Stojąc na polanie i wsłuchując się w grzmoty zrozumiałam, że powinnam popracować nad asertywnością. Nie chciałam tam być, a już tym bardziej grać w baseball, ale nie potrafiłam odmówić Alice. Westchnęłam głęboko patrząc w niebo. Zgodnie z niezawodną prognozą pogody w wykonaniu wampirzycy, która mnie tutaj ściągnęła, podobno nie miało dzisiaj padać. Liczyłam, że tym razem przewidywania dziewczyny również się sprawdzą, bo nie miałam najmniejszej ochoty moknąć.
Czekając na Edwarda i Belle, stanęłam z boku i obracając palcem wskazującym utworzyłam nad nim niewielki wir powietrza. Słyszałam ich głosy oraz śmiechy obwieszczające, iż zmierzają ku nam i są w dość niewielkiej odległości. W końcu wyłonili się zza linii drzew, a Alice oznajmiła radośnie, że skoro jesteśmy w komplecie, możemy powoli zaczynać.
- Ale czad! – powiedział Emmett wskazując na wir unoszący się nad moim palcem – Umiesz zrobić większy?
Zaśmiałam się widząc jego zainteresowanie i szybko twierdząco skinęłam głową. Na potwierdzenie swoich słów dokonałam szybkiej wizualizacji, po czym zaczęłam wykonywać ruch obrotowy całą dłonią, przez co wir stał się dużo większy. Emmett chciał coś dodać ale przerwał mu Edward podchodzący do nas ze swoją dziewczyną.
- No już nie popisuj się Crystal – rzucił Edward z uśmiechem, na co prychnęłam pod nosem. Ze względu na bezpieczeństwo Belli, postanowiłam zakończyć ruch powietrza, więc zacisnęłam dłoń w pięść, a wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
-A mi się podobało – powiedziała Bella przytulając mnie na powitanie.
- Swoją drogą masz zakaz używania daru podczas gry. I pamiętaj, że będę wiedział kiedy oszukujesz.
Parsknęłam śmiechem widząc jego poważny wyraz twarzy.
- Boisz się, że przegrasz? – zapytałam unosząc sugestywnie brew. Chciał coś powiedzieć, jednak postanowiłam go ubiec – Nie musisz się martwić o swoją dumę, jestem tu w roli publiczności.
- Nie grasz? – dopytała dla pewności moją przyjaciółka, a ja pokręciłam głową – Dlaczego?
- Nie umiem, nawet nie znam zasad tej gry.
- Jak to? Myślałem, że wszyscy znają, w końcu to sport narodowy – powiedział Edward, a ja westchnęłam głęboko.
- Powiedzmy, że byłam zbyt zajęta próbą przeżycia, by zgłębiać tajniki jakiegokolwiek sportu. Nawet narodowego.
Widziałam jak Bella marszczy brwi, słuchając naszej krótkiej wymiany zdań. Edward za to spojrzał na mnie przepraszająco, jakby przypomniał sobie o mojej przeszłości. Nie poczułam się urażona dlatego po prostu przewróciłam oczami i ruchem głowy pokazałam mu, żebyśmy dołączyli do reszty jego rodziny. Alice żwawo dyskutowała o czymś z grupą wampirów, kiedy Esme podeszła do nas przytulając Belle.
- Cieszę się, że jesteś – powiedziała do niej z uśmiechem, który dziewczyna odwzajemniła – Przyda nam się drugi sędzia.
- Twierdzi, że oszukujemy.
- Bo oszukujecie – zaśmiała się kobietą – Crystal też nie wygląda na fana uczciwej gry.
- Ej, wypraszam sobie! – udałam oburzenie – Nie musisz się martwić i tak nie gram, bardziej robię sztuczny tłum.
Kobieta zmarszczyła brwi, ale nie zdążyła zapytać, bo Alice oznajmiła, że zaczynamy grę. Ustawiłam się z boku koło Esme i Belli, po czym złapałam kontakt wzrokowy z Edwardem.
Nie trzeba grać, żeby oszukiwać.
Przekazałam mu w myślach i po jego twarzy widziałam, że usłyszał wiadomość. Posłał mi zabójcze spojrzenie, a ja tylko uśmiechnęłam się zawadiacko i poruszyłam brwiami. Może i nie brałam udziału w rozrywce, ale co mi szkodziło trochę się zabawić.
Ze mną nie wygrasz.
Gdy gra rozpoczęła się na dobre, obserwowałam szybko przemieszczająca się białą piłeczkę. Nie potrafiłam dojść do tego, na czym właściwie polegała ta gra, ale całkiem dobrze się bawiłam oglądając rywalizację moich przyjaciół. Przewróciłam oczami, gdy Rosalie zabijała wzrokiem jedynego człowieka w naszym gronie, po tym jak usłyszała od dziewczyny coś niekorzystnego.
Gdy tak klaskałam, dopingując niektórych wpadł mi do głowy jeden pomysł. Przypomniało mi się jak w dzieciństwie marzyłam by zostać cheerleaderką. Marzenie z czasów, gdy jeszcze mogłam marzyć. Jedno z niewielu. Właśnie dlatego postanowiłam je spełnić. Wszyscy byli zbyt zajęci grą, by zwracać uwagę na moją osobę, dlatego niezauważalnie oddaliłam się od nich. Do zrealizowania pomysłu potrzebowałam pomponów, których ewidentnie mi brakowało, jednak nie pozwoliłam by mnie to zatrzymało i postanowiłam zrobić sobie prowizoryczny zamiennik. Kilka garści wysokiej trawy i trochę polnych kwiatów, już po chwili zamieniły się w atrybut cheerleaderek. Wróciłam do moich przyjaciół, uprzednio chowając bukiety za plecami. Przygotowywali się do następnej rundy, gdy zwróciłam na siebie swoją uwagę.
- Kto zamawiał doping? – zawołałam radośnie.
- Nie martw się Crystal, nie potrzebuje żadnych tabletek, żeby wygrać – powiedział Emmett przygotowując się do starcia.
Zmarszczyłam brwi słysząc jego odpowiedz, po czym parsknęłam śmiechem. Swoją drogą, to raczej oczywiste, że wampiry nie potrzebują żadnych chemicznych specyfików.
- Nie taki doping głąbie – rzuciłam, ciągle się śmiejąc, by sekundę później pokazać im swoje prowizoryczne rekwizyty – Tadam!
Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem, a ja śmiałam się razem z nimi. W tym momencie cieszyłam się, że zgodziłam się na propozycje Alice. Musiałam przyznać, że brakowało mi czasu spędzanego z Cullenami.
- Dajesz Crystal! Pokaż na co cię stać!
- Crystal! Crystal! – wszyscy zaczęli klaskać w jeden rytm oczekując na mój popis.
Ponownie roześmiałam się głośno, po czym teatralnie się ukłoniłam machając pomponami. Także przedstawienie czas zacząć. Jeszcze niedawno nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że odważę się zatańczyć przed kimkolwiek. Teraz o dziwo wykonując taneczne ruchy do muzyki, która istniała tylko w mojej głowie, przed ośmioosobową publicznością, bawiłam się całkiem nieźle.
Po krótkiej chwili wygłupów, patrząc na rozbawione twarze moich przyjaciół, wyrzuciłam pompony w górę, po czym szybko wykonałam przerzut bokiem. Chciałam na koniec po prostu efektownie złapać je w locie, ale zerkając w górę widziałam jak się rozpadają. Stając na prostych nogach wyciągnęłam ręce do góry i za pomocą daru zebrałam rośliny na dwie mniej więcej równe części. Gdy wreszcie trafiły w moje ręce, robiąc nimi ostatni wymach ukłoniłam się teatralnie przed moją publicznością. Wydawało mi się, że w tamtym momencie cały las słyszał oklaski i śmiechy dochodzące z tej polany.
- Wymiatasz laska! – zawołał Emmett, by sekundę później porwać mnie w ramiona i okręcić kilka razy.
Kompletnie się tego nie spodziewałam dlatego odruchowo spięłam wszystkie mięśnie, ale wampir nic sobie z tego nie zrobił.
- Puszczaj mnie! – krzyknęłam przez śmiech.
Gdy wreszcie moje stopy ponownie spotkały się z podłożem odetchnęłam z ulgą. Patrząc na moich przyjaciół, zrozumiałam jak bardzo brakowało mi takich beztroskich chwil. Obrazek który miałam przed oczami był prawie idealny. Brakowało mi tylko Ethana, ale w życiu nie można mieć przecież wszystkiego. To co teraz miałam, to i tak za dużo jak na moją osobę.
Gra ponownie rozpoczęła się na dobre. Stanęłam sobie z boku i odetchnęłam głęboko. Irytowało mnie, że mimo cudownej atmosfery, gdzieś w głębi odczuwałam niepokój. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie miałam zamiaru dać zepsuć temu mojego nastroju. Patrząc jak piłeczka leci w kierunku lasu, a Edward biegnie po nią, postanowiłam trochę uprzykrzyć mu życie.
Wyciągając prawą otwartą dłoń do góry, szybko zwizualizowałam sobie swój cel. Już po chwili cała rodzina Cullenów, wraz z Edwardem na czele obserwowała jak piłka w ekspresowym tempie leci w moją stronę. Gdy tylko zacisnęłam na niej dłoń uśmiechnęłam się zwycięsko w stronę Edwarda.
- Wygrałam – powiedziałam pokazując białą piłeczkę.
Zawsze wygrywam.
Edward słysząc te myśl popukał palcem w czoło, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Oddawaj to! – krzyknęła rozbawiona Alice, a ja szybko odrzuciłam piłeczkę w jej stronę.
Cullenowie mieli zamiar powtórzyć rundę, którą im przerwałam. Gdy piłka zniknęła za drzewami, a Edward był gotowy do biegu wydarzyło się coś czego kompletnie się nie spodziewałam.
- Stop! – krzyknęła z przerażeniem Alice, stojąca na środku polany.
Na początku wszyscy byli zaskoczeni, podobnie jak ja, ale sekundę później znaleźli się przy Esme i Belli. Też pobiegłam w ich stronę, dopiero teraz orientując się co się dzieje. Do moich uszu doszedł dźwięk kroków, bardzo cichych, jakby ktoś ledwo dotykał podłoża. Trzy osoby zbliżały się ku nam. Żaden człowiek nie byłby w stanie poruszać się w ten sposób. Wampiry.
- Odchodzili, ale nas usłyszeli – powiedziała Alice, po głosie słyszałam jak bardzo była przerażona sytuacją, w której się znaleźliśmy.
- Chodźmy stąd – syknął Edward, łapiąc Belle za ramię i prowadząc w stronę samochodu.
- Już za późno.
Ukradkiem spojrzałam na przestraszona Belle. Nie dziwiłam jej się, sama czułam ogromny lęk. Mój wewnętrzny niepokój nasilił się, ale teraz miał powód by istnieć.
- Rozpuść włosy – polecił Edward, a moja przyjaciółka zrobiła to bez gadania.
- Myślisz, że to w czymś pomoże? Wyczuwam ja z końca boiska – zakpiła Rosalie, a ja od razu skarciłam ja wzrokiem.
- Nie teraz, Rose – mruknęłam do blondynki, a ta tylko przewróciła oczami.
Przerażające, jak atmosfera z sielankowej w kilka sekund przeszła w tak napiętą. Strach wszystkich był praktycznie namacalny, a to na pewno w niczym nie pomagało.
Słysząc, że wampiry są coraz bliżej, większość zrobiła kilka kroków do przodu i ustawiła się w szereg. Poszłam w ich ślady i stanęłam obok Esme. Odetchnęłam głęboko, by pozbyć się targających mną emocji i oczyścić umysł.
- Nie powinienem był cię tu zabierać – usłyszałam szept Edwarda. Był tak pełny poczucia winy, choć nie mogliśmy tego przewidzieć – Schowaj się za mną.
Wstrzymałam oddech, gdy wyłonili się z pomiędzy drzew. Blondyn, rudowłosa kobieta i czarnoskóry mężczyzna. Oczy całej trójki w kolorze szkarłatnej czerwieni, przywodziły mi na myśl siebie, z pierwszych dni bycia wampirem. Szkarłat, odcień czerwieni przywodzący na myśl tylko jedno. Krew. Szli powoli ku nam, a ja w duchu modliłam się, by się nie domyślili.
Obserwowałam ich ruchy, skanowałam wzrokiem ich twarze i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że już kiedyś spotkałam tą kobietę. Pokręciłam głową, odrzucając te głupie myśli, które zapewne pojawiały się w mojej głowie przez kotłujące się we mnie emocje. Słyszałam drżący oddech Belli i zdałam sobie sprawę jak bardzo musiała być przerażona tą sytuacją. Ja martwiłam się o nią, tymczasem ona o swoje życie.
Grzmoty się nasilały, a my mimo strachu staraliśmy się zachować obojętność na twarzy. Kiedyś umiałam lepiej maskować emocje, ale całkowicie nie wyszłam z wprawy.
Stanęliśmy na przeciw siebie, uważnie lustrując się wzrokiem. Gdy blondyn spojrzał mi w oczy przeszedł mnie dreszcz, ale nie dałam tego po sobie poznać. Hardo patrzyłam w jego czerwone tęczówki, tak długo, aż on sam odwrócił wzrok. Czarnoskóry wampir podniósł rękę, a w dłoni trzymał białą piłkę.
- To chyba wasze – powiedział z delikatnym uśmiechem, a ja już wiedziałam, że nie będzie łatwo.
CZYTASZ
Golden crystal | twilight
Hayran KurguCrystal Stone nigdy nie wierzyła w drugą szanse. Życie brutalnie nauczyło ją, że ludzie się nie zmieniają. Lecz gdy w momencie w którym pragnęła śmierci dostała nieśmiertelność i spotkała pewną niestandardową rodzinę, potraktowała to jak dar od losu...