XXIV. "Mała zemsta"

625 37 1
                                    

Nigdy nie potrafiłam pogodzić się z bólem po stracie siostry i matki i szczerze wątpiłam, że kiedykolwiek będę w stanie ruszyć dalej. Jako człowiek potrafiłam to wyprzeć, by przeżyć musiałam to zrobić, jednak wszystko miało swoje konsekwencje. Po przemianie w wampira wszystko było takie nowe i obce, wszystko toczyło się tak szybko, że nie miałam nawet czasu, żeby o tym myśleć, żeby je wspominać. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie mi się z tym zmierzyć jednak nie wiedziałam, że będzie to dla mnie takie trudne. Zawsze myślałam, że jestem silna i mogę jakoś z tym żyć, że dam radę wypierać ten fakt do samego końca, do mojego końca.

Nie udało się, wszystko uderzyło we mnie z taką siłą, że nawet nie próbowałam z tym walczyć, po prostu się temu poddałam. Ból, żal, rozpacz, a nawet ogromne poczucie winy przygniotły mnie z taką siłą, że nie mogłam racjonalnie myśleć. Straciłam kontrole nad darem i stałam się kompletnie destrukcyjna, choć dzięki tej sytuacji dowiedziałam się, że jest dużo potężniejszy niż myślałam.

Udało mi się jednak to przezwyciężyć, zrozumiałam co się działo i dzięki pomocy Jaspera wyrzuciłam z siebie te wszystkie emocje i całą moc, nad którą nie umiałam zapanować. Jakaś cząstka tego bólu cały czas tkwiła w moim już niebijącym sercu, jednak nie była ona tak przytłaczająca. Wiedziałam, że na pewno jeszcze trochę czasu minie zanim wrócę do normalnego funkcjonowania, jednak byłam pewna, że jestem na dobrej drodze, że sobie poradzę.

- Wszystko dobrze? – zapytała Bella, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.

Przyglądała mi się bardzo uważnie, jakby z wyrazu mojej twarzy mogła wyczytać o czym myślę. Mimo że byłyśmy dobrymi przyjaciółkami nie chciałam jej w to wtajemniczać. Właściwie nikt nie powinien o tym wiedzieć. Jedyną osobą, która mniej więcej wiedziała o co chodzi był Jasper i mimo że nie było mi to na rękę, to bardzo mi pomógł i byłam mu za to ogromnie wdzięczna.

- Tak – odpowiedziałam delikatnie się uśmiechając.

Chciałam się uśmiechać, chciałam się śmiać i cieszyć się życiem. Być szczęśliwą, być sobą. Nie tą przygnębioną, nie tą przerażoną. Chciałam być tą radosną, pełną optymizmu Crystal, tą którą znała Bella.

Zmarszczyłam brwi słysząc śmiechy dochodzące z salonu. Mogło to oznaczać tylko jedno, rodzina Cullenów w komplecie siedziała w pomieszczeniu pod nami i wszyscy pewnie poza Edwardem byli w doskonałym humorze. Uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciółki siedzącej obok mnie, nie byłam do końca pewna czy dziewczyna też to słyszy, lecz po jej minie wnioskowałam, że zapewne tak. Właściwie nie potrzeba nadnaturalnego słuchu, by usłyszeć przepełniony radością głos Alice.

Gdy tylko ją usłyszałam przypomniałam sobie jakie ubrania mam aktualnie na sobie i jakie są w mojej szafie więc szybko wstałam poprawiając materiał spódniczki.

- Chodź – powiedziałam energicznie, pociągając Belle w górę na co ta pisnęła zaskoczona – idziemy popełnić przestępstwo.

- To znaczy? – mruknęła wychodząc za mną z pokoju.

Zauważyłam, że powoli przyzwyczajała się do mojego stylu bycia, także do dziwnych komentarzy i nieodpowiednich reakcji na różne sytuacje.

- To znaczy, że mam zamiar kogoś zamordować.

***

- Alice Cullen! – krzyknęłam zbiegając po schodach – Jak miło cię widzieć.
Wampirzyca do tej pory zajęta konwersacją z Rose odwróciła głowę w stronę schodów. Oby dwie dziewczyny spojrzały na mnie z zaszokowaniem, a na twarzy brunetki pojawił się szeroki uśmiech. Wzrok Rosalie wrażał tylko i wyłącznie rozbawienie.

- Wyglądasz bosko – rzuciła ironicznie na co Edward razem z Jasperem parsknęli śmiechem.

Rzuciłam im tylko zirytowane spojrzenie, zauważając, że nawet Carlisle ledwo powstrzymuje się od śmiechu. To tylko wzmogło moją irytacje, choć gdybym mogła pewnie byłabym cała czerwona z zażenowania, które odczuwałam stojąc przed wszystkimi Cullenami w tym stroju.

- Czeeść Crystal – mruknęła Alice ewidentnie próbując mnie udobruchać swoją osobowością, jednak moja sympatia do jej osoby tym razem nie mogła jej uratować.

- Do której kończyny jesteś najbardziej przywiązana? – zapytałam przesłodzonym głosem powoli do niej podchodząc.

- Co? – zapytała zdezorientowana odruchowo się cofając.

- Rozważam której cię pozbawić.

- Crystal! – skarciła mnie Esme ale nawet na nią nie spojrzałam, mój wzrok był całkowicie skupiony na niskiej wampirzycy, która dla swojego bezpieczeństwa stanęła za kanapą – Proszę cię uspokój się.

Przewróciłam oczami słysząc te słowa, wiedziałam że ta sytuacja będzie się za mną ciągnąć, ale nie pomyślałabym, że aż tak. Za każdym razem jak wyglądałam na chociaż trochę zdenerwowaną, Esme bała się, że znowu wybuchnę, tak jakbym już nigdy miała nad sobą nie zapanować. Tylko, że już nad sobą panowałam, jeszcze nie czułam się do końca dobrze i nadal gdzieś we mnie była cząstka bólu i strachu, ale panowałam nad swoim darem.

- Jestem spokojna Esme, jestem oazą spokoju – mruknęłam uśmiechając się delikatnie w stronę Alice, dziewczyna patrzyła na mnie niepewnie, ale odwzajemniła mój uśmiech.

- Nie gniewasz się? – zapytała naiwnie.

- Nie gniewam się... a z urywaniem kończyn tylko żartowałam. URWĘ CI GŁOWĘ I POSTAWIE SOBIE NA PÓŁCE JAKO TROFEUM!

W wampirzym tempie okrążyłam kanapę by złapać dziewczynę ta jednak zdążyła zareagować i zaczęła z piskiem uciekać. Spódniczka krępowała moje ruchy, przez co nie mogłam rozwinąć najszybszej prędkości, ale i tak szło mi całkiem dobrze. Oczywiście mogłam zatrzymać ją z pomocą daru, ale wtedy nie bawiłabym się tak dobrze, a to było moją główną motywacją.

- Przepraszam! Naprawdę przepraszam – powiedziała chowając się za Esme – poddaje się! Biała flaga czy coś...

Esme stała nieruchomo patrząc na mnie z politowaniem ja jednak cały czas byłam skupiona na Alice. Wiedziałam, że dziewczynę też to bawi, ale widziałam, że po ciągle boi się mojej reakcji. Na jej nieszczęście gdzieś w głębi byłam sadystką, życie mnie tego nauczyło i zostanie to ze mną na zawsze.

- No nie wiem, nie wiem... – mruknęłam obchodząc powoli kobietę, jednak wystraszona Alice nadal ode mnie uciekała więc w konsekwencji kręciłyśmy się na około niej.

Z boku na pewno wyglądało to przekomicznie, szczególnie że ruchy Alice były bardzo szybkie i nerwowe, zaś ja szłam spokojnie w ogóle się nie spiesząc. Kątem oka widziałam zmartwiony wzrok Belli, która przyglądała się tej sytuacji. Dziewczyna pewnie jak zwykle odbierała tą sytuacje jako niebezpieczną dla mnie lub Alice, zapominając, że nie jesteśmy ludźmi.

- Błagam – jęknęła.

- Ja chcę po prostu odzyskać swoje ubrania – powiedziałam wzruszając ramionami.

- Oddam! Obiecuje.

Na te słowa zatrzymałam się w miejscu, na co Esme odetchnęła z ulgą. Nie komentowała już naszego zachowania, ale widziałam, że wyraz jej twarzy wyrażał tylko dezaprobatę.

- Wszystkie? – dopytałam.

- Tak, wszystkie. Co do jednego. Obiecuje – powiedziała unosząc lewą rękę w górę i kładąc prawą w okolicy serca – przysięgam, na wszystkie moje kończyny.

- Wierze – parsknęłam śmiechem, a zaraz za mną dziewczyna.

- Czyli nie jesteś zła?

- Jestem – przyznałam bez wahania – ale zbyt bardzo cię lubię, żeby urwać ci głowę.

- To... chyba dobrze. Zabrzmiało trochę jak komplement.

Zaśmiałam się i przeczesałam palcami włosy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo mi tego brakowało. Jak bardzo tęskniłam za takimi zwyczajnymi sytuacjami codziennego życia. Sytuacjami, w których moja przeszłość nie miała żadnego znaczenia, kiedy na chwile byłam w stanie o niej zapomnieć, w których po prostu cieszyłam się towarzystwem innych osób. Osób, które nie czekały na mój wybuch, które nie dopytywały się o co chodziło. Brakowało mi ostatnio chwil, podczas których żyłabym tym co było w danym momencie, a nie tym co zdarzyło się parę lat temu.

Pod wpływem tych przemyśleń i emocji jakie we mnie wywołały postanowiłam przytulić wampirzyce stojącą przede mną. Dziewczyna kompletnie się tego nie spodziewała, dlatego w pierwszej chwili próbowała się wyrwać, ale szybko jednak oddała uścisk. Zaśmiała się przytulając mnie zdecydowanie mocniej niż ja ją, jak to miała w zwyczaju. Zawsze wydawało mi się, że gdybym była człowiekiem najprawdopodobniej by mnie udusiła.

- Czy to oznacza, że zachowasz ubrania, które ci kupiłam? -  zapytała ostrożnie powoli się odsuwając – Wyglądasz w nich świetnie – dodała szybko na swoją obronę.

- To oznacza, że jeśli jeszcze raz choćby zbliżysz się do mojej szafy, naprawdę stracisz którąś z kończyn.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz