Szłam przez las dość szybkim krokiem co jakiś czas słysząc głośne westchnięcia Jaspera. Wiedziałam, że próbuje mi tym zakomunikować jak bardzo jest niezadowolony z tego, że zmusiłam go do wrócenia ze mną. Właśnie dlatego postanowiłam to ignorować i szło mi bardzo dobrze.
- Nie powinnaś być z siebie taka zadowolona – mruknął, na co ja się roześmiałam.
- Oj daj już spokój – odwróciłam się w jego stronę, więc szłam teraz tyłem – naprawdę myślałeś, że pozwolę ci się nad sobą użalać?
- Nie chciałem się użalać. Po prostu...
- Bla bla bla – wykonałam charakterystyczny ruch dłonią w jego stronę, na co spojrzał na mnie zły – Psujesz mi nastrój.
- Jakoś nie zauważyłem – stwierdził cały czas mordując mnie wzrokiem.
- To źle – Odwróciłam się na chwile w kierunku, w którym szliśmy i zauważyłam, że drzewa powoli się przerzedzają, a zza nich wyłania się dom Cullenów – no już, uśmiechnij się!
Nawet nie zdążył zareagować na to jak złapałam go za przegub ręki i pociągnęłam szybko w stronę wyjścia z lasu. Jak się zorientował co zrobiłam było już zdecydowanie po fakcie, wyrwał swoją rękę patrząc na mnie z wyrzutem.
Uśmiechnęłam się szeroko widząc Belle, Edwarda i Alice stojących przed drzwiami na taras. Ewidentnie czekali na nas zastanawiając się gdzie jesteśmy.
- Wreszcie! – wykrzyknęła Alice schodząc szybkim krokiem ze schodów – Gdzie wyście byli?
- W lesie - odparłam wzruszając ramionami.
Dziewczyna ewidentnie nie była zadowolona z odpowiedzi, stanęła przed Jasperem i wycelowała w niego palec. Odeszłam dwa kroki w tył by mieć lepszy widok na tą sytuacje. Sekundę później po mojej prawej stanęła Bella, a obok niej Edward.
- A tak naprawdę to gdzie byliście? – zapytał szeptem Edward, nachylając się w moją stronę.
- Przecież mówię, że w lesie – przewróciłam oczami.
- Pół godziny? – zapytał z niedowierzaniem.
- Przerywasz mi – warknęłam wskazując dłonią na dyskutującą przed nami parę.
Alice wyjaśniała na swój bardzo energiczny sposób, dlaczego nie możemy znikać bez uprzedzenia. Roześmiałam się na stwierdzenie, że jakby nas nie znała pomyślałaby, że mamy romans. Sama myśl o tym, że mogłabym wdać się z Jasperem w jakąkolwiek relacje inną niż przyjaźń przyprawiała mnie o dreszcze. Potrząsnęłam głową wyrzucając z myśli ten obraz. Edward parsknął śmiechem zapewne odczytując moje myśli. Tylko Balla stała cicho ewidentnie czując się bardzo nieswojo. Wcale się jej się nie dziwie, w końcu była w kompletnie nowym towarzystwie.
- Nie przejmuj się, tu tak zawsze – objęłam ją ramieniem w geście pocieszenia – przyzwyczaisz się.
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się do mnie nieśmiało cały czas obserwując parę wampirów. Alice przestała już żywo gestykulować więc albo Jasper użył na niej swojego daru albo po prostu wyjaśnił o co chodziło. Zdecydowanie bardziej skłaniałam się ku pierwszej opcji.
Chciałam się wtrącić do rozmowy wampirów, ale nie zdążyłam wykonać nawet kroku w ich stronę. Uniemożliwił mi to wybiegający z domu Emmett. Właściwie wybiegający to nie do końca dobre określenie, gdyż nie byłam wstanie określić czy przez ten cały odcinek wampir w ogóle dotknął ziemi. Zatrzymał się dwa kroki przed nami z wyrażającym dumę z samego siebie uśmiechem.
- To co, walczycie – powiedział podekscytowany, pocierając dłonie.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Reszta nadal patrzyła na niego zaskoczona, szczególnie Bella dla, której pojawienie się Emmetta w ogrodzie musiało wyglądać naprawdę dziwnie.
- Serio? – zapytałam kręcąc głową, ale wampir tylko uśmiechnął się szerzej, o ile w ogóle było to możliwe – walczymy.
Zaśmiałam się patrząc na resztę. Edward wzruszył tylko ramionami, a Bella pokiwała głową patrząc na mnie wręcz błagalnym wzrokiem.
- Nie martw się, wygram – powiedziałam do niej, choć wiedziałam, że wcale jej ta informacja nie pomoże.
- Na pewno nie – prychnął mój przeciwnik.
Jak na zawołanie w ogrodzie pojawiła się Rosalie, a także Carlisle i Esme. Blondynka rzuciła Belli pełne niechęci spojrzenie na co ja skarciłam ją wzrokiem.
Bella wraz resztą rodziny wampirów odeszli kawałek ustawiając się tak by mieć dobry widok. Ja z Edwardem przeszliśmy mniej więcej na środek stając na przeciw siebie. Miedzianowłosy wyciągnął w moją stronę dłoń, co mnie delikatnie zdziwiło, mimo tego uścisnęłam ją patrząc mu w oczy.
- Życzę ci powodzenia, Crystal.
- Nie potrzebuję, ale dzięki – odparłam z uśmiechem.
Odwróciliśmy się od siebie i odeszliśmy osiem kroków, każdy w swoją stronę. Ponownie spojrzałam na niego w myślach przekazując mu, że przegra. Zrobiłam to głównie dlatego że wiedziałam, że w tym momencie czyta mi w myślach.
- Trzy... dwa... – zaczął odliczać Carlisle – Jeden... Start!
Zaczęliśmy w wampirzym tempie biec w swoją stronę. Wiedziałam, że ważne było zachowanie czystego umysłu. Każdy mój ruch i każda decyzja nie mogła być przemyślana, bo inaczej by ją wyłapał. To było z tego wszystkiego najtrudniejsze. Gdy byliśmy już blisko siebie podjęłam decyzje, ale było już za późno by zdążył zareagować. Przeskoczyłam nad nim robiąc salto w powietrzu. Gdy wylądowałam zobaczyłam, jak się odwraca. Na jego twarzy malowało się coś między zaskoczeniem, a zirytowaniem. Ewidentnie był przekonany, że pójdzie mu łatwo, ale zamierzałam pokazać mu jak bardzo się myli.
Stanęłam na wprost niego uśmiechając się zwycięsko, na co warknął zirytowany. Ruszył na mnie rozwijając zdecydowanie większą prędkość niż wcześniej. Ja stałam z uśmiechem czekając aż przebiegnie połowę dzielącego nas dystansu. Gdy tak się stało wykonałam dwoma palcami dynamiczny ruch w stronę ziemi. Oczywiście był to tylko dodatek do szybkiej wizualizacji, ale w konsekwencji wampir runął jak długi. 1:0 dla mnie. Crystal wychodzi na prowadzenie.
- To oszustwo! – krzyknął niezadowolony Emmett.
- Czy ja wiem? – zaśmiałam się idąc z wyciągniętą dłonią w stronę mojego przeciwnika – być może.
Wzruszyłam ramionami, unosząc wampira w górę. Widziałam, że próbował z tym walczyć, wyrwać się z pod mojej kontroli, ale nie miał z tym szans.
- W sumie jednak nie – mruknęłam – Edward używa na mnie swojego daru. Nic nie poradzę na to, że mój jest przydatniejszy podczas walki.
Uniosłam dłoń jeszcze wyżej tym samym coraz bardziej denerwując wampira. W momencie, w którym chciałam ogłosić swoje zwycięstwo stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałam. Emmett w przeciągu ułamka sekundy doskoczył do mnie krępując moje ręce za moimi plecami. Włożył w to chyba całą swoją siłę, bo nie potrafiłam nimi w ogóle poruszyć. Jego działania wyswobodziły Edwarda z pod mojej kontroli, więc ten runął na ziemię.
Usłyszałam, jak Bella wciąga gwałtownie powietrze i zrozumiałam jak źle musi to wyglądać z jej strony.
- Może i jest przydatniejszy, ale ciekawi mnie jak sobie radzisz bez niego.
Warknęłam wściekła i spróbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był tak żelazny, że nie byłam w stanie nic zrobić.
- Pieprzony zdrajca! – szarpnęłam się jeszcze raz, ale nic to nie dało. Ten tylko się zaśmiał z mojej reakcji.
- Emmett, puść ją – poprosiła Esme, ale wampir ewidentnie zbyt dobrze się bawił.
- Rozniosę cię! Przysięgam, że jak tylko się uwolnię pożegnasz się z nieśmiertelnością!
- I Crystal straciła prowadzenie – powiedział uśmiechnięty Edward, który zdążył już się podnieść z ziemi.
- Ty też tego nie przeżyjesz!
- Kto nie przeżyje ten nie przeżyje.
Zaczął biec w naszą stronę, a ja trochę spanikowałam. Bez możliwości użycia daru czułam się bezbronna. Musiałam improwizować albo pogodzić się z przegraną, a tego drugiego zdecydowanie nie miałam w planach. Gdy zbliżył się na tyle blisko, że był w stanie mi coś zrobić, musiałam wykorzystać moją jedyną szanse. Oparłam ciężar ciała na rękach nadal trzymanych przez Emmetta w żelaznym uścisku. Z całej swojej siły kopnęłam obiema nogami Edwarda w brzuch.
Żaden z nich nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Siła ciosu odrzuciła Edwarda zdecydowanie dalej niż się spodziewałam, ale działało to na moją korzyść. Sytuacja ta zdezorientowała Emmetta, na tyle że poluzował chwyt, więc wykorzystując chwile jego nieuwagi wyszarpałam jedną rękę i z całej siły uderzyłam go w podbródek. Sprawiło to, że moją drugą rękę puścił już sam. Kopnęłam go tak by upadł kawałek ode mnie.
Przez ten obrót sytuacji stałam na środku ogrodu, pomiędzy dwoma zbierającymi się z ziemi wampirami. Rozłożyłam ręce po bokach dłońmi w ich stronę. Odetchnęłam głęboko unosząc ich nad ziemie. Nadal byłam wściekła, teraz chyba nawet bardziej niż wcześniej, mimo to uśmiechnęłam się w stronę reszty. Zdmuchnęłam kosmyk włosów nachodzący mi na twarz.
- Crystal ponownie wychodzi na prowadzenie – powiedziałam, ciężko oddychając przez emocje kotłujące się we mnie. Mimo tego uśmiechnęłam się zwycięsko w stronę Edwarda, a następnie w stronę Emmetta. – I Crystal wygrywa.
CZYTASZ
Golden crystal | twilight
FanfictionCrystal Stone nigdy nie wierzyła w drugą szanse. Życie brutalnie nauczyło ją, że ludzie się nie zmieniają. Lecz gdy w momencie w którym pragnęła śmierci dostała nieśmiertelność i spotkała pewną niestandardową rodzinę, potraktowała to jak dar od losu...