nich. Długo siedziałam patrząc w jeden punkt, zastanawiając się czy w ogóle powinnam oddychać, czy mam prawo do życia. W końcu jedno życie odebrałam. Doskonale pamiętałam jak będąc dzieckiem tułającym się po ulicy, przysięgałam sobie, że choćbym sama miała umrzeć, nikogo nie zabije. A jednak złamałam te obietnice. Nie mogłam sobie poradzić z tymi przygniatającym myślami i wyrzutami sumienia. Paradoksalnie, nie sprawiały, że miałam ochotę umrzeć, ja po prostu żałowałam, że się urodziłam.

Odcięłam się od wszystkich, właściwie odcięłam się od rzeczywistości. Nie rozmawiałam z nikim, choć Ethan wielokrotnie próbował się ze mną skontaktować. Nie polowałam, podświadomie licząc, że w końcu umrę z głodu. Jednak tak się nie stało. Zamknięta w czterech ścianach ze swoimi myślami i narastającym pragnieniem, coraz bardziej popadłam w obłęd.

Nie byłam psychopatą, ale na pewno byłam chora psychicznie. Wycieńczona mętlikiem emocji i poczucia winy, będąc potwornie spragniona, po prostu wyszłam na polowanie, jak gdyby nigdy nic. Gdy się posiliłam, a moje oczy wróciły do złotej barwy, zwyczajnie wróciłam do domu.

Przestałam się zadręczać, mimo że nadal czułam jak poczucie winy zżera mnie od środka. Zrobiłam to co należało zrobić. James musiał zginąć, choć ja wcale nie musiałam go zabijać. Ktokolwiek by tego nie zrobił, efekt byłby taki sam. Tylko ta myśl pozwalała mi wrócić do normalnego funkcjonowania.

Czułam się jakbym przez te wszystkie dni po prostu wegetowała. Teraz gdy wreszcie odzyskałam kontakt z rzeczywistością, nie miałam pojęcia co zrobić. Powinnam porozmawiać z Ethanem, ale by tego uniknąć wymyśliłam sobie inne zajęcie. Bez namysłu chwyciłam klucze i po prostu wybiegłam z mieszkania.

***

W centrum handlowym, o tej porze kręciło się bardzo dużo osób. Większość ludzi, praktycznie w biegu przeglądała wystawy sklepowe, koniec końców i tak nic nie kupując. Ja przechadzałam się spokojnie, obserwując otoczenie i witryny poszczególnych sklepów. W przeciwieństwie do ludzi miałam czas. Całą wieczność.

Weszłam do przypadkowego sklepu z sukienkami. Dużo słyszałam o balu, który miał się odbyć dzisiaj w liceum w Forks i postanowiłam się na niego wybrać. Bez partnera i żadnego planu. Tak po prostu by poobserwować dobrze bawiących się ludzi. Szczęśliwych ludzi.

Chwyciłam pierwszą lepszą sukienkę z wieszaka, nie zwracając uwagi na jej krój. Właściwie nie dbałam o to jak będę wyglądać, w końcu byłam wampirem. Z założenia wyglądałam świetnie, głównie po to by przyciągać do siebie ofiary. Westchnęłam głęboko i podeszłam do dużego lustra, by chociaż zobaczyć jak wygląda sukienka.

Przyłożyłam błękitny materiał do ciała i uniosłam wzrok na moje odbicie. Choć mogłam udawać, że sobie radzę z niedawną sytuacją, wcale tak nie było. Oprócz własnego odbicia w lustrze zobaczyłam kogoś jeszcze. Szkarłatne oczy patrzące na mnie z wyrzutem, wręcz czułam jak spojrzeniem przenika do najgłębszych zakątków mojej duszy.
Wystraszona cofnęłam się o krok, prawie wypuszczając niebieski materiał z rąk. Postać w odbiciu po prostu szyderczo się uśmiechnęła. Wiedziałam, że nienawidzę swojej osoby, ale nie wiedziałam, że aż do tego stopnia. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową.

- Przepraszam – szepnęłam żałośnie, jakby to w jakikolwiek sposób miało pomóc – Naprawdę przepraszam.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to przygniatające poczucie winy nigdy nie zniknie. Zabiłam i będę musiała nauczyć się żyć z tą myślą.

- Dobry wybór – usłyszałam głos za moimi plecami – Pasuje do pani.

Zaskoczona otworzyłam oczy i zamiast postaci Jamesa, w lustrze zobaczyłam odbicie dziewczyny pracującej w tamtym sklepie. Wysoka blondynka uśmiechała się do mnie przyjaźnie, podczas gdy przeżywałam wewnętrzną walkę z własnym umysłem.

- Nie sądzę – mruknęłam i odwiesiłam sukienkę z powrotem na jej miejsce.
Długo nie będę mogła spojrzeć na ten odcień niebieskiego w ten sam sposób co wcześniej.

- W takim razie może coś doradzę – powiedziała niezrażona moją postawą.

Westchnęłam ciężko i pokręciłam przecząco głową. Rozejrzałam się po sklepie, a mój wzrok spoczął na delikatnie mieniącym się materiale.

- Ja... – podeszłam do wieszaka i zdjęłam z niego upatrzoną sukienkę – Wezmę tą.

Ruszyłam do kasy. Właściwie nie wiedziałam co tak naprawdę kupowałam. Przez ilość materiału, wywnioskowałam tylko, że sukienka była długa. Na metce udało mi się dojrzeć mój rozmiar, dlatego bez wahania ją kupiłam.

Wychodząc ze sklepu, westchnęłam patrząc na torbę. Trzysta dolarów za coś czego nawet nie przymierzałam. Zabawne, jak szybko przeszłam od kradzieży jedzenia do kupowania ubrań w tak drogich sklepach.

W następnych sklepach kupiłam przypadkowe szpilki, mimo że nawet nie potrafiłam chodzić na tak wysokich obcasach. Czy to miało jakieś znaczenie? Nie. Kupiłam też biżuterię ze szmaragdami, bo była. Po prostu zostawiałam w różnych sklepach spore sumy pieniędzy, tak jakby nic nie miało dla mnie znaczenia. Choć być może tak właśnie było.

Gdy wróciłam do domu, odkładając torby zrozumiałam, że wcale nie chce iść na żaden bal. Przygryzłam wargę, patrząc na loga sklepów, których byłam dzisiaj klientką.

Nie miałam zamiaru się dłużej nad sobą użalać. W końcu zrobiłam tylko to co należało zrobić. Nie byłam słaba, nie tak bardzo by nie móc sobie poradzić z taką sytuacją. Przecież zawsze sobie radziłam.

Wyjęłam telefon, żeby sprawdzić godzinę. Zostało mi trzydzieści minut do wyjścia. Idealny czas, żeby zacząć przygotowania.

***

Pewnie weszłam na parking, poprawiając kosmyk włosów opadający mi na twarz. Większość ludzi zdążyła już wejść do budynku, choć niektórzy dopiero przyjeżdżali. Pogładziłam delikatnie dłońmi mieniący się materiał sukienki. Zaskakująco idealnie dopasowana długa sukienka, w kolorze butelkowej zieleni idealnie kontrastowała mi z kolorem włosów. Mała elegancka kopertówka doskonale dopełniała stylizację. Wyglądałam świetnie, choć na początku w ogóle nie przykładałam do tego uwagi. Pierwszy raz od dawna miałam na sobie coś, w czym czułam się tak ładnie.

Rozejrzałam się po parkingu i dostrzegłam srebrne Volvo należące do Edwarda Cullena. Ruszyłam w jego stronę, licząc że zobaczę przyjaciółkę, jednak z samochodu wysiadł tylko wampir. Ostrożnie stawiając kroki, wszak pierwszy raz szłam w szpilkach, dotarłam do chłopaka zamykającego pojazd.

- Gdzie Bella? – zapytałam, na co odwrócił się zaskoczony moją obecnością.

- Crystal... – przeskanował wzrokiem moją osobę – Ładnie wyglądasz.

- Ty w granicach tolerancji, ale dziękuję za komplement – mruknęłam nie mogąc powstrzymać uśmiechu – Gdzie twoja dziewczyna?

- Czeka na ławce przed wejściem – powiedział i ruszył w tamtą stronę – Swoją drogą nie sądziłem, że przyjdziesz.

- Ja też nie.

Wzruszyłam ramionami szukając wzrokiem przyjaciółki. Dostrzegłam ją siedzącą na ławce w niebieskiej sukience, jednak nie była sama. Rozmawiała z jakimś chłopakiem, którego nigdy wcześniej nie widziałam.

- Masz konkurencję – rzuciłam do Edwarda, spoglądając na niego kątem oka.

Nie wydawał być się zadowolony z takiego obrotu spraw. Widziałam jak przygotowuje się, by do nich podejść i zapewne zrobić krzywdę niewinnemu chłopakowi.

- Kto to? – spytałam stając przed nim, tak by nie miał możliwości pójścia w ich stronę.

- Przydupas z plemienia Quileute – powiedział patrząc na chłopaka z nienawiścią. Prychnął pogardliwie słysząc jak zaczynają się śmiać – Zaraz nie będzie mu tak do śmiechu.

Pokręciłam głową, uśmiechając się pod nosem. Jego zaborczość całkiem mnie bawiła. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej skutecznie go zatrzymując.

- Daj jej trochę przestrzeni. Jest twoją dziewczyną a nie własnością – powiedziałam, ale kompletnie zignorował moje słowa – Dobrze, skoro nie chcesz odpuścić po dobroci, to cię zmuszę.

Pociągnęłam go za rękę w stronę bocznego wejścia do sali, z której dochodziła muzyka.

- Co ty wyprawiasz?

- Zapraszam cię do tańca – mruknęłam pod nosem – I nie przyjmuje odmowy.

Tak jak zapowiedziałam tak zrobiłam. Już po chwili znaleźliśmy się na parkiecie kołysząc się w rytm muzyki. Widziałam złość malującą się na twarzy Edwarda, co sprawiało mi malutką satysfakcję.

- To nic osobistego. Nadal jestem na ciebie wściekła – powiedziałam poważnie, na co Edward niespodziewanie zmusił mnie ruchem do obrotu – Rzecz w tym, że lubię wilkołaki.

- Nie Crystal – mruknął niezadowolony – Ty lubisz wilkołaka, a to jest różnica.

- Czepiasz się – rzuciłam, a na myśl o Ethanie kąciki moich ust automatycznie powędrowały w górę.

- Nie – pokręcił głową, ponownie obracając mnie w tańcu – Po prostu zastanawiam się dlaczego mu tego nie powiedziałaś.

Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi.

- Nie ładnie podsłuchiwać cudze rozmowy – oburzyłam się, gdy zrozumiałam, że wampir bije do wyznania miłości przez Ethana.

- Głośno myślisz Crystal, z resztą on też – powiedział uśmiechając się, na co prychnęłam pod nosem.

- Nie wtrącaj się.

- Dlaczego po prostu nie powiesz mu, że go kochasz? – zapytał nie zrażony moją niechęcią do dalszej konwersacji.

- Bo go nie kocham! – podniosłam głos, na co Edward uniósł kpiąco jedną brew – Ja... nie mam pojęcia, okej? Jakbym wiedziała, co czuje to bym mu powiedziała.

- Tak samo jak powiedziała byś nam o jego istnieniu? – zakpił, na co przewróciłam oczami.

- Daj mi spokój – rzuciłam chcąc odejść, jednak wampir wcale nie uznawał tej konwersacji za zakończonej.

Przyciągnął mnie do siebie, kładąc rękę na mojej talii, bym nie mogła uciec. Niczego nie poczułam, w przeciwieństwie do tego jak tańczyłam z Ethanem. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czy Edward nie ma racji.

- Oczywiście, że mam – uśmiechnął się zwycięsko.

- Wyjdź z mojej głowy! – warknęłam, ale go to tylko rozbawiło – Właściwie, co cię to obchodzi? Jeszcze niedawno twierdziłeś, że rozmawiając z nim narażam wszystkich na niebezpieczeństwo. W szczególności Bellę.

Wampir westchnął ciężko, a ja zirytowana popatrzyłam na niego wyczekująco. Moje uczucia i relacja z Ethanem to nie była jego sprawa.

- Był u nas. Martwi się o ciebie – powiedział na co zmarszczyłam brwi. Nie pomyślałabym, że wilkołak dobrowolnie pójdzie do Cullenów – Po drugie uratowaliście Bellę. Ty i on.

- A myślałam, że to była moja wina – mruknęłam pod nosem.

- Nie powinienem był się na tobie wyżywać, ale nie rozmawiamy o tym. Uciekasz od tematu.

- Nie ma tematu Edwardzie.

- On cię kocha Crystal, a ty kochasz jego. Czego chcesz więcej?

Jego pytanie sprawiło, że przystanęłam. Cała reszta uczniów nadal tańczyła, a ja biłam się myślami co zrobić. Czy Edward Cullen miał rację? Czy to co czułam to właśnie była miłość?

Spojrzałam na wampira, który doskonale wiedział jaką podjęłam decyzję. Zazwyczaj jego dar mnie irytował, ale teraz nie zwracałam na to uwagi. Pokiwał głową, ukazując tym aprobatę do mojego pomysłu. Nie potrzebowałam więcej.

Praktycznie zerwałam się do biegu, choć wysokie obcasy i długa sukienka strasznie mi to utrudniały. Chwyciłam nadmiar materiału w dłoń i ruszyłam w stronę wyjścia. W drzwiach prawie zderzyłam się z Bellą, ale rzuciłam tylko szybkie część i wyszłam na zewnątrz. Wyciągnęłam telefon z torebki i szybko napisałam wiadomość z prośbą o spotkanie. Liczyłam, że zostanie odczytana. Właściwie nie brałam pod uwagę innej opcji. 

***

Dotarcie na miejsce, ze względu na kreacje zajęło mi dłużej niż normalnie. Po przemierzeniu niewielkiego odcinka drogi zdjęłam szpilki i od tamtego czasu niosłam je w lewej ręce. Prawą nadal trzymałam sukienkę tak by nie ucierpiała przy kontakcie z leśnym runem.

Przełknęłam nerwowo ślinę, wychodząc z pomiędzy drzew. Nie zawiodłam się. W umówionym miejscu czekał na mnie Ethan. Na początku stał do mnie plecami, ale jak usłyszał że nadchodzę odwrócił się w moim kierunku. Jego intensywne spojrzenie skanujące moją sylwetkę sprawiło, że wstrzymałam oddech.

- Wyglądasz przepięknie Crystal – powiedział uśmiechając się szeroko, a jego ton wyrażał autentyczny zachwyt.

- Dziękuje – powiedziałam nieśmiało, rzucając buty pod drzewo i podchodząc do niego.

Stanęliśmy na przeciw siebie, cały czas się uśmiechając. Zabawne, że z jednej strony mnie onieśmielał, a z drugiej przy nikim innym nie czułam się tak swobodnie.

- Chciałaś porozmawiać – zaczął po chwili ciszy. Przymknęłam powieki zastanawiając się co powinnam powiedzieć. Jednak nic mądrego nie przychodziło mi do głowy – Ja też chce co coś powiedzieć.

Pokiwałam głową, by zaczął pierwszy. Liczyłam, że wtedy łatwiej przyjdzie mi zwerbalizowanie tego co czułam.

- Powinienem był ci powiedzieć wcześniej, jednak bałem się jak zareagujesz – złapał moją dłoń, która do tej pory unosiła materiał sukienki. Bez wahania splotłam razem nasze palce, po czym skinęłam głową, by zachęcić go do dalszej wypowiedzi - Wiesz, że wilkołaki przeżywają coś takiego jak wpojenie?

Zaprzeczyłam ruchem głowy, nie rozumiejąc o co chodziło.

- Kiedy wilkołak trafi na odpowiednią osobę, wystarczy jedno spojrzenie a ta osoba staje się dla niego całym światem. Własnym rodzajem grawitacji, trzymającym go na ziemi. To rodzaj wiecznej i pięknej miłości od pierwszego wejrzenia. Tak jakby po za tą konkretną osobą, nie było nam potrzebne do życia nic innego.

Zmarszczyłam brwi, powoli przyswajając informacje, które do mnie kierował. To co mówił z jednej strony wydawało się piękne, z drugiej jednak lekko niepokojące. Jakim cudem można zakochać się tak poważnie, po jednym spojrzeniu na daną osobę, bez wcześniejszego jej poznania. Choć może tak właśnie działało przeznaczenie.

Nie rozumiałam dlaczego mi to mówił. Zawiesiłam na chwilę spojrzenie gdzieś na drzewach w oddali, po czym szybko wróciłam zszokowanym spojrzeniem do czekoladowych tęczówek.

- Wpoiłeś się w kogoś? – zapytałam, ale nie udało mi się ukryć obawy w moim głosie – To chcesz mi powiedzieć?

- Tak – pokiwał głową, również patrząc na mnie z obawa. Rozłączyłam nasze dłonie cofając się o krok. Los naprawdę mnie nienawidził – W ciebie Crystal. Ty jesteś moim całym światem.

Pokręciłam głową, przymykając powieki. Praktycznie nie dochodził do mnie sens jego słów. Dobrze, że nie mogłam płakać, bo w tym momencie łzy spływałyby ciurkiem po moich policzkach.

Podniosłam wzrok, napotykając jego zaniepokojoną twarz. Byłam obiektem jego wpojenia. To znaczyło, że naprawdę mnie kochał, że to właśnie mnie darzył tą miłością, o której opowiadał.

- Powiedz coś – poprosił, ale nadal po prostu stałam nie mogąc otrząsnąć się z szoku.

W mojej głowie pędziło tysiąc myśli na raz. Nie wiedziałam jak powinnam zareagować. Z jednej strony cieszyłam się, że to ja byłam mu przeznaczona. Z drugiej bałam się, że całe te uczucie jest tylko złudzeniem, że kocha mnie tylko dlatego, że nie ma wyboru.

- Ja... – zaczęłam, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie nic więcej.

Edward uświadomił mi, że kocham wilkołaka, który stał przede mną i nie wiedząc co zrobić, po prostu patrzył w moje oczy z wielką obawą. Jeszcze pół godziny temu, byłam pewna tego co chciałam osiągnąć tym spotkaniem. Teraz po prostu się bałam. Ale przecież sama powtarzałam, że strach nie jest dobrym doradcą.

Pokonałam szybko odległość między nami i bez wahania, kładąc dłonie na jego policzkach, złączyłam nasze usta w pocałunku. Kompletnie różnił się od tego w hotelu. Tamten był delikatny i niepewny, ten za to pełen pasji i żarliwości. Moje lodowate wargi, spotykając się z jego niesamowicie ciepłymi idealnie do siebie pasowały. Nie walczyliśmy ze sobą o dominację. W tamtym momencie nie było żadnej dominacji. Byliśmy tylko my, idealnie dopasowani pod każdym możliwym względem.

Oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Choć jeszcze dzisiaj rano nienawidziłam samej siebie, teraz opierając czoło o te należące do Ethana, czułam się najszczęśliwsza na świecie.

- A ty co chciałaś mi powiedzieć? – zapytał uśmiechnięty, skanując moją twarz pełnym miłości spojrzeniem.

- Chciałam powiedzieć, że cię kocham.

∆∆∆∆

Tym sposobem dobrnęliśmy do końca.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz