XXXIII. "Niespodziewany gość"

475 24 2
                                    

Ulga jaką poczułam zamykając drzwi do mieszkania była nie do opisania. Przekręciłam zamek, po czym opierając się plecami o drzwi, odchyliłam głowę do tyłu i zaśmiałam się głośno. Sytuacja z wilkołakiem pod szkołą była na tyle absurdalna, że aż śmieszna. Gdyby nie realność strachu jaki czułam w tamtym momencie nie uwierzyłabym, że to wszystko działo się naprawdę.

Z rozmyślań wyrwał mnie dopiero dźwięk dzwonka mojego telefonu. Odruchowo wsadziłam rękę do kieszeni spodni, ale urządzenia tam nie było. Zmarszczyłam brwi, przysłuchując się skąd dobiega dźwięk. Pacnęłam się ręką w czoło gdy zrozumiałam, że komórka jest w torbie leżącej obok moich nóg, na podłodze. Wyciągnęłam ją szybko i ze zdziwieniem odkryłam, że połączenie jest od Belli. Szybko odebrałam i przystawiłam telefon do ucha kierując się w stronę salonu.

- Cześć, cóż to mnie za zaszczyt w dupę kopnął? – powiedziałam, a po drugiej stronie zapanowała cisza. Z łatwością mogłam wyobrazić sobie minę mojej przyjaciółki.

- Widzę, że humor jak zwykle dopisuje.

- A czemu miałby nie dopisywać? – zapytałam siadając na starym drewnianym krześle.

To był jedyny mebel w salonie, wszystko inne zdążyłam wynieść z mieszkania przed remontem. Krzesło, na którym siedziałam znalazłam na strychu i stwierdziłam, że lepsze to niż nic.

- Dzwonie, żeby zapytać co się stało – dziewczyna zignorowała moje pytanie.

- Mówiłam, że czegoś zapomniałam.

- Tak, to niby czego? – zapytała, na co przewróciłam oczami.

- Portfela – rzuciłam bez zastanowienia.

- Crystal, proszę cię... obiecałaś mi kiedyś zero tajemnic.

- Jakoś sobie nie przypominam – zrezygnowana mruknęłam pod nosem.

- Crystal!

- Oj dobra! Po prostu pod szkołą stał ktoś, kogo... jakby to powiedzieć... unikam – to było duże nagięcie prawdy, jednak cały czas po części prawda.

- To znaczy?

- To znaczy, że nie mam ochoty oddychać tym samym powietrzem co ta osoba. W każdym razie, jeżeli zastanawiasz się czy wszystko ze mną w porządku, to od razu mogę ci powiedzieć, że nie do końca, ale ja bym się tym nie przejmowała.

- To akurat wiem. Chciałabym po prostu, żebyś nie wykręcała więcej takich numerów. Niepotrzebnie się potem zastanawiam co się dzieje. To trochę irytujące, szczególnie że masz tendencje do robienia takich akcji.

- Tak, tak, wiem. Za wszystkie grzechy żałuje i pragnę się poprawić – zaśmiałam się pod nosem – W każdym razie obiecuję, że z całych sił spróbuje przestać tak robić, chociaż wydaje mi się, że może być to niewykonalne.

- Domyślam się – powiedziała Bella, a w wyobraźni dokładnie widziałam minę jaką miała kiedy to mówiła.

- To dobrze.

- A właśnie! Edward kazał ci przekazać, że Alice o ciebie wypytuje. Mówił, żebyś dla własnego bezpieczeństwa przestała jej unikać, czy coś takiego.

- Ooo, to akurat ciekawe.

- Naprawdę jej unikasz? – zapytała zaciekawiona.

- Oczywiście, że nie. To po prostu Alice, jak zwykle sobie coś dopowiedziała. Przestałam u nich bywać tak często jak kiedyś, pomyślałam, że czas zająć się swoim życiem, a ta od razu, że ich unikam. Mimo wszystko zastosuje się do rady twojego chłopaka.

- Naprawdę? – zdziwienie w jej głosie sprawiło, że aż zaśmiałam się pod nosem. Właściwie nie dziwiłam jej się, raczej rzadko zgadzałam się z Edwardem, a jak mi coś radził zazwyczaj robiłam na przekór, tak dla zasady.

- Sama się dziwie, ale wiesz z Alice nie ma żartów – powiedziałam, a sekundę później usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Podskoczyłam zaskoczona, kompletnie zapomniałam o jego istnieniu. – Muszę kończyć, zadzwonię do ciebie później.

- W takim razie czekam – stwierdziła dziewczyna, a dźwięk rozległ się ponownie.

- Cześć – rzuciłam szybko, po czym kończąc połączenie wsunęłam telefon do kieszeni spodni.

Gdy znowu rozległ się dźwięk dzwonka zmarszczyłam brwi powoli kierując się w stronę drzwi. Moje zdziwienie było spowodowane tym, że nikt mnie nie odwiedzał, właściwie nie miałby kto. Istniały tylko dwie opcje, albo któryś z sąsiadów zorientował się, że ukradłam mu krzesło ze strychu, albo Alice wyciągnęła z Edwarda mój adres. Modliłam się w duchu, żeby to był wściekły sąsiad, ostatnie na co miałam ochotę to wampirzyca robiąca mi wyrzuty.

Pierwszym moim błędem było to, że nie spojrzałam przez wizjer, by sprawdzić kto stoi za drzwiami. Drugim zaś fakt, że otworzyłam drzwi zbyt energicznie, przez co otworzyły się totalnie na oścież. Gdy tylko otworzyłam drzwi, od razu pożałowałam, że to nie zdenerwowana Alice. Przede mną stał Ethan, z ręką na dzwonku, tak jakby miał zamiar zadzwonić jeszcze raz.
Gdy zorientował się, że otworzyłam drzwi uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja przestraszona cofnęłam się o krok. Nie rozumiałam za jakie grzechy ten człowiek, a właściwie wilkołak mnie prześladował.

Widziałam, że chciał coś powiedzieć, nie wiedziałam, czy miało to być przywitanie, czy obwieszczenie mojego końca, jednak zdecydowanie nie chciałam się o tym przekonywać.
Momentalnie podjęłam decyzje, szybko unosząc w górę prawą dłoń i na wysokości mojej głowy zaciskając pięść. W duchu modliłam, żeby moja wizualizacja doszła do skutku, wszak jeszcze nigdy nie próbowałam nikomu odciąć dopływu tlenu. Chciałam spowodować zaciśnięcie się jego krtani, tak by przez zablokowany dopływ tlenu stracił przytomność. Na szczęście się udało, gdyż przez jego twarz przebiegło zdziwienie, chwile później przerażenie, a po kilku sekundach padł jak długi w progu mojego mieszkania.

W ostatniej chwili zdążyłam wyciągnąć drugą rękę tak by z pomocą daru zapobiec jego zderzeniu się z ziemią. Wiedziałabym, że gdyby jego ciało bezwładnie upadło by na ziemie, huk na pewno zaciekawił by któregoś z sąsiadów, a ten zapewne wyszedłby sprawdzić co się stało. Nie wiedziałam, jak miałabym niby wytłumaczyć nieprzytomnego chłopaka pod moimi drzwiami. Z drugiej strony, mimo że mój umysł wręcz krzyczał, że chłopak jest tu by mnie zabić, podświadomie czułam, że to nie do końca prawda, dlatego nie chciałam robić mu więcej krzywdy niż to było konieczne.

Wzięłam głęboki oddech, by choć trochę uspokoić swoje emocje i delikatnie opuszczając rękę położyłam go w przedpokoju. Przeniosłam wzrok na otwarte drzwi i delikatnie przeskakując nad nim zamknęłam je, po czym spojrzałam na nieprzytomnego wilkołaka.

Nie miałam pojęcia co mam z nim teraz zrobić, co prawda bardzo na rękę było mi to, że nie jest przytomny, jednak kompletnie nie wiedziałam co dalej. Każdy pomysł wydawał mi się co najmniej głupi, dlatego w geście irytacji wsunęłam palce we włosy.

Koniec końców, ostrożnie przeszłam nad nim z powrotem i z pomocą daru ponownie uniosłam jego bezwładne ciało. Przeniosłam go do salonu, gdzie położyłam go w pozycji siedzącej na jedynym meblu jaki się tam znajdował. Na szczęście drewniane krzesło było bardzo solidnie wykonane, bo zrobiłam to ze zbyt dużym impetem.

Dla własnego bezpieczeństwa postanowiłam przywiązać go do siedzenia. Nie miałam pojęcia jak zachowa się, gdy się obudzi, a nie chciałam drugi raz pozbawiać go przytomności. Kto wie za którym razem bym go udusiła. Nie miałam w mieszkaniu żadnego sznura, ale w duchu dziękowałam za zamiłowanie Alice do dodatków. Dzięki temu miałam ogromny zapas pasków do spodni, a to już lepsze niż nic.

Przełknęłam ślinę podchodząc do niego z pierwszym paskiem. Bałam się, że lada chwila się obudzi i pożegnam się ze swoim życiem. Zaczęłam od przywiązania jego prawej ręki do krzesła. W momencie, gdy nasza skóra się zetknęła momentalnie zamarłam, a po moim ciele przeszedł dreszcz i ze zdziwieniem odkryłam, że nie był spowodowany strachem, mimo to instynktownie zamarłam wstrzymując oddech. Zauważyłam, że skóra chłopaka była bardzo ciepła, dużo cieplejsza niż normalnego człowieka. Miałam nadzieje, że to po prostu charakterystyczna cecha wilkołaków i nie ma związku z moim działaniem, wszak temperatura była na tyle wysoka, że jeśli nie było to naturalne, właśnie smażył mu się mózg.

Wzdrygnęłam się na tą myśl, po czym wróciłam do przywiązywania go do krzesła. Zrobiłam to w wampirzym tempie w obawie, że zaraz może odzyskać przytomność. Użyłam do tego wszystkich moich pasków i choć wątpiłam, że jakakolwiek ilość będzie w stanie powstrzymać wilkołaka, nie zaszkodziło spróbować.

Skrzywiłam się gdy do moich nozdrzy dotarł okropny zapach, jakby zmokłego psa. Prychnęłam pod nosem rozumiejąc, że tak właśnie pachną wilkołaki, a ja przez mój strach tego nie zauważyłam. Zacisnęłam powieki i pokręciłam głową starając przestać się skupiać na tym zapachu, w przypadku krwi ten sposób zazwyczaj działał, teraz też na szczęście spełnił moje oczekiwania.

Emocje powoli ze mnie schodziły, poczułam się odrobine pewniej, patrząc na obezwładnionego chłopaka. Nawet, mimo iż wiedziałam, że jest wilkołakiem, w tamtym momencie wydawał mi się bardzo bezbronny. Odchyliłam głowę do tyłu i odetchnęłam głęboko, po czym przyjrzałam mu się przyjrzałam. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz od razu zauważyłam, że był przystojny. Mocne rysy twarzy, czarne włosy, dobrze wyrzeźbiona sylwetka, jednak moje największe zainteresowanie wzbudziły jego oczy, wydały mi się bardzo wesołe, wręcz przyjazne. Byłam przerażona, ale z łatwością dostrzegłam ciepło, które od nich biło.

Teraz stałam przed nim i przygryzając wargę, wpatrywałam się w niesforny kosmyk włosów opadających mu na czoło. Zrozumiałam, że aby tu przyjść musiał mnie śledzić i kompletnie nie rozumiałam, dlaczego to zrobił. Pokręciłam głową próbując odkryć jego motywacje.

Wiedziałam jednak, że na razie pozostawało mi tylko czekać, aż się obudzi i ze zdziwieniem odkryłam, że mimo wcześniejszej niechęci, powoli zaczynałam się niecierpliwić.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz