Lekcje wychowania fizycznego definitywnie nie należały do moich ulubionych. Za sprawą tego że byłam wampirem żadne z ćwiczeń czy gier wymyślanych przez nauczyciela nie sprawiały mi problemu, co było właśnie moim utrapieniem. Cały czas musiałam skupiać się na tym, by nie grać za dobrze czy nie biec za szybko. Musiałam też pilnować by w odpowiednim momencie wyglądać na zmęczoną.
Piłka siatkowa odbita przez chłopaka z przeciwnej drużyny leciała prosto do mnie, a jako że poprzednio specjalnie zmarnowałam okazje, mogłam pozwolić sobie na jej odbicie. Podałam do dziewczyny stojącej pod siatką, która podbiła ją do góry. Podbiegłam i wywarzając siłę przebiłam na drugą stronę.
Rozgrywka toczyła się przez kolejne kilka minut, a moja drużyna była cały czas na prowadzeniu. W końcu przyszedł czas na ostatni serw, który akurat przypadł na mnie. Przeleciałam szybko wzrokiem zawodników przeciwnej drużyny ustawiając się za końcową linią. Uśmiechnęłam się pod nosem i pokierowałam swój serw prosto w stronę niczego niespodziewającej się Jessici. Dziewczyna widząc, że piłka kieruje się prosto na nią nieudolnie wyciągnęła ręce przed siebie, by ochronić twarz. Jessice może i udało się ochronić, czego nie można powiedzieć o brunecie z jej drużyny. Piłka odbijając się od rąk dziewczyny uderzyła chłopaka prosto w głowę. Siła uderzenia sprawiła, że zatoczył się do tyłu, a jako iż miał ewidentnego pecha potknął się o własne sznurówki w konsekwencji czego zaliczył bliskie spotkanie z podłogą.
Cała sytuacja wyglądała całkiem zabawnie i może nawet byłabym skłonna śmiać się razem z innymi uczniami gdyby do moich nozdrzy nie dotarł zapach świeżej krwi. Pierwsze co zrobiłam to skupienie się na źródle zapachu jako na mojej potencjalnej ofierze. Na dłoni chłopaka leżącego na ziemi zobaczyłam rozcięcie. Już robiłam krok w jego stronę, a w umyśle rozkoszowałam się wizją posiłku, gdy dotarło do mnie co robię.
Resztkami woli zaczęłam wycofywać się z sali gimnastycznej, a gdy znalazłam się na korytarzu pobiegłam w stronę wyjścia ze szkoły. Słyszałam, jak ktoś krzyczy za mną, ale w tym momencie ważniejsze było dla mnie opuszczenie tego cholernego budynku. Tak strasznie trudno było mi się opanować, gdy wokół mnie było tyle ludzi.
Wypadłam z impetem na parking, który jak na złość był bardziej zatłoczony niż budynek szkoły. Musiałam się jak najszybciej oddalić od ludzi, dla których stanowiłam zagrożenie. Przepychałam się przez parking starając się nie rzucić nikomu do gardła. Gdy wbiegałam do lasu usłyszałam za sobą wołanie Belli i jej pytania co się dzieję.
- Zaczekaj tu – nakazał jej Edward, gdy ja siedziałam już pod jakimś drzewem i trzymając się lichych choinek starałam się opanować rozszalałe zmysły.
- Nie ma mowy – krzyknęła Bella i zaczęła biec za Edwardem.
- Nie pójdziesz tam – powiedział wampir łapiąc ją za ramię – jest w szale, omal się na kogoś nie rzuciła, nie zbliżysz się do niej – wytłumaczył jej, wyczytując z moich myśli co się wydarzyło.
- Ale – chciała zaprotestować dziewczyna.
- Nie ma ale, weź kluczyki i wsiądź do samochodu – powiedział wsadzając jej do ręki kluczyk ze swojego volvo – zajmę się nią – zapewnił, po czym popchnął ją delikatnie w stronę samochodu.
Trzydzieści sekund później był już koło mnie, kucając i patrząc mi prosto w oczy.
- Dlaczego to jest takie trudne – jęknęłam zaciskając powieki – dziękuje, że nie pozwoliłeś Belli tu przyjść.
- Myślałaś, że pozwolę ci ją zabić – prychnął.
- Nie zabiłabym jej – oburzyłam się – byłoby mi ciężko się opanować, ale nie skrzywdziłabym jej.
- Naprawdę myślisz, że ci uwierzę. Zapomniałaś chyba, że słyszę twoje myśli, a twoja chęć zabicia kogoś jest bardzo głośna – spojrzał na mnie z kpiną w oczach – wydaje ci się, że byłabyś się w stanie powstrzymać?
- Jak śmiesz sugerować mi, że mogłabym skrzywdzić moją przyjaciółkę? – krzyknęłam wstając.
Teraz bardziej niż krwi pragnęłam zrobić krzywdę Edwardowi. Chłopak z Sali gimnastycznej był dla mnie nikim, tak właściwie to nie wiedziałam nawet jak się nazywa, a zdołałam się powstrzymać i uciec. A on śmiał stwierdzić, że zabiłabym Bellę. Szykowałam się by rzucić się na wampira z pięściami, gdy zawiał wiatr niosąc ze sobą zapach ludzi stojących na parkingu. Mimo, że byliśmy dość głęboko w lesie, zapach ich krwi był bardzo wyraźny. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i biorąc głęboki wdech oblizałam wargi.
Potrząsnęłam głową, wyrzucając z umysłu obraz mojego potencjalnego posiłku. Pomimo, że nadal byłam spragniona wściekłość jaką odczuwałam w stosunku do Edwarda w dziwny sposób pozwalała mi się kontrolować. Spojrzałam na chłopaka, który wyzywająco patrzył mi w oczy z kpiącym uśmiechem na ustach.
- Kiedy mówiłem, że jesteś dla niej niebezpieczna i w końcu powinie ci się noga dokładnie to miałem na myśli.
- Zamknij się do cholery – krzyknęłam i wyciągnęłam ręce przed siebie.
Niewidzialna siła odrzuciła wampira na kilka metrów i sprawiła, że zatrzymał się dopiero uderzając o pień jakiegoś drzewa. Po chwili zaczął zbierać się z ziemi otrząsając się z szoku. Nie zdążył jednak nawet podnieść się do pionu, bo szłam w jego kierunku z wyciągniętą dłonią. Uniosłam dłoń delikatnie w górę a wampir zawisł zawieszony w powietrzu. Kipiała ze mnie wściekłość, ale Edward nic sobie z tego nie robił tylko patrzył na mnie zaskoczony. Jego szok był wywołany pewnie tym, że jeszcze nigdy nie udało mi się uzyskać takiej kontroli nad moim darem. Napięłam rękę jeszcze mocniej by przypadkiem jej nie stracić i uniosłam wampira jeszcze wyżej.
- Nigdy, przenigdy nie waż się chociażby pomyśleć, że byłabym zdolna wyrządzić Belli krzywdę, jasne? – popatrzyłam mu prosto w oczy – i nie próbuj jej ode mnie odsuwać, bo pożałujesz – zgięłam rękę tym samym przyciągając go w moją stronę – mam nadzieje, że zrozumiałeś raz na zawsze.
Powoli opuszczałam rękę tym samym stawiając Edwarda na ziemi. Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów żeby uspokoić szalejące we mnie emocje. Myślałam, że Edward po prostu pójdzie do Belli i pozwoli mi przetrawić to co się wydarzyło, ale on cały czas stał w tym samym miejscu, a po chwili zaczął się śmiać pod nosem. Na początku chciałam zrobić mu wyrzuty, ale gdy spojrzałam na niego zrozumiałam o co chodzi. Zorientowałam się, że nie odczuwam już chęci zabicia kogokolwiek i odzyskałam pełną kontrole nad pragnieniem.
- Zrobiłeś to specjalnie – powiedziałam, a chłopak pokiwał głową w odpowiedzi – sprawiłeś, że miałam ochotę rozszarpać cię na strzępy, żeby odwrócić moją uwagę – stwierdziłam.
- Zadziałało? – zapytał z uśmiechem, choć dobrze znał odpowiedź.
- Tak – przyznałam cicho – dziękuję.
- Wampiry powinny sobie pomagać – stwierdził wzruszając ramionami i odwrócił się w stronę parkingu, żeby wrócić do swojej dziewczyny, która swoją drogą na pewno się niepokoi.
- Naprawdę dziękuję – zawołałam za nim, na co odwrócił się w moją stronę.
- Widzisz, gdy mówiłem o tym, że mogłabyś zrobić Belli krzywdę kłamałem – przyznał – wiem, że jej nie skrzywdzisz i na swój sposób nawet podziwiam twoją samokontrole. Jesteś wampirem od dwóch miesięcy, a jesteś w stanie przebywać wśród tylu ludzi bez obsesyjnej chęci ich zabicia. I nawet, gdy polała się krew znalazłaś w sobie siłę, by z stamtąd uciec. To wymaga wielkiego wysiłku od wampirów z długim stażem, a ty poradziłaś sobie świetnie. Bardzo dobrze się też kamuflujesz, przyznam, że nawet lepiej od naszej piątki. Jesteś naprawdę dobra w byciu wampirem Crystal.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nigdy nie sadziłam, że usłyszę takie słowa od kogokolwiek, a w szczególności nie spodziewałam się usłyszeć ich ze strony Edwarda. Między nami zapanowała cisza, patrzyliśmy się na siebie, ale żadne z nas nie chciało się odezwać. Przechodziły przeze mnie przeróżne emocje i byłam pewna, że gdybym mogła na pewno bym się rozpłakała.
- Swoją drogą zdenerwowałem cię byś opanowała pragnienie, ale nie spodziewałem się, że uda ci się opanować twój dar – przyznał – musisz mnie naprawdę mocno nienawidzić.
- Nie nienawidzę cię – szepnęłam i ze zdziwieniem odkryłam, że to prawda.
Gdyby ktoś zapytał mnie jeszcze dzisiaj rano jakie uczucia żywię do Edwarda Cullena bez wahania odpowiedziałabym, że ogromną niechęć, być może nawet nienawiść. Teraz gdy stałam przed wampirem kompletnie rozstrojona emocjonalnie mogłam śmiało stwierdzić, że go nie nienawidzę. Pomógł mi, gdy tego potrzebowałam, gdy prawie zniszczyłam sobie życie. I być może zrobił to tylko ze względu na Belle, ale w tym momencie nie było to dla mnie ważne. Byłam mu ogromnie wdzięczna i wszystkie żale jakie miałam do niego wcześniej zniknęły. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością w oczach, a on uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
Czułam się jakbym straciła nagle wszystkie siły, choć było to niemożliwe. Mimo to upadłam na kolana i zakrywając twarz dłońmi zaniosłam się szlochem. I choć z moich oczu nie leciały łzy byłam roztrzęsiona. Wszystkie emocje sprawiły, że się załamałam. I mimo, że z jednej strony było mi głupio, że Edward widzi mnie w tym stanie, z drugiej miałam to gdzieś i chciałam tylko zniknąć. Tak bardzo starałam się dopasować, powstrzymywać i zacząć nowe życie, że powoli zaczynało mnie to przerastać. I nawet mimo tego, że uważałam przemianę za najlepszą rzecz w moim marnym życiu teraz po prostu było mi wstyd za samą siebie. Pierwszy raz od chwili przemiany ujrzałam w sobie potwora, krwiożerczą bestie, zdolną do zabicia człowieka. Po chwili poczułam, że Edward siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem w geście wsparcia.
- Przepraszam – wyszeptałam i chciałam coś dodać, ale zostałam przyciągnięta przez wampira do jego klatki piersiowej.
- Wiem – przyznał, po czym zaczął gładzic mnie dłonią po plecach w uspokajającym geście – wszystko jest w porządku.
Powoli się uspokajałam, a Edward cały czas trzymał mnie przytuloną do jego klatki piersiowej i chociaż nie chciałam tego przyznać bardzo mi to pomogło. Po chwili usłyszeliśmy wołanie Belli, która pewnie zaniepokojona tym jak długo nas nie ma zmierzała w naszą stronę. Oderwałam się od Edwarda i usiadłam w normalnej pozycji opierając się o pień drzewa podobnie jak wampir. Wzięłam jeszcze kilka głębokich oddechów, by uspokoić ciągle pędzące w mojej głowie myśli. Poczułam, jak Edward ściska moją dłoń, pomagając mi się zebrać w sobie. Wiedziałam, że słyszał wszystkie moje myśli, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Między nami pojawiła się niewidzialna więź i z wrogo nastawionych do siebie dzięki tej sytuacji staliśmy się przyjaciółmi. Gdzieś słyszałam, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Spojrzałam na niego i westchnęłam na co się uśmiechnął, a już po chwili zza krzaków wypadła Bella. Spojrzała na nas z ulgą, ale jej twarz po chwili wyrażała tylko zdziwienie. Najprawdopodobniej myślała, że się pozabijamy tymczasem siedzieliśmy razem pod drzewem, a Edward ściskał moją dłoń.
- Co się stało? – spytała dziewczyna patrząc to na wampira to na mnie.
- Wszystko w porządku – odpowiedział Edward spoglądając na mnie.
Uśmiechnęłam się delikatnie by potwierdzić jego słowa po czym puszczając jego dłoń wstałam i podeszłam do Belli.
- Już wszystko w najlepszym porządku – przytuliłam dziewczynę obracając nas tak, że to ja byłam twarzą do Edwarda.
Dziewczyna zaskoczona moim nagłym gestem delikatnie mnie objęła. Spojrzałam na Edwarda, który również wstał z ziemi. Uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam, a następnie patrząc mu prosto w oczy wyszeptałam najciszej jak potrafiłam dziękuje. W odpowiedzi usłyszałam tylko, że wampiry powinny sobie pomagać. Zachichotałam i wtuliłam się we włosy nic nieświadomej Belli.
CZYTASZ
Golden crystal | twilight
FanfictionCrystal Stone nigdy nie wierzyła w drugą szanse. Życie brutalnie nauczyło ją, że ludzie się nie zmieniają. Lecz gdy w momencie w którym pragnęła śmierci dostała nieśmiertelność i spotkała pewną niestandardową rodzinę, potraktowała to jak dar od losu...